Rozdział 19

35 1 0
                                    


- Miłego weekendu. – Powiedziałam, gdy ostatnia zapisana osoba na dziś wyszła z gabinetu.

Szefowa wyszła jakąś godzinę temu więc musiałam zamknąć. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć siódma. W miarę wcześnie, mimo że jest ciemno za oknem. Już nie mogłam się doczekać dni w których większość czasu będzie jasno i ciepło.

Skorzystałam z toalety i wzięłam z zaplecza klucze i torebkę. Wygrzebałam z niej telefon w celu zadzwonienia po taksówkę.

Gdy wyszłam z korytarza stanęłam jak wryta.

Przed drzwiami stał mężczyzna. Może z 6 stóp ode mnie. Tym razem nie był to ten od którego wszystko się zaczęło. Stał przede mną inny który uśmiechał się do mnie jakby wygrał w totka, trzymając w dłoni broń. Był obrzydliwy. Gdy cisza dłużyła się, nie poruszyłam się ani o cal.

Nawet nie wiem w którym momencie po moim policzku spłynęła samotna łza. Na ten widok mężczyzna zrobił krok w przód, ja w tył.

-No już ślicznotko. Nie płacz. Przyszedłem się przywitać. -Powiedział i rozłożył ręce w których trzymał nadal broń.

-Czego pan chce? – Zapytałam jąkając się. Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej choć wątpiłam, że to możliwe.

-Szukam kolegi. – Udawał zastanowienie po czym zbliżył się o jeszcze jeden krok. -Znasz nijakiego Willhelma? – Podrapał się po brodzie po czym kolejny raz zbliżył.

Zaprzeczyłam ruchem głowy starając się powstrzymać cieknące po policzkach łzy.

- Och nie kłam. Nie ładnie jest kłamać. – Powiedział i pokręcił głową niezadowolony.

-Skoro mnie znalazłeś czemu nie znajdziesz jego? – Zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu, byleby na niego nie patrzeć. Ledwo udawało mi się cokolwiek z siebie wydusić a trzęsące się ciało nie pomagało w skupieniu.

-Chciałem się trochę zabawić. Skoro jest on takim wielkim obrońcą kobiet, niech tu przyjedzie i cię uratuje. Jednak obawiam się, że tym razem nie będzie wiedział, że coś jest nie tak. – Zadrwił rozglądając się po sali.

Szukałam wzrokiem czegokolwiek czym mogłabym się obronić, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że nic to nie da.

-Widzisz, kiedy Sunderland dokonał zemsty, ja postanowiłem zrobić to samo. Zacząłem od matki... a teraz przyszedł czas na kobietę, która mu pomogła  i zyskała u niego punkty. – Zbliżył się do mnie, gdy ja wciąż cofałam się w tył.  –Kto wie? Może i coś więcej.

Z przerażeniem kręciłam głową, która zaczynała nieprzyjemnie pulsować. Nic co mówił do mnie nie docierało.

-Nie lubię jak ktoś mi kłamie prosto w oczy. - Zacmokał niepocieszony i znów się zbliżył. – Dobrze wiem, że się widujecie choć to chore. Nie powinnaś być rozsądna i uciekać? Przez to masz znacznie większy problem niż Sunderland.

-Nie chce się w to mieszać, załatwcie sami sprawy. – Wydukałam a następnie się skrzywiłam, gdy moje plecy dotknęły ściany.

-To tak nie działa kochanie. Mówiłem Ci, kiedy ten pożal się Boże bohater pomścił siostrę, ja pomszczę braci.

Co do kurwy?

-Nie... nie rozumiem. – Pokręciłam głową, gdy jedyne co do mnie docierało to że jestem w dupie.

-Ah nie powiedział ci? Może jednak nie jesteście aż tak blisko. – Uśmiechnął się starając grać smutnego co mu niezbyt wyszło. – Pozwól, że wytłumaczę Ci jak dojedziemy na miejsce.

It Wasn't Your Fault Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz