Rozdział 25

20 2 0
                                    


Bandyta

Stałem za szpitalnymi drzwiami i próbowałem się uspokoić. Lekarz powiadomił mnie, że Ophelia dostała ataku i podał jej coś na uspokojenie, by odpoczęła.

Starałem się nie dopuszczać do siebie myśli, że to przeze mnie. Gdy usłyszałem jej krzyk, chciałem tam wejść, ale mi zabronili. Nie chciałem robić problemów, dlatego po kilku minutach w końcu usiadłem na przeciwko sali. Opuściłem głowę wpatrując się w podłogę.

Nagle mój wzrok powędrował na podjeżdżającą do mnie na wózku kobietę. Pamiętam, że dzieliła z Ophelią salę. Kobieta wystawiła w moją stronę papierowy kubek z kawą, w drugiej dłoni trzymając swój. Przyjąłem go bez zastanowienia i z powrotem opuściłem wzrok.

-Nie poszło za dobrze? – Zapytała delikatnym głosem. Pokręciłem tylko głową.- Najlepsze co w tym momencie możesz zrobić, to być przy niej, nawet jeśli nie będzie tego chciała. Jak zareagowała?

-Wygoniła mnie, a później... dostała ataku. – Nawet nie wiem, dlaczego jej to mówię.

Nie znam jej, nie mam ochoty z nikim rozmawiać, a jednak to robię. Kobieta westchnęła i położyła swoją dłoń na mojej. Uniosłem na nią zmęczone oczy, skupiając na niej uwagę.

-Kilkanaście lat temu spotkało mnie to samo. Gdy mój mąż przyszedł do mnie, również go wyrzuciłam. Kazałam mu się wynosić, chciałam rozwodu. Nie chciałam mieć w pobliżu siebie żadnego mężczyzny. Mimo, że był najwspanialszym człowiekiem i nic nigdy mi nie zrobił. Nie poddał się i każdego dnia udowadniał, że prędzej zginie niż mnie skrzywdzi. W końcu zaczynałam się łamać, dotarło do mnie, że nie każdy jest taki, jak mój oprawca. A na pewno nie mój mąż. To był trudny dla niego czas, chociaż wciąż powtarzał mi, żebym się nie martwiła, bo to mnie spotkało coś o wiele gorszego. Do rozwodu nie doszło, za co całym sercem mu dziękuję, że mogłam trwać przy boku tak wspaniałego mężczyzny. – Kobieta ze smutkiem opowiadała swoją historię.

– Nie masz pewności, że cię nie odrzuci. To co jej się przytrafiło... wyryło jej się w głowie i będzie ciągnęło do końca. Bo o tym się nie zapomina. Każda kobieta przejdzie traumę inaczej, ale nie poddawaj się tak łatwo, bo resztę życia będziesz sobie pluł w brodę. Ona potrzebuje czasu, poczucia bezpieczeństwa i wsparcia.

-Nie wiem, co robić. Chciałbym jej pomóc, ale nie wiem jak. Samo bycie... raczej nie pomoże. – Ręce zaczęły mi się trząść, a głos zaczął łamać.

-Ale pozwoli jej poczuć, że nie jest sama z tym wszystkim. Będzie wiedziała, że ma przyjaciół, wsparcie. Zobaczy, że mimo tego co się stało, wciąż przy niej jesteście. Jak rodzina. Może mieć w głowie mnóstwo myśli, które będą ją naprowadzać na złe tory, ale póki się nie poddacie, te tory wrócą na swoje miejsce.

-Pani nie zrozumie... to moja wina. – Przymknąłem powieki, a po moich policzkach spłynęła samotna łza. – Gdybym...

-Nie ma co tu gdybać kochany. To, co się stało, jest jedynie winą osoby, która ją skrzywdziła. Jakbym ja miała się nad tym tak zastanawiać, oskarżyłabym nawet moją świętej pamięci matkę, za to, że mnie urodziła. Nie katuj się dziecko... – Kobieta kciukiem gładziła moją rękę w pocieszający sposób, co wcale mnie nie uspokajało, bo przypominałem sobie chwile, gdy robiła to moja mama.

-To nie jest takie proste.

-Wiem, ale w niczym ci to nie pomoże.

Po chwili spędzonej w ciszy, podszedł do nas jakiś mężczyzna. Był mniej więcej w moim wieku, a w ręce trzymał torbę. Gdy staruszka go zobaczyła zachłysnęła się napojem i uciekła od niego wzrokiem.

-Poważnie? Mówiłem Ci mamo, że nie możesz pić kawy.

-Daj spokój człowieku, czterdzieści lat swojego życia ją piłam i żyje. – Kobieta machnęła ręką, ale nie udało jej się ukryć rozbawienia.

-Masz problemy z sercem, musisz stosować się do zaleceń lekarza.

-Przyszedłeś starą matkę pouczać, czy może spędzić miło czas? Bo póki co, mam lepsze towarzystwo. – Dopiero po jej słowach, mężczyzna zwrócił na mnie uwagę. Zacisnąłem usta i skinąłem głową, ale nie miałem nawet zamiaru się odzywać. Właściwie chyba powinienem stąd pójść. – To jak synku?

-W porządku, ale z tą kawą nie żartuję.

-Tak, tak. – Przeniosła na mnie wzrok i od razu jej spojrzenie zrobiło się cieplejsze. – Mam nadzieję, że i wy przetrwacie ten czas.

Uśmiechnęła się pocieszająco, gestem ręki nakazała synowi pchać wózek i wróciła na salę.

...

Wróciłem do domu pierwszy raz od kilku dni. Oczywiście nakazałem Hugo, by został przy Ophelii tak długo, póki nie wrócę. Zamierzałem trochę się ogarnąć i przespać, by zregenerować organizm. Oczywiście, co chwilę prosiłem przyjaciela o informacje, które póki co, w ogóle się nie zmieniały. Gdy tylko padłem na łóżko powieki zaczęły mi ciążyć.
Finalnie spałem jak zabity o wiele za długo. Na telefonie widniała wiadomość sprzed trzech godzin.

Od: Hugo
Obudziła się.

Poderwałem się do siadu, a już chwilę później byłem w samochodzie. Wstąpiłem po drodze do kwiaciarni, następnie kierując się w stronę szpitala. Wpadłem do niego, od razu kierując się pod dobrze znane mi już drzwi.

Nie widziałem Hugo, więc wyciągnąłem telefon, by do niego zadzwonić. Gdy byłem w trakcie wybierania kontaktu, drzwi się otworzyły, a w nich stanął mój przyjaciel. Wyglądał na zmęczonego, ale wiedziałem, że nie będzie mi robił wyrzutów.

-Rozmawiałeś z nią? – Zapytałem, gdy zamknął za sobą drzwi.

-Rozmawiałem. Nie długo, ale coś tam. – Westchnął siadając na krześle pod ścianą.

-I co mówiła? – Czułem się jak na przesłuchaniu, ale musiałem wiedzieć wszystko.

-Wille... zrobiłem, co mogłem. Nie będę jej męczył, bo dużo przeszła. I tak nie była skłonna ze mną rozmawiać, zresztą jej się nie dziwię. Sam czuje się jak chuj. Powinna odpocząć, a my jej tego nie ułatwiamy.

Usiadłem obok i zawiesiłem głowę.

-Przepraszam, myślałem, że skoro nie chce mnie widzieć, to może z tobą porozmawia. Dobrze wiesz, że nie zależy mi na tym, co się ze mną stanie. Chcę po prostu, żeby była bezpieczna.

-Wiem, ale ja nie jestem teraz osobą, której potrzebuje najbardziej. I to ona musi zdecydować co dalej. A oboje wiemy, że jej decyzja będzie sporo nas kosztować. I jedna, i druga. Nieważne, co zrobi, i tak będą tego konsekwencje.

-Dziękuję, że przy niej byłeś.

-Cieszę się, że mnie wpuściła. Niedługo powinna przyjść też Aurora. Wątpię że będzie miała ochotę z tobą rozmawiać dzisiaj, ale jak chcesz to zostań. Ja już lecę do firmy, bo Thomas mi pisał, że jest ciężko.-Pożegnałem się z przyjacielem i pogrążyłem w swoich myślach.

Gdy prosiłem Hugo o to, by postarał się porozmawiać z Ophelią, nie sądziłem, że będzie to dla niego również trudne, co dla mnie. Mam nadzieję, że nie namieszał jej jeszcze bardziej, bo kolejne złe posunięcie z mojej strony nie polepszy sytuacji. Nie miałem pojęcia co robić. Miałem totalny mętlik w głowie. Każdy pomysł wydawał się być gorszy od poprzedniego. Zaczynałem wątpić, bym w jakikolwiek sposób, mógł jej pomóc.

***

It Wasn't Your Fault Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz