Rozdział 13

27 1 0
                                    

Siedziałam przed biurkiem w swoim domowym gabinecie i sprawdzałam kolejny już egzamin. Co prawda, miałam nie robić tego przed wyjazdem do rodzinnego domu, jednak nie umiałam zająć się niczym innym.

Za kilka dni zbliżają się grudniowe święta, przez co na uczelni trwa dosyć długa przerwa.

Przez cały ten czas zastanawiałam się czy Damon będzie nachodził mnie w domu lub może wyśle kolejny list, lecz przez ostatnie miesiące nie było odzewu z jego strony.

Nie ukrywam, było mi to na rękę i uchroniło przed kolejnym napadem. Przez ten czas miałam wsparcie Alexandra oraz Margaret, której na drugi dzień opowiedziałam wszystko. Kobieta nie kryła zaskoczenia nowinami, ponieważ tak samo jak ja - była zszokowana poczynaniami mojego byłego narzeczonego. Była pewna, że już nie powróci i cóż... myliła się tak samo jak ja.

Po kilku dniach od incydentu udałam się do prokuratury, która nie potrafiła wytłumaczyć braku informacji o wyjściu mężczyzny z więzienia. Zapierali się do samego końca, że dostarczyli mi odpowiednie pismo w tej sytuacji.

Bez wątpienia, mój były narzeczony i jego ojciec musieli mieć udział w tym, co wcale nie dziwiło mnie. Pomimo, że jego ojciec już od kilku lat jest na emeryturze to dalej miał znajomości, które skutecznie działały na korzyść syna.

Do tej pory pamiętam sytuację jak usilnie próbowałam udowodnić jego winę, jednak dowody według sądu były niedostateczne, aby Damon odpowiedział za swoje czyny. Dopiero z pomocą rodziców oraz profesorów z mojej uczelni udało się umieścić mężczyznę w areszcie, a następnie w więzieniu.

Przez kolejne tygodnie starałam się systematycznie wychodzić z Margaret, aby pomóc jej z przygotowaniami do ślubu. Podstawowe elementy, jak sala lub oprawa muzyczna zostały zamówione jakiś czas temu, jednak do tych bardziej ,,ozdobnych" aspektów zabrała się dopiero teraz. Potrafiłyśmy spędzić kilka dni na odwiedzaniu kwiaciarni, które zadowolą przyszłą pannę młodą. Byłam pewna, że nie będę miała niczego do powiedzenia w kwestii ślubu, jednakże Margaret co chwilę radziła się mnie w wyborze dekoracji i innych rzeczy. Ponadto pozwoliła mi wybrać swoje buty ślubne i bukiet.

Jako świadkowa czułam się zobowiązana do pomocy podczas przygotowań tego wielkiego dnia.

Pomimo dużej ilości obowiązków udało mi się spotkać kilka razy z Alexem, który wielokrotnie sprawił uśmiech na mojej twarzy. Zazwyczaj spotykaliśmy się w zaciszu domowym przy pizzy i serialu. Zdarzyło się, że brunet grał mi na fortepianie.

Jego gra była płynna i przepełniona wszelakimi emocjami, których nie potrafiłam odgadnąć. To w jakimś stopniu zbliżyło nas do siebie i śmiało możemy nazwać się teraz przyjaciółmi.

Przepełniona wspomnieniami ubiegłych tygodni spojrzałam na złotą tarczę swojego zegarka, na której widniała godzina piętnasta.

Westchnęłam przeciągle i odłożyłam egzaminy do papierowej teczki. Ostatni raz spojrzałam na swoje biurko i bez grama chęci wyszłam z gabinetu, uprzednio zamykając go na klucz. Powolnym ruchem pokierowałam się w stronę salonu, gdzie stała niedużej wielkości walizka na kółeczkach. Z braku obowiązków postanowiłam spakować się już z samego rana.

Odetchnęłam głęboko na myśl o wyjeździe do domu. Przedłużałam podróż w nieskończoność, jednak nie mogłam już z tym zwlekać i na białą koszulę ubrałam czarny płaszcz.

Pomimo panującej pogody w Kalifornii odczuwałam zimno. To utwierdziło mnie, że jestem okropnym zmarzluchem i temperatura aż pięć czy dziewięć stopni to dla mnie istna Syberia.

Bez większych zamysłów o pogodzie pociągnęłam za sobą walizkę. Zamknęłam dom na wszystkie zamki i ruszyłam w stronę auta, które wróciło już z naprawy. Jak się okazało, ktoś przy nim majsterkował, co niezwłocznie zgłosiłam na policję i wytypowałam potencjalną osobę.

Włączyłam swoją ulubioną muzykę klasyczną i w jej akompaniamencie włączyłam się do ruchu. Mijałam zatłoczone uliczki Kalifornii, gdzie ludzie  biegali w poszukiwaniu prezentów na ostatnią chwilę. Dzięki melodii piania i skrzypiec podróż autem minęła w mgnieniu oka. Uśmiechnęłam się na widok osiedla z jednorodzinnymi domami, na którym mieszkali moi rodzice. Przemierzałam drogę z kolejnymi posiadłościami, aż natrafiłam na śnieżnobiały budynek z dużym trawnikiem. Zaparkowałam na posiadłości rodziców i wyszłam z auta, aby wyciągnąć walizkę z auta.

W progu drzwi stał starszy, wysoki mężczyzna o średniej budowie ciała. Jak na sześćdziesiąt lat był zadbany, co można było dostrzec po świeżo przyciętym wąsie oraz lekko siwych włosach, które zaczesane były do tyłu. Uroku dodawały krzaczaste brwi. Szerokie, wąskie usta uformowane były w ciepłym uśmiechu, który odwzajemniłam.

— Wreszcie widzę swoją córkę — do uszu dotarł niski głos mojego taty.

— Jak widać, nic nie zmieniłam się od ostatniego czasu ale za to ty byłeś znów u pani Roy. Jeszcze kilka zabiegów i nie poznam cię — zaśmiałam się i wpadłam w szerokie ramiona ojca, w których mnie zamknął.

Uważałam, aby nie pobrudzić makijażem jego beżowej koszulki polo, w którą był ubrany dzisiaj.

— Mama też jest świeżo po wizycie. Musisz zobaczyć jakie ma teraz policzki — szepnął do mojego ucha, po czym wypuścił mnie z objęć.

Przewróciłam oczami na słowa taty i weszłam do pomieszczenia. Stanęłam w przestronnym i długim korytarzu, w którym widniały rożnego rodzaju obrazy i drewniane drzwi. Odwiesiłam swój płaszcz oraz ściągnęłam swoje wysokie buty na cienkiej szpilce.

— Mama z Nevaeh są w kuchni. Ezra przyjedzie dopiero jutro bo dzisiaj ma jeszcze rozprawę, a Clarissa w tym roku nie pojawi się na święta. Twierdzi, że ma ważną sesje — oznajmił mnie ojciec i zabrał moją walizkę, aby zanieść ją do pokoju, w którym kiedyś mieszkałam jako nastolatka.

Założyłam na swoje stopy różowe kapcie z pluszu i pomaszerowałam w stronę kuchni, w której znajdowała się moja mama wraz z młodszą siostrą.

— Nie przeszkadzam? — zapytałam, na co kobiety wzdrygnęły się, a młodsza upuściła drewnianą łyżkę.

— Boże, El, musisz tak straszyć jak tylko przyjedziesz? — fuknęła moja siostra, przez co roześmiałam się.

Nevaeh jest młodsza ode mnie o dziesięć lat i studiuje medycynę, na którą namówili ją rodzice. Mój tata jest chirurgiem, a mama instrumentariuszką, dlatego oboje marzyli, aby chociaż jedno dziecko poszło w ich ślady i akurat padło na najmłodszą. To właśnie ona jest tą duszą towarzystwa wraz z Clar, która jest starsza od niej o cztery lata.

Nevaeh jest szczupłą dziewczyną z czarnymi i prostymi do ramion włosami. Jej nieskazitelną oraz zaokrągloną twarz przysłania rzadka, prosta grzywka. Dodatkowo posiada przenikliwe, brązowe oczy i mały, zadarty nos, który komponuje się z małymi, pulchnymi ustami.

— Witaj w domu, córko — blondwłosa kobieta podeszła do mnie i ucałowała mój policzek.

— Was też dobrze widzieć. Coś wam pomóc przy przygotowaniach do świąt? — odparłam na widok blatu zawalonego miskami z kremami lub niewyrobionym jeszcze ciastem.

— Wystarczy, że zrobisz herbatę i opowiesz co u ciebie słuchać— zwróciła się z prośbą.




Hej, hej
Jestem o późnej porze bo dopiero mam chwilę. U Elizabeth już święta, a tutaj spokojny rozdział.

Śpijcie dobrze, kochani

Akt uwolnienia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz