Jeśli sądziłam, że Carter zniknie z domu, gdy tylko pojawi się w nim jego ojczym, myliłam się. Chłopak został, spędzając czas między sypialnią Maggie a swoją. Już nie potrafiłam nazywać jego pokoju jaskinią, nie po tym, jak spędziłam w nim noc. Był sterylnie czysty, nie licząc pełnego nieznanych mi części i uwalanego smarem biurka. Spodziewałam się w tamtym pomieszczeniu ciężkiej atmosfery, a zostałam zaskoczona miękką pościelą i zaciemniającymi zasłonami w oknach. Gdyby dodać tam trochę więcej serca...
Nic mi do tego. Nie powinnam w ogóle o tym myśleć, tym bardziej, że mój własny pokój przypomniał muzeum.
Mama i Hudson wrócili do domu w okolicy lunchu. Carter wymownie zaszył się w garażu, a mój przyszły ojczym od razu zaczął upewniać się, czy ja i Maggie już się lepiej czujemy. To było dla mnie dosyć niespodziewane zachowanie ze strony dorosłej osoby, tym bardziej, kiedy zaczął mnie przepraszać, że zostałam sama z chorobą Morgana. Nawet własna mama nigdy tak nade mną nie skakała.
W środę Morgan i ja zostaliśmy w domu. Usiedliśmy do odświętnego śniadania w piżamach, w jadalni przystrojonej balonami i serpentynami. Był tort i góra chińskiej kuchni z sajgonkami, jajecznymi bułeczkami i smażonym ryżem na czele. Maggie nawet zaciągnęła do stołu Cartera, który wyjątkowo starał się nie warczeć na swojego ojczyma, ograniczając się jedynie do ignorowania go. Atmosfera zdawała się podniosła, ale przebijał przez nią ciężar pożegnania. Młody wdrapał się na kolana Maggie i nie chciał jej puścić, taktycznie nie zauważając ukradkowych spojrzeń mamy. Nie odważyła się jednak niczego powiedzieć, bo Hudson siedział tuż obok niej i co jakiś czas przecierał szkliste oczy. Widziałam po nim, że już tęsknił za córką.
Po śniadaniu zgarnęłam Morgana na górę, zanim mama zdążyła go przechwycić, i kazałam mu się przebrać w jego pokoju. Gotowe ubranko czekało przewieszone przez drzwi szafy, więc nie powinien mieć z tym jakichkolwiek problemów. Sama wskoczyłam w losową sukienkę i wychodząc, minęłam się w korytarzu z Carterem. Trąciłam go przez przypadek ramieniem. Mruknęłam ciche przeprosiny, ale nawet na mnie nie spojrzał. Nic nie pozostało ze swobodnej sylwetki, którą widziałam w ciągu ostatnich dni – teraz był spięty i nerwowy. Wiedziałam, że w jego wyobrażeniach ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. Zamiast ucieczki z domu i wolności, dostał jarzmo w postaci mnie i Morgana.
Na lotnisko wybraliśmy się dwoma samochodami. Hudson i mama pojechali z Jamesem Bentley'em, a Carter, Maggie, ja i młody czarnym Volvo. W aucie panowała grobowa atmosfera, choć w którymś momencie ktoś puścił w tle radio. Głos spikera przerywał ciszę. Maggie, która siedziała z przodu, próbowała wciągnąć brata w rozmowę, ale udało się jej jedynie uzyskać od niego kilka monosylab i skinięć głową. Nie odezwałam się ani słowem. Widziałam, jak jego szczęka pracowała, gdy zaciskał zęby.
– Wszystko w porządku, Carter? – zapytał w końcu Morgan. Siedział w swoim foteliku, bardzo starając się nie uderzać nogami w obicie fotela.
Carter spojrzał na niego w lusterku, posyłając dzieciakowi grymas, który przy dobrych chęciach można było zinterpretować jako wymuszony uśmiech.
– Jasne, nie martw się.
– Jesteś na mnie zły?
Warga Morgana się zatrzęsła, więc zacisnęłam dłoń na jego kolanie i spojrzałam na niego uspokajająco.
– Wszystko jest w porządku, Carter po prostu skupia się na prowadzeniu – zapewniłam brata.
– Tony ma rację – potwierdził chłopak. – Nie jestem na ciebie zły, po prostu prowadzę.
Później zamilkł. W samochodzie zapadła cisza. Morgan nie wyglądał na przekonanego, ale już nie próbował niczego mówić. Do końca drogi nikt nie odezwał się już ani słowem.
CZYTASZ
Nie potrafię cię nienawidzić
RomancePeyton nie jest zadowolona z pomysłu swojej matki, ale nie na wyboru. Razem z młodszym bratem opuszcza mieszkanie i przeprowadza się do domu przyszłego oczyma, Hudsona. Wbrew jej obawom, ich życie się poprawia, a Hudson okazuje się miłym i rozsądnym...