BandytaNie wiedziałem, co się stało. Szło nam tak dobrze, a nagle po prostu się rozpadła.
Gdy wyszedłem z sali, ruszyłem prosto w stronę wyjścia. Na dworze uderzyło mnie chłodne powietrze. Dzisiaj pogoda nie była najlepsza, co mi odpowiadało. Odszedłem trochę od budynku, by zapalić papierosa. Byłem wkurwiony. Chciałem coś rozpierdolić. Fakt, że ten skurwysyn zniszczył tak dobrą dziewczynę mnie bolał. A fakt tego, że to moja wina, rozpierdalał mnie po całości. Wykastrowałbym go cholernymi rękami, byleby nikogo więcej nie skrzywdził.
Po pierwszym papierosie nie poczułem ulgi, co spotkało się ponownie z moim zdenerwowaniem. Odpaliłem więc drugiego, próbując jakkolwiek się uspokoić. Ludzie patrzyli się na mnie, jakbym był na niezłych dropsach. Jedna babcia tak się na mnie zapatrzyła ze zgorzkniałą miną, że prawie nie trafiła w drzwi.
Przewróciłem oczami i wyrzuciłem resztki papierosa ruszając z powrotem w stronę szpitala.
Dzień jak co dzień, usiadłem na korytarzu, idealnie naprzeciwko sali Ophelii.Wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem pracę. Stwierdziłem, że stąd mogę pomóc chłopakom chociaż trochę. Scarlett odchodziła już od zmysłów, ale nie wypomniała mi tego ani razu, rozumiała sytuację.
Zrobiłem tylko połowę, ponieważ nie mogłem usiedzieć w miejscu. Cały czas po głowie chodził mi ten chuj, który chodzi bezkarnie po tej ziemi. Dobrze wiedziałem w jakich miejscach bywał, jakie tereny do niego należały, ale nic nie wskóram, gdy będę musiał każde miejsce po kolei przeszukiwać, a on w tym czasie mógłby się przemieszczać. Dlatego potrzebne mi konkrety. Kiedy i gdzie. I musiałem zdobyć te informacje za wszelką cenę, zanim znów zaatakuje.
A na pewno to planuje....
-Mogłabyś przyjechać?
-Ym zaraz mam ostatnią klientkę, to bym była gdzieś za dwie godziny, a coś się stało? – Aurora brzmiała na nieco zaniepokojoną, w końcu to był chyba pierwszy raz, gdy do niej dzwoniłem.
-Musze jechać, a Ophelia dostała chyba kolejnego ataku i chciała zostać sama, ale nie chce jej zostawiać i może ty byś z nią pogadała albo chociaż posiedziała przy niej. – Odparłem chaotycznie.
-Jasne, nie ma sprawy, odwołać wizytę czy być za dwie godziny?
-Możesz przyjechać za dwie godziny. – Podziękowałem jej jeszcze i się rozłączyłem.
W prawdzie Aurora bywała tu prawie codziennie, tak samo jak ja, ale musiałem wyjść na spotkanie.
Nawet nie zauważyłem, gdy minęły dwie godziny, pogrążony w swoich myślach oderwałem wzrok od podłogi, słysząc nad sobą chrząkniecie.
-Gdzie się wybierasz? – Zapytała, gdy uniosłem głowę.
Wiedziałem, że z Hugo się pogodzili, ale między nami nie było takiego spokoju. Aurora była na mnie zła, nie dziwię jej się. W końcu to przeze mnie Ophelia tu trafiła, a ona dalej nie wie o niczym.
-Musze iść na spotkanie, powinienem dzisiaj wrócić. – Wstałem, a kobieta zrobiła krok w tył i założyła na pierś ręce.
-Wiesz, że cię nie lubię? – Zacisnąłem usta patrząc na nią zmęczonymi oczami.
-Nie da się nie zauważyć.
-To pewnie się domyślasz, że jak jeszcze coś kombinujesz, a jej stanie się znowu krzywda, to nawet Matka Boska cię nie pozna. – Zmrużyła na mnie gniewnie oczy.
-Aurora... dobrze wiesz, zresztą wszyscy wiedzą, że tego nie chciałem. Rozumiem, że mnie winisz, bo sam codziennie się obwiniam, ale nigdy nie chciałem, by jej się coś stało. Próbuje go złapać, więc mi na to pozwól.
Gdy skończyłem Aurora rozszerzyła oczy i zamarła. Zrozumiała co chce zrobić, i wiedziałem, że mi pozwoli. Zresztą, nawet gdyby miała jakieś wątpliwości i tak bym nie posłuchał.
Patrzyłem jak przełyka ślinę i powoli kiwa głową. Wciąż patrzyła w jeden punkt. Dotknąłem jej ramienia, gdy z jej oczu pociekła samotna łza. Przyciągnąłem ją do siebie, na co nie protestowała.
-Obiecaj że będzie cierpiał. -Usłyszałem cichy szept, który wcale nie przypominał głosu Aurory.
Tego akurat się nie spodziewałem. A zresztą, czy powinienem się dziwić? Obie zaskakują z każdym dniem coraz bardziej, obie by zrobiły dla siebie wszystko. Więc taka postawa Aurory jest dla mnie czymś nowym, ale jednocześnie czymś normalnym.
Jeżeli można w ogóle powiedzieć, że zabójstwo może być normalne.
-Obiecuję. – W tym momencie Aurora oplotła mnie rękami. Jak wcześniej nie rejestrowała prawie nic, teraz mnie przytuliła. – Pilnuj jej.
Po chwili odsunąłem się od kobiety i posyłając jej słaby uśmiech odwróciłem się i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Chyba jednak troszkę mnie polubiła.Wsiadłem do samochodu i odjechałem spod szpitala kierując się w stronę Salt Lake City. Miałem sporo do zrobienia.
***

CZYTASZ
It Wasn't Your Fault
Romance24-letnia Ophelia Wheeler od roku jest weterynarzem. Mogłoby się wydawać, że jej życie jest nudne, zresztą tak twierdzi nawet najbliższa jej przyjaciółka. Jednakże, dziewczyna lubi swoją rutynę i nie zamierza tego zmieniać. Do czasu, kiedy do jej ga...