Miałam w głowie plan idealny, ale ryzykowny. Jeśli coś pójdzie nie tak... nikt w tym budynku nie przeżyje.
- Mia wróciła! - zaklaskała radośnie Marisa. - Pomoże nam!
- Ucisz się trochę, co?! - warknęłam.
- Wybacz - powiedziała, ale nie mogła ukrywać wielkiego banana na twarzy.
Usiadłyśmy przy stole i zaczęłam mieszać widelcem w kaszy.
- Reven, chciałam cię przeprosić - zaczęła niepewnie Mia. Spuściła wzrok na swoje palce, a po chwili niepewnie podniosła głowę.
- Siadaj i nie rób scen - mruknęłam z lekkim uśmiechem a ustach. - Nie chowam urazy.
Dziewczyna wyraźnie odetchnęła z ulgą. Kątem oka zobaczyłam bandaże na jej rękach i poczułam wyrzutu sumienia.
- Wyjaśniłam jej cały plan - szepnęła Marisa.
- Mhm... - potwierdziła. - Ale jest pewien problem. Strażnicy zmienili godziny patroli.
Zamurowało mnie. Moja dłoń z widelcem zatrzymała się w połowie drogi do ust.
- Co? - zapytałam, mając nadzieję, że to sobie zmyśliłam. Przecież cały plan pójdzie w diabły!
- Pies marudził, że znowu musi przestawić się na nowy grafik - wyjaśniła Mia.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale poznałam ten błysk w oczach dziewczyn. Na horyzoncie przystojny facet! Włączyć urok i wdzięk! Uhhh..!
Warknęłam gardłowo, odwracając się w stronę nowego "ciasteczka", które wpakowali do ZOO. Otworzyłam szeroko oczy w niedowierzaniu. Miedziane włosy, sięgajace ramion, ciepłe, brązowe oczy i ta skóra w odcieniu karmelu.
Nieświadomie wstałam i zaczęłam iść w jego kierunku, przyciągana jak magnes. Nieznajomy stał jak słup zdziwiony tak samo jak ja. Serce waliło mi jak szalone, a najróżniejsze myśli tłukły się po mojej głowie.
- Nie wierzę... - mruknął.
Patrzyliśmy na siebie, stojąc na wyciągnięcie ręki.
Zmieniłam kolor oczu, chcąc się upewnić, że nie zwariowałam. Kiedy w tęczówkach chłopaka zapłonęła czerwień, wiedziałam, że się nie mylilam.
- Jesteś dragonem! - wyszeptałam, przypatrując mu się.
- Jesteś dragonką! - powiedział w tym samym momencie i rozciągnął wargi w uśmiechu.
Nie mogłam opisać emocji, które we mnie wirowały. W głębi duszy poczułam, że... może on jest mi pisany.
- Tym razem mi go nie zabierzesz! - warknęła Loren, trącając mnie biodrem. Zaskoczona tym nagłym ruchem runęłam na ziemię. Chłopak zmierzył ją spojrzeniem i zacisnął pięści, był równie wściekły jak ja.
- No nie wierzę! - fuknęła oburzona. - Kolejna gadzina!
- Może trochę szacunku, co?! - warknął nieznajomy. - Nic ci nie jest? - zapytał, wyciagając do mnie rękę.
Przyjęłam jego pomoc, a kiedy nasze dłonie się dotknęły, poczułam uderzające ciepło. Stanęłam naprzeciw niego i spojrzałam na swoją skórę. Na wewnętrznej stronie dłoni wypalił się symbol gwiazdy.
- Carter - szepnęłam, poznając imię chłopaka. Rzucił w moją stronę powalający uśmiech, a ja spanikowałam. Nie mogłam tak po prostu się z nim związać! Ja kocham Nicka! Przerażona wybiegłam ze stołówki prosto do biblioteki.
- Raven, zaczekaj! - usłyszałam jego krzyk. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Szybko przemieszczałam się między regałami książek, oddając się ciszy. Odliczałam kolejne półki, aż w końcu zsunęłam się po ścianie w dziale biologicznym.
Z nienawiścią patrzyłam na czarną gwiazdę, która szpeciła moją dłoń. To symbol związania. Carter jest mi pisany. Musielibyśmy złożyć przysięgę, gdyby nie fakt, że utknęliśmy w ZOO.
- Boże, Nick! - jęknęłam, podciągając kolana. Dusiłam szloch. Jedynie samotna łza spłynęła po moim policzku. Poczułam się jak dziecko. Bezradna, osamotniona. Byłam na granicy szaleństwa, kiedy usłyszałam miękkie kroki.
- Raven? Musimy porozmawiać - powiedziała stanowczo, nie komentując mojego stanu i chwała jej za to!
- Harriet, proszę, nie teraz - szepnęłam.
- Chodzi o Nicka.
Na dźwięk tych słów poderwałam głowę do góry. Jednak jego człowieczeństwo nie umarło? Wróci tutaj?
- Wiem, kto sabotował przeprowadzenie Furii - szepnęła konspiracyjnie.
- Co? - wykrztusiłam.
- Nie tutaj - rzuciła, rozglądając się nerwowo. Złapała mnie za rękę i już po chwili prowadziła do jednego z gabinetów. Kolejne białe pomieszczenie z niewielkim biurkiem, szafką pełną leków i nieprzyjemnie jasnymi świetlówkami.
- To był ktoś z zewnątrz - powiedziała, zajmując miejsce na kozetce. Usiadłam obok niej, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
Zemsta. To jedno słowo chodziło mi po głowie. Zemsta z śmierć Nicka. Zemsta za moje krzywdy.
- Mów jaśniej - poprosiłam.
- Rozmawiałam z nim zaraz po przeprowadzeniu oficjalnego przesłuchania. Wciąż był na środkach, więc nie kłamał. Przysłali go jacyś ludzie. Miał zabić kilka Obiektów i wzbudzić panikę, przyspieszyć bunt.
- Harriet, słuchaj, słyszałam, jak z kimś rozmawiał. Miał wspólnika - powiedziałam. Spojrzała na mnie z jakąś dziwną emocją, ale po chwili odzyskała rezon.
- Jego wspólnik zwiał. Dany nie zał jego nazwiska ani miejsca pobytu - westchnęła. Przetarła twarz dłońmi i zgarbiła się. Nie tylko mnie to wszystko przytłaczało.
- Gdzie on jest? - zapytałam, zaciskając pięści.
- Wiem, co ci chodzi po głowie - szepnęła, patrząc na mnie z troską. - Chcesz zemsty, ale to nie sprawi, że poczujesz się lepiej.
- Ale przez niego... - nie byłam w stanie dalej mówić. Zagryzłam wargę, by się nie rozpłakać.
- Przyjdzie czas na zemstę. Teraz dbaj o siebie. - Ścisnęła moją dłoń i lekkim uśmiechem. - Idź odpocząć.
- Dziękuję - szepnęłam i wróciłam na korytarz. Przez cała drogę myślałam o tym sabotażu. Dlaczego musiało paść na mnie?! Dlaczego padło na Nicka?!
Już chciałam przesunąć kartę w zamku, kiedy usłyszałam kroki ciężkich wojskowych butów.
- Max - szepnęłam. - Wpuść mnie do pokoju Nicka.
Zaskoczony zmarszczył brwi i otworzył usta, by zaprzeczyć, ale szybko mu przerwałam:
- Proszę, to dla mnie ważne - jęknęłam, a oczy zalały się łzami. Zamrugałam kilka razy, a Max zrobił coś, czego nigdy bym się niespodziewała. Przytulił mnie mocno, zbierając rozrzucone kawałki. Nie przejmował się czujnym okiem kamer, dodając mi otuchy.
- Wchodź - szepnął i otworzyl drzwi.
- Dziękuję - odpowiedziałam cicho i z sercem w gardle weszłam do pokoju Nicka. Ze wszystkich stron otaczał mnie jego zapach. Ta cudowna woń piżma i miętowej pasty do zębów. Zlustrowałam wzrokiem biurko zarzucone najróżniejszymi papierami. Wzięłam jedną z kartek i łzy kaskadą popłynęły po mojej twarzy. To byłam ja. Narysował mnie. Leżałam rozciągnięta na trawie, na kolejnym siedziałam przy oknie, patrząc na gwiazdy. Jeszcze jeden to mój portret, a następny... akt. Leżałam na łóżku okryta jedynie kołdrą, która odkrywała więcej, niż powinna. Wszystkie prace były w kolorze, a najwięcej uwagi poświęcał moim oczom. Wszędzie były czerwone.
Sięgnęłam po kolejną kartkę, ale równie szybko ją wypuściłam.
Smoczyca z ludzkimi oczami... Moimi oczami.
Nick nie widział we mnie potwora, nie widział mordercy. Byłam smokiem z ludzką duszą.
Rzuciłam się na jego łóżko i wdychałam ten boski zapach. Ostatnie, co mi po nim zostało.- Nie masz nic lepszego do roboty?! - warknęłam, kiedy Nick znowu przyglądał mi się. Ściągnęłam książkę z półki i ruszyłam w stronę czytelni, ale ktoś zastawił mi drogę.
- Chris KAZAŁ mi cię pilnować, więc nie marudź - fuknął.
Warknęłam gardłowo i wysunęłam ręce, by go odepchnąć. Z szybkością błyskawicy złapał moje nadgarstki i przyszpilił mnie do regału.
- Pierdolić to - mruknął i pocałował mnie tak mocno, że nogi się pode mną uginały.Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
- Ty to potrafiłeś zwalić dziewczynę z nóg - mruknęłam. - Będę tęsknić - dodałam z westchnieniem. Czułam się tak, jakbym mowiła do niego, jakby mógł mnie usłyszeć i odpowiedzieć...
Spojrzałam na gwiazdę, która znaczyła moją dłoń.
- Nigdy o tobie nie zapomnę - powiedziałam stanowczo.
Zapukałam dwa razy w metal, dając znać, że Max może otworzyć drzwi.
- W porządku? - zapytał, patrząc na mnie podejrzliwie.
Skinęłam głową i jeszcze raz spojrzałam na pokój Nicka. Jak burza wpadłam do środka. Zabrałam z szafy czerwoną koszulkę i zaciągnęłam się unikatowym zapachem jego skóry.
- Teraz jest cudownie - szepnęłam z lekkim uśmiechem.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego!
CZYTASZ
ZOO - ostatni Obiekt
FantasyKOREKTA Nasza przeszłość, wspomnienia, przyjaciele, rodzina... To wszystko tworzy nas jako jednostkę, kształtuje nasz charakter. Dzięki nim jesteśmy tym, kim jesteśmy. A jeśli to, co do tej pory uważała za prawdę, jest tylko złudną iluzją? Ile sytu...