Bandyta
-To wszystko moja wina. – Wyznałem załamany tracąc resztki nadziei. – Gdybym do niej nie poszedł nic by jej się nie stało. Gdybym od razu wykończył całą trójkę.
-Wille uspokój się. Znajdziemy ją. – Powiedział Hugo który również się bał układając dłoń na moim ramieniu. – A teraz zwolnij i ochłoń. Jak nas zabijesz to nikt jej nie pomoże.
-A jak jej nie znajdziemy? Zostało ostatnie miejsce, wszystkie inne były puste. Jeździmy całą noc i nic nie mamy! – Wydarłem się wyprzedzając samochód przed nami.
Jechał nim jakiś idiota bo za wolno się poruszał. Spojrzałem na licznik dostrzegając 180 km/h. No może nie tak wolno.
- Zatrzymaj się, ja poprowadzę.
-Nie, bo ty jeździsz za wolno. – Mruknąłem zwalniając trochę bo zbliżaliśmy się do zakrętu.
-Wille kurwa opanuj się. Mówię że martwi jej nie znajdziemy. Harry jest psycholem i nie mamy wiele czasu więc nie będzie lepiej gdy będziemy leżeć w śpiączce albo kostnicy. – Powiedział spokojnym głosem.
Nie wiedziałem jak w tej chwili mógłby być opanowany. Całą noc jeździliśmy z miejsca do miejsca ale nic to nie dało. Jak widać nie starałem się wystarczająco. Wciąż dręczyły mnie myśli że mógł jej coś zrobić. Nie że mógł. On na pewno to zrobił.
-Daleko jeszcze? – Zapytałem przyjaciela któremu byłem wdzięczny za pomoc. Nie chciałem go w to mieszać ale nie miałem wyjścia.
-Dziesięć minut.-Skinąłem głową delikatnie przyspieszając.
-Ten gwałciciel zapłaci za to.
-Nie pozwoliłbym by było inaczej. – Warknąłem zaciskając ręce na kierownicy.
-To tam. -Wskazał ręką na szopę która była jedynym budynkiem na tym odludziu.
Wszędzie były pola i gdzieniegdzie w oddali drzewa. Zwolniłem z zamiarem zaparkowania.
Podeszliśmy do drewnianych drzwi, szarpałem za klamkę i ku mojemu zdziwieniu ustąpiła. A gdy wszedłem do środka zamarłem.
Nagle wszystko stanęło. Czułem się jak w koszmarze. Ledwo łapałem oddech gdy z każdej strony czułem jakby coś na mnie napierało. Nie mogłem się ruszyć.
Leżała tam. A raczej jej ciało. Nie widziałem by się poruszała. Była cała we krwi.
-Wille pomóż mi!-Krzyknął Hugo którego głos słyszałem jak zza grubej ściany. – Wille! Ledwo czuć jej puls!
Po chwili wyrwany z osłupienia ruszyłem w stronę dziewczyny. Nadgarstki miały ślady po kajdankach które leżały niedaleko jej. Brzuch pokrywały fioletowe sińce które przykrywała zaschnięta krew, między nogami również było sporo krwi. Opadłem na kolana dotykając jej zimnego policzka.
-Ophelia, nie, nie... – Kręciłem głowa – Nie zostawiaj mnie. Proszę... – Łkałem próbując wziąć głębszy oddech.
Hugo zdjął z siebie kurtkę i zarzucił na ciało dziewczyny a następnie zwrócił się do mnie.
-Daj kluczyki, podjadę bliżej i zawieziemy ją do szpitala... Wille. – Spojrzałem na niego i wyciągnąłem to o co prosił wciąż gładząc lodowaty policzek brunetki. Bałem się jej dotknąć. Mogłem pogorszyć jej stan który i tak był fatalny.
Najdelikatniej jak mogłem na trzęsących się nogach wyniosłem ją na zewnątrz i wszedłem z nią na tylne siedzenie samochodu. Była taka zimna.
-Jedź! – Nakazałem Hugo który wcześniej wysiadł by zamknąć drzwi do szopy. Mężczyzna ruszył z piskiem opon i tym razem jechał tak samo jak ja wcześniej.

CZYTASZ
It Wasn't Your Fault
Romantik24-letnia Ophelia Wheeler od roku jest weterynarzem. Mogłoby się wydawać, że jej życie jest nudne, zresztą tak twierdzi nawet najbliższa jej przyjaciółka. Jednakże, dziewczyna lubi swoją rutynę i nie zamierza tego zmieniać. Do czasu, kiedy do jej ga...