Dłuższy rozdział. Hej, chcecie rozdziały wrzucane jak teraz średnio co 3-4 dni, czy rzadziej, ale już po paru korektach?
___***___
Faktycznie zastałem Tony w kuchni. Siedziała na podłodze wśród szklanych odłamków. Wyglądała okropnie w przydługiej piżamie, z kocem narzuconym na ramiona. Jej twarz była potwornie blada, a oczy zaczerwienione i odrobinę nieprzytomne.– Zostaw – rzuciłem, gdy zaczęła zbierać potłuczone skorupy. – Ja to zrobię. Nie ruszaj się, póki nie skończę sprzątać.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Och, serio?
Czy ona na każdy przyjazny gest musiała reagować szczerym niedowierzaniem? Na początku sądziłem, że to kwestia mojej osoby, ale to samo miało miejsce w stosunku do Maggie i Hudsona. Zamiatając szkło zastanawiałem się, co musiało się stać, żeby wyrobiła w sobie takie odruchy.
Kiedy podłoga na powrót zrobiła się czysta, wyciągnąłem rękę w stronę Tony. Sięgnęła po nią po chwili wahania. Zazwyczaj była pełna nonszalanckiej gracji, z której teraz nic nie zostało. Koc opadł na ziemię, Tony zatoczyła się, więc złapałem ją za ramię. Od razu zauważyłem bijące od niej gorączkowe ciepło bijące. Cholera...
– Wszystko w porządku? – zapytałem, ostrożnie ją przytrzymując.
Przytaknęła, ale jednocześnie wsparła się na moim ramieniu. Zdziwiłem się, bo postarałem się, żeby nie spoufalała się ze mną. Nie byłem pewien, czy tego potrzebowała, czy jedynie coś w niej szukało pocieszenia, ale nie mogłem się zmusić do odsunięcia, kiedy stała obok, rozgorączkowana i słaba. Zawsze myślałem, że już okrzepłem, nawet jeśli w efekcie składałem się jedynie z połamanych kawałków, ale teraz wszystkie ostre krawędzie we mnie podmywał głęboko zakorzeniony niepokój. Objąłem dziewczynę mocniej i zanim się zorientowałem, gładziłem jej plecy. Głowa Tony opadła na moją klatkę piersiową. Usłyszałem urywany wydech, trochę jak stłumiony szloch i już wiedziałem, że nic nie było w porządku. Ogarnęło mnie dziwne uczucie – ostatni raz miałem je, kiedy zobaczyłem ją na tamtym pierdolonym parkingu, z chłopakiem Machado na ogonie.
– Już... – jej głos się złamał i odsunęła się ode mnie, nerwowo przecierając palcami powieki. – Już jest dobrze, przepraszam. Morgan zachorował w nocy, zaraz po Maggie i przez jakiś czas było poważnie, ale w końcu polepszyło mu się. Przepraszam, Carter, nie powinnam ci przeszkadzać. Jestem po prostu zmęczona, młody cały czas gorączkował i czuwałam nad nim. Dopiero niedawno spokojnie zasnął. Chciałam tylko napić się kawy, żeby utrzymać się na nogach.
Nigdy nie lubiłem ich matki, ale teraz nienawiść do niej eskalowała. Dotarło do mnie, co dokładnie znaczyły słowa Tony: „Mamy umowę – Morgan jest mój." Ja i ona mieliśmy więcej wspólnego, niż mógłbym się spodziewać. Oboje sami, odpowiedzialni za młodsze rodzeństwo, choć ja nie musiałem wychowywać Maggie. Dokonałem wyboru, bardziej lub mniej świadomego, a ona po prostu została w to wszystko wrzucona pod groźbą oddania brata pod opiekę państwa. Kurwa, jak wiele razy chorowała w samotności, zbyt przerażona perspektywą utraty Morgana, żeby skontaktować się z lekarzem? A jeśli była zbyt słaba, żeby pójść do apteki? Czy Lacey w ogóle to obchodziło?
Opuściłem wzrok na własne pięści i zorientowałem się, że były zaciśnięte. Rozluźniłem palce, biorąc uspokajający oddech. Spojrzałem na Tony. Trzęsła się, więc podniosłem koc z podłogi i zarzuciłem na jej ramiona. Położyłem dłoń na czole dziewczyny – kurewsko gorące.
– Chodź, usiądź. – Posadziłem ją na jednym z krzeseł, zaniepokojony tym, że wciąż szczękała zębami. – Od dawna tak się czujesz? Brałaś już coś?
CZYTASZ
Nie potrafię cię nienawidzić
RomancePeyton nie jest zadowolona z pomysłu swojej matki, ale nie na wyboru. Razem z młodszym bratem opuszcza mieszkanie i przeprowadza się do domu przyszłego oczyma, Hudsona. Wbrew jej obawom, ich życie się poprawia, a Hudson okazuje się miłym i rozsądnym...