Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Po wyjściu Aurory rozmyślałam długi czas o naszym spotkaniu. Mimo, że na początku cieszyłam się, że jest przy mnie, później już tak nie było. Byłam jej wdzięczna. Kochałam ją ponad życie, ale nie czułam się dobrze.Całą wizytę trzymała mnie za rękę. O ile z początku mi to nie przeszkadzało, później zaczęło drażnić coraz bardziej. Moja skóra zaczynała palić, gdy przyjaciółka wykonywała chociażby delikatny ruch. Czułam się okropnie, że nie mogłam się cieszyć z jej wizyty. A tak bardzo tego chciałam. Tak bardzo tego potrzebowałam.
Nie umiałam sobie wyobrazić innego dotyku, niż tego który towarzyszył mi w szopie. Wyklinałam w myślach swój mózg, który ze mną nie chciał współpracować.
Gdy tak leżałam, zrozumiałam, że nie chce być dotykana. Wtedy to uczucie się zmniejsza. Miałam wiele długich godzin by wspomnienia bombardowały mój umysł naprzemiennie.
Próbowałam myśleć o rodzicach. O radosnym spojrzeniu Aurory, która cieszyła się, że żyje, ale i smutnym z powodu tego, co się stało. Szukałam w głowie wszystkiego, nad czym mogłabym rozmyślać, ale i tak wszystko wracało do jednego. Pytałam lekarzy o leki, by zagłuszyć to wszystko, ale jedyne co dostałam to łagodne środki uspokajające. Nie działały.
Na pewno nie tak, jakbym tego chciała.
Przekręciłam głowę w stronę z której dochodził odgłos otwieranych drzwi.
-Wstałaś w końcu, lekarze mi mówili, że przeszłaś poważną operację. Jak się czujesz? – Zapytała kobieta w średnim wieku, którą lekarz wiózł na wózku.
-Jestem trochę obolała. – Odparłam niepewnie zerkając na pacjentkę.
-Mam nadzieję, że dobrze cię będą traktować, inaczej ten młodzieniec, który przy pani siedział, rozniesie każdego po kolei. – Zaśmiała się blond włosa kobieta, lekarz pomógł jej przejść na łóżko po czym zgromił spojrzeniem. Młodzieniec.... Nie rozumiałam, o kogo chodzi, a gdy to do mnie dotarło zacisnęłam usta. – Tak w ogóle, Marina jestem.
-Ophelia.
Marina kiwnęła głową wpatrując się we mnie. Miała dużo zmarszczek i była szczupła.
-Mogę zapytać co się stało?- Wstrzymałam oddech, przymykając powieki. Odwróciłam głowę w stronę sufitu starając się głębiej odetchnąć.
-Chyba nie chce tego przyznać na głos. – Kolejne łzy pojawiły się w moich oczach. Przez ból rąk, nie mogłam ich nawet zetrzeć, co mnie niesamowicie irytowało. Do tej pory płakałam często. W ostatnich dniach osiągnęłam apogeum.
-Złotko...tak bardzo mi przykro. – Kobieta ze skruchą wyrzuciła z siebie te słowa. – Wierzysz w Boga?
Odwróciłam z powrotem głowę w jej stronę, zaskoczona tym pytaniem.
-Nigdy nie byłam pewna. Coraz częściej myślałam o tym, że nie wierzę w nic. Wczoraj byłam w stanie uwierzyć w cud, dzisiaj... – Zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć. Kobieta mnie w tym uprzedziła.
-Dzisiaj uwierzyłaś w szatana. Czy jakikolwiek Bóg skazałby kogokolwiek na takie cierpienie? Twoim szatanem był ten, kto ci to zrobił. A jego, ten który go opętał. – Westchnęła kładąc się na swoim łóżku i patrząc w sufit kontynuowała. – Czasami najtrudniejsze doświadczenia, jakie przechodzimy, są tymi, które kształtują nas najbardziej. Choć szatan może nękać nas niesprawiedliwością i krzywdą, to nasza siła polega na tym, jak potrafimy się podnieść i odnaleźć sens w tych trudnych chwilach.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiedziałam. Starałam się w głowie przeanalizować słowa kobiety.
-Pani wierzy w Boga?

CZYTASZ
It Wasn't Your Fault
Romance24-letnia Ophelia Wheeler od roku jest weterynarzem. Mogłoby się wydawać, że jej życie jest nudne, zresztą tak twierdzi nawet najbliższa jej przyjaciółka. Jednakże, dziewczyna lubi swoją rutynę i nie zamierza tego zmieniać. Do czasu, kiedy do jej ga...