Telefon wciąż wibrował, a ja patrzyłem na wyświetlacz. Vincent. Najstarszy z nas, ten, którego słowa zawsze miały wagę, od których nie dało się uciec. Wiedziałem, że jeśli teraz nie odbiorę, znajdzie inny sposób, żeby się ze mną skontaktować. To był Vincent. Jego „prośby” zawsze były rozkazami.
Spojrzałem na Ashera. Leżał wtulony we mnie, jego ciało nadal wyglądało na zmęczone i przygnębione. Nie chciałem go zostawiać, nie chciałem, żeby słuchał tego, co Vincent miał do powiedzenia, ale nie miałem wyboru. Wziąłem głęboki oddech i przesunąłem palcem po ekranie, odbierając połączenie.
– Tony – odezwał się Vincent. Jego ton był spokojny, ale to spokojne opanowanie tylko pogarszało sprawę. Zawsze, gdy mówił w ten sposób, wiedziałem, że zaraz nastąpi coś, czego nie chcę słyszeć. – Możemy porozmawiać?
Zacisnąłem zęby, czując, jak coś ściska mnie w środku.
– Słucham – odpowiedziałem, próbując brzmieć neutralnie.
Vincent milczał przez moment, jakby zbierał myśli. A potem usłyszałem ten jego ciężki oddech, który zawsze zwiastował, że ma do mnie jakiś zarzut.
– Mało spędzasz czasu z rodziną – zaczął, a jego głos był zimny i oskarżycielski. – Odsunąłeś się od nas. Od organizacji. Kiedyś byłeś aktywny, zależało ci na wszystkim. Ale teraz? Tony, nawet nie próbujesz być częścią tego, co się dzieje.
Wiedziałem, że o to chodzi. Zawsze o to chodziło.
– Organizacja już na tobie nie polega – kontynuował. – A kiedyś to była twoja obsesja. Sam chciałeś wiedzieć wszystko. Ale odkąd Haille się pojawiła, po prostu... przestało cię to interesować.
Słuchałem go w ciszy, zaciskając pięść na kolanie. W głowie kotłowały mi się myśli, ale nie chciałem nic mówić, przynajmniej na razie. Vincent ciągnął dalej, wyliczając, jak tylko Will i Dylan byli zaangażowani, jak to oni przejęli moje miejsce.
– Tony, musisz wrócić – powiedział w końcu. – Musisz wiedzieć, co się dzieje. Nie możesz się tak wycofać.
Spojrzałem na Ashera. Leżał nieruchomo, ale wiedziałem, że słuchał każdej naszej wymiany. Moje serce biło szybciej, a w głowie pojawiło się jedno pytanie: czy to wszystko naprawdę jest warte?
W końcu nie wytrzymałem.
– Wiesz co, Vincent? – powiedziałem, starając się, żeby mój głos nie drżał. – Już nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Ta cała organizacja... przejadła mi się.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Czułem, że Vincent analizuje moje słowa, próbując zrozumieć, co tak naprawdę miałem na myśli.
– Co się stało? – zapytał po chwili, jego głos był zimny, ale jednocześnie dało się w nim wyczuć coś na kształt zawodu. – Kiedyś sam naganiałeś mnie, abym ci wszystko mówił. A teraz nawet nie chcesz słuchać?
– Już mi się to przejadło – powtórzyłem, wiedząc, że nic więcej nie muszę dodawać. – Nie chcę marnować na to czasu.
Vincent zamilkł, ale wiedziałem, że to nie koniec.
– Jak wrócę, chcę z tobą porozmawiać. W bibliotece. Nie unikniesz tego – powiedział w końcu. Jego głos znów brzmiał jak rozkaz, a ja zacisnąłem szczękę, próbując nie wybuchnąć.
– Gdzie jesteś? – zapytał nagle, zmieniając temat.
Spojrzałem na Ashera, który leżał obok mnie, a jego głowa była oparta o moje ramię.