Skupiłam się na kwiatach, które dostałam od Wille i przypominałam sobie nasze spotkania. Od początku nasza relacja była burzliwa. Nawet nie umiem stwierdzić, kiedy zaczęliśmy się dogadywać. Musiałam mieć jakieś zaćmienie mózgu, że jakimś cudem pchnęliśmy to dalej. Uniosłam kącik ust na wspomnienie nocy filmowej, na którą zaciągnęła mnie Aurora. Wille nie zrobił nic, bym poczuła się źle. Interesowało go moje zdanie, szanował granice. Ale nie tylko tego jednego razu. Za każdym razem pokazywał, że nie jest taki, za jakiego go miałam na samym początku.
Chciałabym zobaczyć jak rozwinęłaby się ta znajomość, gdyby nie on. To wszystko... tyle cierpienia, zapoczątkował jeden człowiek.Człowiek, który musi zginąć.
...
Patrzyłam się tępo w ścianę, szczerze powiedziawszy bez powodu. Chyba płyta mi się zacięła, a może po prostu traciłam zmysły.
Od wczoraj do nikogo nie wypowiedziałam słowa. Z rana nie miałam ochoty i jedynie przytakiwałam pielęgniarkom, które co raz się obok mnie kręciły. Później zdałam sobie sprawę, że były jedynymi osobami, do których mogłabym otworzyć buzię. Mariny nie było, dziewczyna obok dalej się nie obudziła, więc w sali byłam znowu sama. Nie lubiłam tego stanu. Kiedy się zawieszałam i zaczynałam nadmiernie myśleć. Nie słyszałam wtedy nawet pojedynczych odgłosów, dochodzących zza drzwi, póki się nie ogarnęłam. A w tym momencie nie miałam jak się ogarnąć, bo nie miałam co robić.
Więc myślałam.
A to było najgorsze. Po tylu dniach spędzonych w szpitalu zaczęłam mieć dość samej siebie. Chciałam z kimś pogadać, zrobić coś, by tylko przestać myśleć. Ale wciąż tkwiłam w bańce. Z tego co mi wiadomo, dzisiaj nikt do mnie nie przyjdzie. Szczerze, zniosłabym nawet panią psycholog.
Nie jestem w stanie stwierdzić ile to trwało, ale w końcu kątem oka dostrzegłam ruch. Przeniosłam zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie w stronę drzwi, przez które właśnie wchodził Wille. Zamrugałam, by w miarę przyswoić tę informację i skoncentrowałam się w pełni na nim.
Czarny dres, w który był ubrany, to wciąż nie koszula, w której najczęściej go do tej pory widziałam. Ale póki ma się męczyć siedząc tu całymi dniami, niech chociaż będzie mu wygodnie. Faktycznie się posłuchał i wrócił do domu. Wyglądał o niebo lepiej.
-Zgoliłeś wąsa. – Stwierdziłam unosząc brwi.
-W końcu trzeba było. – Potarł się po twarzy i usiadł na fotelu obok. – Mogę zostać? Nie widziałem pielęgniarki, więc stwierdziłem, że sam cię spytam.
-Możesz, nawet przyznam ci, że tak troszkę mi ciebie brakowało.
-Brakowało mówisz?
-No... a bardziej twoich tatuaży. – Uśmiechnęłam się zadowolona i wyjęłam z szafki flamastry.
-Jak nie chcesz mnie, tylko moje tatuaże, to może ja ci projekty wydrukuje na kartkach. -Zmrużył oczy, więc zrobiłam to samo.
-Ekologia, mówi ci to coś? – Próbowałam powstrzymać uśmiech i wyglądać jak najbardziej poważnie, co się udawało, dopóki Wille nie parsknął śmiechem pierwszy.
-Który chcesz? – Zapytał i ściągnął bluzę, pod którą miał również tego samego koloru koszulkę.
-Daj. – Złapałam go za dłoń i zaczęłam okręcać ją w każdą stronę. Dotykałam ją czując ciepło, które od niego biło. Zerknęłam na niego spod rzęs, gdy stał w bezruchu i również mnie obserwował. – Co?
-Nic. Czekam, aż wybierzesz, żebym mógł z powrotem usiąść. – Kiwnęłam głową i zwróciłam swoje spojrzenie ponownie na jego rękę.
-Daj drugą. – Nie czekałam nawet, aż sam ją zmieni, tylko zrobiłam to sama i ją również zaczęłam przeglądać. Miał wiele ciekawych rysunków, które naprawdę do siebie pasowały. – To chce. Możesz siadać.

CZYTASZ
It Wasn't Your Fault
Romance24-letnia Ophelia Wheeler od roku jest weterynarzem. Mogłoby się wydawać, że jej życie jest nudne, zresztą tak twierdzi nawet najbliższa jej przyjaciółka. Jednakże, dziewczyna lubi swoją rutynę i nie zamierza tego zmieniać. Do czasu, kiedy do jej ga...