Prolog

8 0 0
                                    

Głośne tykanie zegara i mój niespokojny oddech to jedyne co było słychać w pomieszczeniu. Spierzchnięte usta piekły, a skórki wokół paznokci były obgryzione niemal do krwi. Nie mogłam nazwać się człowiekiem, a jedynie jego marną imitacją. Uwięzioną w niemijającym cierpieniu, porównywalnym do miejsca gorszego niż piekło.

— Jak się czujesz, Elizabeth? — Siwiejąca kobieta o idealnym koku uniosła wzrok spod ciemnych masywnych oprawek.

— Szczerze? — sarknęłam.

— Elizabeth. — Skarciła mnie wzrokiem, na co przewróciłam oczami. — Tutaj rozmawiamy tylko szczerze i powinnaś o tym dobrze wiedzieć. To nie jest twoje pierwsze spotkanie.

— Czy usatysfakcjonuje panią odpowiedź, że jest kiepsko jak zawsze i bez zbędnych analiz przepisze mi pani valium? — mruknęłam znudzona, na co kobieta pokręciła głową.

— Elizabeth, rozmawialiśmy już o tym. Same leki nie rozwiążą twoich problemów.

— Podobno specjaliści rozwiązują je, a jak na razie to stoję w miejscu — parsknęłam.

Wiedziałam, że kwestia czasu i kolejny terapeuta odeśle mnie z kwitem. Nie potrafili mi pomóc, a ja nie chciałam niczego wielkiego. Tylko valium. Tyle wystarczyłoby.

— Najpierw musisz zacząć współpracować, bo to jest pierwszy punkt terapii. Dobrze wiesz, że jestem tu dla ciebie i chcę jak najlepiej, a leki są jedynie dodatkiem. — Zastukała piórem w okładkę notatnika.

— Jakbym nie płaciła za terapię, to też zależałoby pani na mnie? — parsknęłam kolejny raz, na co kobieta ściągnęła usta w wąską linię.

— Elizabeth, daj sobie pomóc.

Złość kolejny raz opanowała mnie. Moje samopoczucie zmieniało się ciągle i głównie ze smutku przechodziło do żalu, by następnie przejść do zdenerwowania, a na końcu do potoku łez.

Nie radziłam sobie z emocjami, a każdy terapeuta nie radził sobie ze mną.

— Daję sobie pomóc i co? Nic się nie dzieje! Stoję w miejscu i nie potrafię nikomu zaufać. Nawet rodzinie, więc dlaczego miałabym swoje brudy sprzedawać pani! — uniosłam ton głosu.

— Elizabeth, zacznijmy od początku. Nie musisz zwracać się do mnie formalnie. Jestem Kayla.

— Super, Kayla. Miło mi.

— Więc powiedz mi, jak się czujesz? — kontynuowała kobieta.

Nagły przypływ rozżalenia rozprzestrzenił się, by następnie w miarowym tempie przejść do smutku.

— Czuję się jakbym była na dnie — powiedziałam wreszcie i nie było to kłamstwo.

— Rozumiem. Czy możesz opowiedzieć mi coś więcej? — zapytała kobieta i zanotowała coś w swoim notesie.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad tym. Próbowałam dostać się do najciemniejszych głębi mojej głowy, lecz każda myśl jaka przychodziła, nie chciała wydostać się na zewnątrz.

— Elizabeth. — Łagodny głos Kayla'i wyrwał mnie z zadumy.

— Czuję ciągły niepokój i nie mogę przez to usnąć. Ciągle rozglądam się i upewniam kilka razy, że pozamykałam wszystkie okna i drzwi. Co tydzień zmieniam zamki we wszystkich drzwiach

— Wierzę pani. Czy upewnianie się z zamkami i cykliczne zmiany dają tobie pewien rodzaj bezpieczeństwa?

— Co to za pytanie? Robię to, bo nie chcę znów przechodzić tego samego.

— Co rozumiesz przez: tego samego? — zadała kolejne pytanie, na co spojrzałam na swoje zniszczone paznokcie. Poobgryzane skórki zdawały się bardzo interesujące. — Masz na myśli traumy? Wyobcowania? Nie musisz się spieszyć i możesz opowiedzieć mi to na spokojnie — ciągnęła dalej.

— Strach. Cały czas odczuwam strach przed bólem — powiedziałam z pełnym przekonaniem, choć w środku czułam coś innego.

Nie byłam pewna co to jest i jak to rozpoznać. Nie rozpoznaję samej siebie i nie wiem, czy chcę. Kayla jak i inni terapeuci próbowali to zmienić, a ja znów stawiam grubą kreskę między mną a terapią, chociaż pragnęłam wyjść z tego. Po prostu funkcjonować po stracie człowieczeństwa. Zatracić się w beztroskim śnie i marzyć o tym światełku w tunelu. Chcę żyć prawdziwą sobą.

E. R.

Akt uwolnienia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz