Rozdział 21: Żar Zemsty

2 2 0
                                    

Perspektywa Sama

Od chwili, gdy Sam Moonlight przybył do Aldarionu i spotkał Mię, miał wrażenie, jakby coś głęboko w nim zaczęło się rozrywać. Stracone lata, brak więzi z rodziną, oraz zdradzone nadzieje paliły go od środka jak ogień, którego nie potrafił ugasić. Jego gniew na Kerama, dawnego mentora, a potem największego wroga, nabierał nowego kształtu – nie był to już tylko chłodny bunt, ale wręcz paląca, niebezpieczna nienawiść. Miał wrażenie, jakby w jego sercu pojawił się cień, który z każdym dniem zajmował coraz więcej przestrzeni, wypełniając go mrocznym pragnieniem zemsty.

Każdy dzień w Aldarionie przypominał mu o tym, co stracił. Mijał ludzi, którzy witali go ciepło, patrząc z szacunkiem na kuzyna królowej Mii, ale Sam widział w ich twarzach tylko obce spojrzenia, które nigdy nie doświadczyły tego, przez co on przeszedł. Nawet rozmowy z Mią – kobietą, która przecież była jego rodziną, której bliskość kiedyś wiele dla niego znaczyła – wydawały się obce i pełne niewypowiedzianego dystansu. Czuł, że oddaliła się od niego bardziej, niż mógł to sobie wyobrazić. Mimo że jej obecność w Aldarionie stanowiła dla niego pewien rodzaj wsparcia, każdy kolejny dzień przekonywał go, że ich drogi różnią się już znacznie bardziej, niż chciałby to przyznać.

Pewnego wieczoru, nie mogąc znaleźć ukojenia w swoich myślach, Sam postanowił wyjść z pałacu i ruszyć na samotną przechadzkę po okolicy. Chciał oddalić się od pałacowych komnat, w których czuł się coraz bardziej jak obcy. Przemierzając ogrody, przypominał sobie swoje dzieciństwo – momenty, kiedy życie wydawało się prostsze, a więzi rodzinne niezachwiane. Z każdą chwilą nostalgia ustępowała jednak miejsca gniewowi. Gniewowi na Kerama, który zniszczył jego życie, na los, który postawił go w takiej sytuacji, a także na samego siebie, że nie potrafił powstrzymać tamtych wydarzeń.

Wędrując po ogrodzie, Sam dotarł na skraj lasu, który sąsiadował z pałacem. Drzewa, niegdyś spowite mrokiem, zdawały się otaczać go jak strażnicy strzegący jego gniewnych myśli. Przez dłuższą chwilę stał, wpatrując się przed siebie, gdy nagle jego dłoń zacisnęła się na rękojeści sztyletu ukrytego za pasem. Sam nie pamiętał nawet, kiedy dokładnie go tam umieścił, ale teraz czuł, jak broń zdaje się pulsować, odbijając jego własne emocje. W jego głowie narastała wizja – obraz chwili, gdy w końcu zemści się za to co zrobił Keram, gdy w jego rękach zapłonie ogień, który przez lata w sobie tłumił. Ta wizja była jednocześnie przerażająca i pociągająca, obiecując ulgę, na którą tak długo czekał.

Choć wiedział, że myśli o zemście mogą go zniszczyć, czuł, że jedynie poprzez nią zdoła odnaleźć spokój. Każdy krok przypominał mu o tym, jak wiele kosztowała go lojalność wobec rodziny, jak wiele poświęcił dla bliskich, którzy wydawali się już bardziej marzeniem niż rzeczywistością. Teraz zrozumiał, że być może nadszedł czas, by przestać być tym, który zawsze kroczy ścieżką honoru, i stać się tym, który walczy o siebie, niezależnie od konsekwencji.

Sam zatrzymał się nagle, słysząc kroki za sobą. Ktoś go obserwował. Odwrócił się gwałtownie i napotkał wzrok Ethana Lighta, doradcy Mii. Ethan stał z boku, lecz w jego postawie nie było ani cienia agresji. Wyglądał raczej, jakby wiedział, co trapi Sama i był gotów wysłuchać go w milczeniu.

– Cokolwiek cię tu trzyma, Samie, nie może opierać się na pragnieniu zemsty – odezwał się Ethan spokojnie, widząc, jak w oczach Sama tlą się emocje pełne bólu i gniewu. – Zemsta może cię zniszczyć, jeśli pozwolisz jej rosnąć w sobie. Twoje życie może mieć większy cel.

Sam spojrzał na niego zimno, wyczuwając w słowach Ethana coś, co go drażniło. Doradca Mii, pełen mądrości, człowiek, który wydawał się żyć bez cienia cierpienia, teraz stawał przed nim i mówił mu, jak ma radzić sobie z bólem?

– Łatwo ci mówić, Ethanie – odpowiedział gniewnie. – Ty nigdy nie straciłeś rodziny przez ambicje innych. Nie wiesz, co to znaczy, gdy ktoś odbiera ci wszystko.

Ethan milczał przez chwilę, po czym spojrzał Samowi w oczy z powagą, która zaskoczyła młodego Moonlighta. – Myślisz, że nie wiem, jak to jest? Znam ból straty aż za dobrze. Dlatego wiem, że jeśli pozwolisz, by cię on tobą kontrolował, zgubisz się.

Ich spojrzenia spotkały się na dłuższą chwilę, jakby każdy z nich próbował przeniknąć głęboko ukryte emocje drugiego. Sam czuł, że Ethan ma rację, lecz nie chciał tego przyznać. Nie był gotów zrezygnować z pragnienia zemsty, które rosło w nim jak płomień. Odrzucenie tych emocji wydawało mu się równoznaczne z odrzuceniem siebie samego.

Kiedy Ethan odszedł, Sam pozostał w milczeniu, stojąc w ciemnościach lasu. Myślami wrócił do chwil, gdy jego matka, kobieta o delikatnym uśmiechu i pełna siły, siedziała obok niego i opowiadała mu historie o honorze i sprawiedliwości. Jej obraz powrócił do niego z całą mocą, przypominając mu o tym, kim chciał być, zanim gniew na Kerama zaczął go pochłaniać. Pamiętał, jak matka mówiła, że prawdziwa siła tkwi w zdolności wybaczenia, nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe.

Myśl o niej sprawiła, że jego serce zadrżało, lecz zarazem poczuł, jakby przybył mu nowy ciężar. Jak miał zapomnieć o stracie, którą jej śmierć odcisnęła na jego życiu? Jak miał wybaczyć Keramowi, skoro wciąż widział w nim człowieka odpowiedzialnego za wszystkie jego cierpienia? W jego umyśle pojawiła się myśl, że być może wybaczenie nie jest dla niego możliwe.

Przez resztę nocy Sam nie mógł znaleźć spokoju. Powrócił do pałacu, lecz zamiast udać się do komnat, skierował się do sali treningowej. Jego ciało było wyczerpane, lecz czuł, że musi wyładować frustrację. Chwycił miecz i zaczął ćwiczyć, wykonując kolejne, szybkie ciosy. Wyobrażał sobie, że walczy z Keramem – że każdy cios, każdy atak przybliża go do sprawiedliwości, której pragnął.

Czas mijał, a jego ruchy stawały się coraz bardziej desperackie. Gdy w końcu opadł z sił, osunął się na kolana, drżąc z wyczerpania. Wiedział, że jego pragnienie zemsty było nie tylko wyniszczające, ale i nienasycone. Czuł, jakby był na krawędzi czegoś mrocznego, czego nie chciał przekroczyć, ale równocześnie nie mógł się powstrzymać.

Gdy leżał na podłodze, przyszedł mu na myśl obraz matki, który zamiast gniewu przyniósł mu na chwilę spokój. W jego sercu pojawiła się cicha, ledwie zauważalna myśl – a może nawet przebłysk nadziei. Czy możliwe było, że istniała inna droga, którą mógłby podążyć, aby znaleźć ukojenie, nie zatracając się w pragnieniu zemsty?

Powoli wstał, czując w sobie jakąś wewnętrzną przemianę. Zrozumiał, że to będzie walka z jego własnymi demonami, z gniewem, który go pochłaniał i uczynił bezwzględnym. W tamtej chwili przysiągł sobie, że choć pragnienie zemsty nadal paliło go od środka, spróbuje odnaleźć sposób, by odzyskać nie tylko sprawiedliwość, ale i siebie.

Najmłodsza KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz