Rozdział 20.

7.7K 880 22
                                    

~ Carter's POV

- Co z nią?! - prawie krzyknął zaniepokojony Scott. W ostatniej chwili udało mi się złapać Raven, a jej ciało wróciło do ludzkiej formy.
- Zużyła dużo energii, odpocznie i będzie dobrze - odpowiedziałem opanowanym głosem, choć w środku cały się trzęsłem. Boże, Raven!
Przekazałem jej drobne ciało aniołowi, tylko po to, by ściągnąć koszulkę. Wciągnąłem ją jej przez głowę i ponownie wziąłem a ręce. Jej skóra zbladła i zamiast ciepła, promieniowała chłodem.
- Ruszamy! - krzyknąłem do pozostałych i poszedłem przed siebie. Najbardziej martwiłem się o tą kruchą istotkę w moich ramionach.
Dotarcie do pociągu zajęło nam kolejne pół godziny, a przez całą drogę nie słyszałem żadnych helikopterów, samolotów, aut... nic. Ta cisza była niepokojąca. To było zbyt łatwe. W każdej chwili spodziewałem się nalotu komandosów, czy czegoś podobnego, a niepokój ustał dopiero, gdy zobaczyłem nasz transport.
Zwykły pociąg pasażerski, nie ważne. Interesowało mnie tylko to, by wjechać do Stanów i zapomnieć o tym ośrodku. Z przedziału wyszedł krępy mężczyzna po czterdziestce z charakterystycznym brzuchem jak piłka.
- Dzieciaki, wchodźcie do środka. Macie tam koce, wodę i jedzenie. Czeka nas kilkugodzinna podróż - powiedział z lekkim uśmiechem. - Miko - dodał, wyciągając do mnie rękę. Jakimś cudem udało mi się ją uścisnąć.
- Carter, a to Scott i Raven.
- Ilu was jest? - zapytał, mierząc wzrokiem całą naszą grupę.
- Ponad dwustu. Zmieścimy się?
- Oczywiście.
Po wymienieniu kilku uprzejmości, pozwolił nam wejść do pociągu i już po chwili ruszyliśmy. W każdym przedziale mieściły się po cztery osoby i rzeczywiście mieliśmy miejsce dla siebie. Wszedłem do pierwszego lepszego i ułożyłem śpiącą Raven na siedzeniu. Przykucnąłem obok jej głowy i lekko pogłaskałem jej włosy, które straciły rubinową barwę. Naprawdę była przemęczona.
- Carter? Chodź, pomożesz mi rozdać koce - poprosił Scott, zaglądając do przedziału.
- Zaraz przyjdę - mruknąłem niezadowolony. Pocałowałem jej zimne czoło i niechętnie zostawiłem ją samą.
- Co z nią? - zapytał anioł, kiedy szliśmy na tył wagonu.
- Nie wiem jak, ale zużyła sporo energii. Prześpi się i będzie jak nowa. - Przynajmniej taką miałem nadzieję.
Westchnął, zabierając naręcze koców. Poszedłem w jego ślady i przechodziliśmy od przedziału do przedziału, rozdając je. Niektórzy dziękowali szczerze, a inni marudzili na zimno. Rzeczywiście zwykły człowiek mógł porządnie zmarznąć, ale miałem im lato wyczarować? Miałem ochotę przemówić im do rozumu, ale co by to dało?
- Wszyscy są? - zapytałem, kiedy kończyliśmy.
- Brakuje Mii, Loren i Setha, ale on odłączył się w od razu po wyjściu z ZOO.
- Co tam się stało? - zapytałem sam siebie, ale aniołek wziął pytanie do siebie.
- To wie tylko Raven.
Niezauważalnie przewróciłem oczami i wszedłem do przedziału. Uśmiechnąłem się nieznacznie, widząc, jak Raven rozciągnęła się na siedzeniu. Leżała tyłem do nas, podkurczając nogi i całe szczęście moja koszulka zakrywała wystarczająco dużo. Nagle znikąd pojawiła się Marisa. Starałem się tego nie okazywać, ale dziewczyna potrafi zrobić wejście. Była trochę podłamana, ale nie dziwię się, w końcu straciła przyjaciółkę.
- Chodź, cukiereczku - mruknąłem, biorąc Raven na ręce w stylu "na pannę młodą". Zamruczała coś przez sen, ale nawet nie otworzyła oczu. Ułożyłem ją sobie na kolanach i okryłem jej zimne ciało kocem.
- Co z nią? - zapytała Marisa, siadając naprzeciw mnie. Przysięgam, jeszcze jedno takie pytanie, a zacznę krzyczeć.
- Będzie dobrze - mruknąłem.
Rozumiem, martwią się, ale pytanie o to samo, nie zmieni jej stanu. Anioł usiadł obok dziewczyny i objął ją opiekuńczo ramieniem, ta wtuliła się w niego. Nawet ja poczułem działanie jego aury. Starał się ją uspokoić.
- Co się stało w ZOO? Przecież nie ma Mii, budynek wyleciał w powietrze i...
- Słuchaj - przerwałem jej - pogadamy o tym w obecności Raven. Wszystko nam wyjaśni. A teraz bierzmy z niej przykład i prześpijmy się - burknąłem ostrzej.
O dziwo zamknęła oczy i starała się zasnąć. Scott próbował posłać mi groźne spojrzenie, ale jak to może zrobić anioł? Odsunąłem od siebie myśli i skupiłem się wyłącznie na tej bezbronnej, słodkiej, uroczej istotce, która spała na moich kolanach wtulona w moją pierś. Bezbronna?! - zbeształem sam siebie. To ona powaliła mnie na ziemię po dwóch dniach znajomości. I to ona pocałowała mnie tak, że zapomniałem o bożym świecie. Ma najcudowniejsze usta w całej galaktyce.
Przesunąłem dłoń po jej nagim udzie, a ona zamruczała jak kot, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Bezwiednie uniosła dłoń i zjechała nią od mojego obojczyka do brzucha. Zadrżałem lekko, nie kontrolując tego odruchu. Od początku tak na mnie działała, ale kiedy poczułem jej palce na nagiej skórze...
Otrząśnij się!
Jeszcze żadna dziewczyna tak na mnie nie działała. Jest wyjątkowa pod każdym względem. Odetchnąłem głęboko i zapatrzyłem się za zmieniający się krajobraz. Drzewa znikały w zaskakującym tempie, a delikatne bujanie pociągu uśpiło mnie.

***

- Nie! Zostaw mnie, zostaw!!!
Obudził mnie krzyk Raven. Wciąż spała, szamocząc się w moich ramionach. Nie miałem pojęcia, co się dzieje, co robić.
- Uspokój się. Raven, to ja - szeptałem, starając się ją obudzić. - Raven! - powiedziałem głośniej. Gwałtownie otworzyła oczy i z przerażeniem wyrwała mi się. Upadła na ziemię i odsunęła się najdalej, jak tylko mogła.
- Zostaw mnie. Proszę zostaw mnie w spokoju - szeptała w kółko, zasłaniając uszy rękami.
Ostrożnie przykucnąłem obok niej. Scott chciał podejść, ale powstrzymałem go ruchem dłoni.
- Raven, to ja - szepnąłem. Kiedy otworzyła oczy, przeraziła się jeszcze bardziej. Zmieniłem kolor tęczówek i wyciągnąłem do niej rękę. Spięła się lekko, ale strach ulotnił się. Delikatnie dotknąłem jej policzka, a już po chwili wpadła w moje ramiona. Szlochała, trzymając się mnie kurczowo, a ja wciąż nie wiedziałem, co sprawiło, że tak bardzo się przestraszyła. - Wszystko będzie dobrze.
Uspokoiła się dopiero po kilku minutach, a kiedy prosiłem, żeby jeszcze się przespała, tylko kręciła głową. Jakoś udało mi się ją przekonać, by wróciła na siedzenie, ale wciąż była jakaś... nieobecna.
- Powiesz, co ci się śniło? - zapytałem delikatnie. Miałem nadzieję, że powie mi o tym, co ją dręczy. Martwiłem się o nią. Była taka zagubiona, a ja nie potrafiłem jej pomóc.
- Nie - wyszeptała zachrypniętym głosem.
Spojrzałem na Scotta i Marisę, którzy z przejęciem i troską patrzyli na rozdygotaną dziewczynę. Anioł pochwycił mój wzrok, a ja wymownie spojrzałem na drzwi z nadzieją, że zrozumie aluzję.
- Przyniesiemy coś do jedzenia - oświadczył i pociągną zdziwioną Marisę na korytarz.
- Już ich nie ma, możesz mi powiedzieć - szepnąłem, odwracając ją. Usiadła okrakiem na moich kolanach i zaczęła bawić się nitką przy koszulce. Nieznacznie się rozluźniła, ale wciąż coś krążyło po jej myślach.
- To trudne - wyszeptała w końcu, unikając moich oczu.
- Raven. - Chwyciłem jej podbródek i uniosłem go do góry, zmuszając ją do spojrzenia na mnie. - Jesteśmy sobie przeznaczeni i bardzo się o ciebie martwię, a świadomość, że nie mogę ci pomóc, doprowadza mnie do obłędu... Nie dźwigaj tego sama.
Łzy znowu zakręciły się w jej oczach, ale dzielnie je powstrzymała.
- Dzień po tym, jak wtajemniczyłam cię w plan buntu, nawrzeszczałam na Billa. Zrobiłam to bezwiednie, ale porządnie go wkurzyłam. Zabrał mnie do gabinetu i... - głos jej się załamał. - On mnie...
- Osz kurwa... - mruknąłem z niedowierzania i przyciągnąłem ją do siebie. - Przeprasza, ja... nie miałem pojęcia i... - Z tego wszystkiego plątałem się we własnych słowach. Nic dziwnego, że się mnie bała. Ten skurwiel ma podobny kolor oczu.
- Przecież nic nie zrobiłeś. Za co ty mnie przepraszasz? - zapytała, śmiejąc się gorzko.
- Za to, że nie zauważyłem - szepnąłem w jej włosy i przytuliłem jeszcze mocniej.
W końcu zasnęła. Jak widać wylanie z siebie tej trudnej i bolesnej informacji, pomogło jej się uspokoić. Znów zapatrzyłem się na widok za oknem i odpłynąłem w marzenia. Był tam domek z białym płotem, ogródek, pies biegający za zabawką i moja Raven siedząca na huśtawce z kubkiem kawy i gazetą w...
- Wszystko gra? - w moje fantazje z butami wszedł Scott.
- Ona sama ci to powie - mruknąłem. Po prostu nie chciałem ingerować w jej sprawy. Jeśli będzie chciała, powie mu, a jeśli nie, to trudno.
- Zaraz świta, jeszcze dwie, trzy godziny i będziemy na miejscu.
- W porządku - burknąłem i znów odpłynąłem w marzenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taki bonusik z perspektywy Cartera.

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz