16. Regularna wojna Watsona i Shire

43 16 32
                                    

Z dedykacją dla @Bloodypen28, zasłużyła sobie :)

___***___

Ten dzień był wręcz ironicznie normalny jak na to, że cały czas siedziałam zestresowana. Po krótce wyjaśniłam Willowi sytuację z przedszkolem Morgana, choć oczywiście pominęłam wszystko związane z Carterem. Sama nie wiedziałam, co o nim myśleć. Carter nosił tak wiele masek, że nie miałam bladego pojęcia, która z nich była jego własną twarzą. Nawet gdyby w tym momencie wyciągnął do mnie rękę, czego pewnie i tak nigdy by nie zrobił, nie przyjęłabym jej.

Siedziałam przy stoliku, wpatrując się bezmyślnie w obraz za oknem. Siąpił deszcz, krople rozpryskiwały się na szkle. Pewnie w przedszkolu nie zorganizowali dziś wyjścia na plac zabaw... Nawet nie próbowałam skupiać się na wykładzie. Will chwycił moją dłoń pod ławką i ścisnął ją lekko. Uśmiechnęłam się niewyraźnie. Na początku próbował mnie pocieszać, później rozśmieszać, ale kiedy zorientował się, że to nie zadziała, podjął się robienia notatek, które później mogłabym od niego przepisać. Przemknęło mi przez myśl, że obawy Cartera musiały być bezpodstawne - gdyby Willowi na mnie nie zależało, nie starałby się aż tak. Zrobiło mi się ciepło na sercu.

Zadzwonił dzwonek. Will zebrał nasze książki i zaczął je pakować. Zarzucił mój plecak na ramię i poklepał mnie po plecach.

- Pora na lunch. No chodź, powinnaś coś zjeść.

Mój żołądek wydawał się całkowicie wypełniony niepokojem o Morgana, bo zakotłował się nieprzyjemnie na myśl, że mogłabym przełknąć choćby kęs jedzenia. Mimo tego chwyciłam wyciągniętą dłoń Willa i pozwoliłam mu zaprowadzić się na stołówkę. Nie chciałam go martwić, gdy tak bardzo o się o mnie troszczył.

Na stołówce minęłam się z Watsonem, który właśnie kierował się w stronę jednego z bocznych stolików, z tacą wypełnioną jedzeniem na kolanach. Chłopak posłał mi zawadiacki uśmieszek. Will nawet tego nie zauważył, zajęty wyborem między makaronem, a pieczonymi ziemniaczkami.

Usiedliśmy przy stoliku, który od pierwszego dnia uważaliśmy za nas wspólny. Był maleńki, ledwo trzyosobowy, i to zapewniało nam prywatność. Will musiał co jakiś czas odmawiać dziewczynom, które proponowały mu wolne miejsca obok siebie, ale, na szczęście, jeszcze nikt nie próbował się do nas dosiąść.

Taaak, pewnie byłam temu winna.

Tym razem jednak moje prezencja nie wystarczyła. Shannon chyba wciąż czuła się urażona tym, że na nią wpadłam i postanowiła mi się odwdzięczyć. Zgrabnie przebiła się przez tłum uczniów i z kokieteryjnym uśmiechem zawisła nad Willem.

- Hej, mogę się przysiąść?

- Przykro mi, ale mamy tylko dwa krzesła - odparł Will. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo zawsze zanim usiedliśmy, odnosił trzecie krzesło do innego stolika.

Shannon obdarzyła go szerokim uśmiechem.

- Nie szkodzi, zaraz sobie jakieś przyniosę.

Odwróciła się w stronę pobliskiego stolika, mierząc spojrzeniem grupkę młodszych uczniów. Will westchnął głęboko i odsunął od siebie tacę z nietkniętym jedzeniem.

- Myślisz, że dasz radę się najeść w dziesięć sekund? - Popatrzył na mnie z rezygnacją o oczach.

Watson, który ukradkowo przyglądał się całej sytuacji ze swojego kąta, spojrzał na mnie z politowaniem. Wzruszyłam ramionami, odpowiadając obojgu jednocześnie. Watson przewrócił oczami i wymanewrował ze swojego stolika z miną, którą mogłam odczytać jedynie jako: „i znowu wszystko na mojej głowie". Wrzucił chyba najwyższy bieg, prując przez tłum uczniów jak lodołamacz. Ludzie uskakiwali spod jego kół, rozstępując się niczym Morze Czerwone.

Nie potrafię cię nienawidzićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz