Rozdział 27

16 2 0
                                    


-Proszę mnie nie dotykać. - Usłyszałam wzburzony głos przyjaciółki.

-Aurora daj jej odpocząć. -Kolejny głos należał do Willhelma.

-Ty się nie wtrącaj. - Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, a zza ściany wyłoniła się czerwona czupryna z widocznymi odrostami.

-Proszę Panią o opuszczenie sali, bo będę zmuszony wezwać ochronę.

-To se Pan wzywaj.

Aurora w końcu się odwróciła w moją stronę i zmieniła postawę z bojowej na nieco łagodniejszą. Lekarz popatrzył się na mnie załamując ręce.

-Może zostać.

-No dziękuję bardzo! - Sapnęła i usiadła na fotelu. - Co się Pan gapi?

Lekarz nie zamierzał odpowiedzieć i po prostu wyszedł. Ta sytuacja sprawiła, że po raz pierwszy od dawna miałam ochotę się uśmiechnąć.

-Przepraszam, jak chcesz mogę wyjść. Chciałam tylko zobaczyć, jak się trzymasz, bo nic mi nie mówią. - Uśmiechnęła się lekko.

-Zostań.

-Kutas z niego. Ja wiedziałam od początku, że mam tu wstęp. - Założyła nogę na nogę i kontynuowała. - Jak się czujesz? Dobrze cię traktują?

-Nie narzekam na opiekę. Jest o wiele lepiej, mogę w końcu ruszać ręką. - Pokazałam dziewczynie co udało mi się osiągnąć przez ostatni tydzień. - Oczywiście mam tego nie robić, ale w końcu mogę się podrapać.

-Wiesz, zawsze możesz poprosić o to mnie. - Uśmiechnęła się, ukazując swoje zęby. - Albo tego tam. Nie widziałam, żeby opuścił ten szpital na dłużej niż kilka godzin, a i to zdarza się rzadko.

Machnęła ręką w stronę wyjścia, zapewne mając na myśli Willhelma.

-Byłam tu codziennie wiesz? Czekałam, ale w końcu nie wytrzymałam. Naprawdę, jak nie masz jeszcze ochoty na towarzystwo, to wyjdę. - Mówiła, a ja za nią nie nadążałam. Zapomniałam już ile ta dziewczyna może gadać.

-Aurora, naprawdę. - Ułożyłam swoją dłoń na jej. - Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało.

-Nie mów mi takich pięknych słów. - Zaczęła wachlować swoją twarz, jakby miała się rozpłakać, jednak wiedziałam, że udaje.

Udało mi się nawet zaśmiać, co było również dobrym osiągnięciem.

-Nie nudzi ci się tu? Nawet zegara nie ma. - Rozejrzała się po sali i zmarszczyła brwi.

-Nudzi, ale co mam robić. Ledwo mogę się ruszać, więc i tak za dużo bym nie zrobiła. - Mruknęłam bawiąc się bransoletką na ręce dziewczyny. - Skąd ją masz?

-A to jakaś stara. - Machnęła ręką i zrobiła dziwną minę. Kłamała. Uniosłam brwi, czekając na wyjaśnienia. - Dostałam od Hugo na urodziny.

Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu.

-Który dzisiaj? - Zapytałam, chcąc się dowiedzieć, ile dni temu moja przyjaciółka miała urodziny.

-Dziewiętnasty.

Widziałam, że czuje się niepewnie.

-Aurora... Wszystkiego najlepszego. - W moich oczach pojawiły się łzy, gdy ścisnęłam przyjaciółkę za dłoń. - Czego sobie życzyłaś?

Odkąd pamiętam urodziny obchodziłyśmy razem. Jako dzieci po imprezie urodzinowej chowałyśmy się w domku z poduszek i zdradzałyśmy sobie życzenia. Gdy byłyśmy starsze piekłyśmy razem tort i również nie ukrywałyśmy przed sobą życzeń. Dlatego to pytanie sprawiło, że ponownie chciałam płakać, ponieważ za każdym razem gdy zostało ono zadane, byłyśmy w cudownym miejscu razem, a teraz jesteśmy tu.

-Chciałam się z tobą zobaczyć, choć na chwilę. I jak widać, moje życzenie się spełniło. - Wzruszyła ramionami, ale widziałam, że również powstrzymuje łzy.

-Kocham cię, nawet nie wiesz, jak bardzo. - Łzy, które wypłynęły tym razem, nie były smutne. Wręcz przeciwnie. Cieszyłam się, że mam obok siebie kogoś tak cudownego jak Aurora.

-Ja ciebie też, bardzo mocno. Mogę cię przytulić? - Pokiwałam głową i już po chwili czułam się jeszcze lepiej.

Brakowało mi jej tak cholernie mocno. Aurora spędziła u mnie bardzo dużo czasu. Nie przeszkadzało mi to, z czego naprawdę się cieszyłam. Wypytywała o moje samopoczucie milion razy, ale w tamtej chwili czułam się naprawdę dobrze. Opowiadała mi o wszystkim, czego doświadczyła w ostatnich dniach. O jej relacji z Hugo, która mimo kryzysu ma się dobrze. Buzia jej się nie zamykała, co znaczyło, że naprawdę się stęskniła.

-A i zanim pójdę, nie chce cię denerwować, ale podejrzewam, że tamten osobnik niedługo dostanie płaskodupia, jak nie zejdzie z tego krzesła. - Wskazała ręką na drzwi, na co przewróciłam oczami. - Nie żebym go tu chciała, ale chyba naprawdę się martwi. Tak tylko mówię. Do jutra!

Pomachała mi i uciekła, jak dziecko, które coś przeskrobało.

Biłam się z myślami, aż w końcu zdecydowałam. Wezwałam pielęgniarkę i zapytałam, czy mogłaby zaprosić do mnie Wille. Zgodziła się, ale tylko na chwilę, co w jakiś sposób mnie radowało. W końcu jak będzie bardzo źle, to będę mieć wytłumaczenie by się go pozbyć.

Nie czekałam długo, mężczyzna wszedł szybkim krokiem, a gdy jego wzrok na mnie spoczął, znacznie zwolnił. Usiadł na fotelu, na którym przed chwilą jeszcze siedziała Aurora i po prostu patrzył. Czułam się niezręcznie, a to chyba nie o to chodziło.

-Niby to ja leżę w szpitalu, ale to ty z naszej dwójki wyglądasz gorzej. - Powiedziałam, starając się opanować drżenie głosu. Zauważyłam zmianę, jaka w nim zaszła po wypowiedzeniu tych słów. Mężczyzna znacznie się rozluźnił i nawet delikatnie uniósł kącik ust.

-Z naszej dwójki zawsze będziesz wyglądać lepiej. - Nie byłam gotowa na taką odpowiedź, dlatego zostawiłam to bez komentarza. - Jak się czujesz?

-Jest okej, chociaż trochę tu nudno. - Wzdycham, bo dociera do mnie po raz kolejny, że jestem bezużyteczna i jedyne co mogę to gapić się w ścianę.

-Jeżeli chcesz znajdę ci jakieś zajęcie, o ile mnie jeszcze wpuścisz. - Zasugerował, na co skinęłam głową. -A jak psycholog? Odpowiada Ci?

-Ciężko stwierdzić. Dopiero była jedna sesja, więc zobaczymy później. Dziękuję.

-Nie masz za co, jak będziesz czegoś potrzebowała, to jestem zawsze za drzwiami.

Mam wrażenie, że gdyby mógł, to by ściągnął do mnie najlepszego psychologa na świecie, jakbym tylko powiedziała słowo.

-Dlaczego nie wrócisz do pracy? Aurora mówiła, że chłopaki mają dużo na głowie bez ciebie.

-Chce tu być i mieć pewność, że traktują cię dobrze. - Wzruszył ramionami, jakby było to czymś oczywistym. A sam fakt tego, że nie opuszcza szpitala prawie wcale jest uroczy.

-Wille, wiem, że ci ciężko, ale nic sobie nie zrobię. Nie musisz marnować czasu siedząc tu całymi dniami.

-Nie marnuje czasu, po prostu nie przegapiam okazji do zobaczenia ciebie. Widzisz, jakby mnie tu teraz nie było, straciłbym tę szanse.

Patrzyłam na niego i w końcu zobaczyłam tą samą osobę, która grała ze mną w kręgle czy oglądała filmy. Uśmiechnął się w końcu tak, jak uwielbiałam najbardziej. W tym uśmiechu kryło się ciepło, troska, ale i trochę coś z łobuza.

-Czyli było warto?

-Oczywiście, że było warto.

***

It Wasn't Your Fault Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz