Rozdział 11.

8.7K 942 23
                                    

Moment, w którym mogłam zjeść śniadanie, był najszczęśliwszą chwilą mojego życia! Pochłonęłam podwójną porcję zapiekanki i dopiero wtedy mogłam normalnie funkcjonować.
Mia spojrzała na mnie z rozbawieniem, kiedy westchnęłam, opierając się o krzesło.
- Co? - zapytałam, kiedy uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Przystojniak w cudownie obcisłej koszulce idzie z tobą pogadać, a ty jesteś upaprana sosem - odpowiedziała ze śmiechem, a ja starłam resztki posiłku z twarzy. Zwinęłam serwetkę w kulkę i rzuciłam nią, trafiając w pusty kubek Mii.
- Tak! - zakrzyknęłam, wyrzucając ręce w górę.
- Na mój widok tak się cieszysz? - wymruczał Carter, zawisając nad moją twarzą. Patrzyłam wyzywająco w jego brązowe oczy, a on jedynie uśmiechnął się zawadiacko.
- Chciałbyś - syknęłam, spuszczając wzrok na jego usta, które były niebezpiecznie blisko moich.
- Dwa rudzielce... Boże! Proszę cię o przystojnego faceta dla SIEBIE, a nie dla NIEJ! - jęknęła Mia, podkreślając odpowiednie słowa i wznosząc oczy do nieba.
- Widzisz? Jej się podobam - powiedział, pompując swoje ego.
- Ma szesnaście lat i burzę hormonów w głowie. Poleciałaby na wszystko co ma fiuta - zadrwiłam cicho, by dziewczyna mnie nie usłyszała.
- A tobie niby się nie podobam? - zapytał, ukazując dołeczki w policzkach.
- Może frytki do tego? - odparłam z sarkazmem i marzyłam o zmianie pozycji. Głowa odchylona do tyłu błagała, by wrócić do pionu, ale najmniejszy ruch i Carter mnie pocałuje, a właściwie, to... ja pocałuję jego.
Ratuj mnie! - błagałam w myślach i modliłam się, by Mia wykonała moją prośbę.
- Mogę ci w czymś pomóc?! - warknął Scott, nagle pojawiając się obok nas. Odetchnęłam z ulgą, kiedy Carter wyprostował się, dzięki czemu mogłam wstać i dyskretnie rozmasować kark.
- Twój chłopak? - mruknął, wskazując na anioła.
Scott parsknął śmiechem i podciągnął rękawy białej koszulki.
- Rudzielec jest dla mnie jak siostra! - wykrztusił w końcu i zmierzwił mi włosy. Warknęłam gardłowo, wbijając mu łokieć między żebra.
- Siostrzyczka! - zakrzyknął Carter i powtórzył gest mojego "brata".
Rzuciłam się na niego i przygwoździłam go do ziemi. Mocno trzymałam go kolanami w pasie, a ręce po obu stronach jego głowy.
- Miło, ale to ja wolę być na górze - mruknął zmysłowo, a mnie przeszył dreszcz. Zganiłam się za to w myślach. Moje zdradliwe ciało postanowiło mnie nie słuchać...
- Jeszcze jedna taka akcja i nie będzie czego po tobie zbierać - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Gdyby nie te groźby, cieszyłbym się, że siedzisz na mnie okrakiem - stęknął, kiedy wbiłam szpony w jego dłonie.
- Jeśli będziecie się teraz pieprzyć, to wydłubię sobie oczy! - jęknął najbardziej wkurzający głos, jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Spieprzaj, Loren, bo też oberwiesz! - syknęłam, mierząc ją spojrzeniem.
- Myślisz, że możesz mi rozkazywać, gadzino? - fuknęła oburzona.
- Ja ci zaraz pokażę gadzinę - mruknęłam pod nosem i rzuciłam się w jej kierunku. Niestety czyjeś silne ramiona objęły mnie w pasie.
- Puszczaj mnie! - ryknęłam wściekła.
- Wiesz co, Carter? - dodała świergotliwym tonem. - Wypieprz ją porządnie, bo jak widać brak seksu źle na nią działa - fuknęła, odwróciła się na pięcie i wyszła ze stołówki, kręcąc przy tym biodrami.
- Jak dorwę, to zabiję! - krzyknęłam za nią, szarpiąc się w czyimś uścisku.
Myśli, że może mnie oceniać według własnych kryteriów?!
- Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę! - jęknął Scott, mocniej zaciskając ramiona.
- Starczy! Poddaję się! - rzuciłam i przestałam walczyć. Owinęłam się rękami w pasie, kiedy wreszcie odstawił mnie na ziemię, i przez chwilę ciężko oddychałam. - Pakowałeś? - mruknęłam, czując pulsujący ból mięśni brzucha.
- Rozmasować? - zaproponował Carter tak seksownym głosem, że prawie się nie niego rzuciłam... Prawie i oczywiście nie z chęcią wydrapania mu oczu. Zmiękły mi kolana, ale utrzymałam rezon.
- Nic do ciebie nie mam, ale jeśli ją skrzywdzisz, zapomnę o swoim pochodzeniu i gorzko pożałujesz, jasne?
Patrzyłam na tą scenkę z otwartymi ustami. Najważniejsi faceci mojego życia byli równego wzrostu, podobnej budowy, ale Scott... a no właśnie, ton głosu i wyraz jego twarzy... Nie pasowały do Scotta.
- Ja ją skrzywdzę? - parsknął Carter. - Ona zdąży mnie zabić, zanim jakakolwiek informacja dotrze do ciebie! - dodał ze śmiechem.
- Raven? - wtrąciła się Mia. - Marisa do mnie mówi.
- Co? - wykrztusiłam, zwracając na nią pełną uwagę. Mimo zdenerwowania, które mogło podpaść pod wściekłość i chęć rozszarpania czegoś na strzępy, miałam inne priorytety i tego musiałam się trzymać. Schować emocje, stoicki spokój.
- Obudziła się i chce z tobą porozmawiać - powiedziała poważnie, a po chwili przyłożyła dłonie do skroni. - Chyba pójdę się położyć.
- Dobry pomysł - odparłam, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Dobrze się spisałaś.
Uśmiechnęłam się do niej ciepło i pozwoliłam wyjść ze stołówki.
- Masz wahania nastrojów... Nie jesteś przypadkiem w ciąży? - zadrwił Carter, a po chwili zwijał się z bólu. - Za co to?! - fuknął.
- Za głupie komentarze - odpowiedziałam i poklepałam go po plecach.
- Scott? Wiesz gdzie trzymają Marisę? - zapytałam.
- Jest już w swoim pokoju. Hej, dobrze się czujesz? - powiedział z troską w głosie.
- Jest dobrze. Idę do niej - postanowiłam, a wychodząc z sali, jeszcze raz spojrzałam w magnetyczne tęczówki Cartera.
Dlaczego akurat on musi mi być pisany?! - zapytałam sama siebie, kiedy wsiadałam do windy. Stalowe pudło ruszyło, a ja poczułam zawroty głowy. Oparłam się plecami o zimny metal i brałam głębokie oddechy. To pewnie przez brak słońca. Tak, to na pewno to. Przeszłam przez korytarz i zapukałam do pokoju Marisy, a chwilę później zobaczyłam jej uśmiechniętą twarz.
- Raven! - zakrzyknęła wesoło, mocno mnie obejmując.
- Cieszę się, że nic ci nie jest - powiedziałam z ulgą. Poczułam, jakby olbrzymi głaz spadł mi z serca.
- Chodź, muszę ci coś opowiedzieć - rzuciła i już spoważniała.
Weszłam za nią do pokoju i zamknęłam drzwi.
- O co chodzi? - dopytywałam, siadając na jej łóżku. Zadrżałam na wspomnienie kałuży krwi na płytkach. Aby odwrócić swoją uwagę od tego obrazu, rozejrzałam się po wnętrzu pomieszczenia.
Marisa była typową pedantką. Białego pokoju nie przyozdobiła żadnymi plakatami czy rysunkami. Biurko z idealnie ułożonymi zapiskami, zeszytami; książki, które stały na półce, uporządkowane według wielkości. Nawet łóżko było dokładnie pościelone.
Potrząsnęłam głową, skupiając uwagę na Marisie.
- Słuchasz mnie?! - fuknęła.
- Tak. No mów...
- Kiedy leżałam w sali szpitalnej, usłyszałam rozmowę Alfy i kilkoro ważniejszych Psów.
Alfa - szef ochrony, Bill... Wstrętny kutas!
- Dużo informacji? - dopytywałam.
- Podobno jakaś grupa chce zaatakować ZOO. To nie wszystko. Zwykli ludzie dowiedzieli się o nadnaturalnych i popromiennych. Nie są zbyt zadowoleni i musisz wiedzieć, że obalili rządy w kilku państwach. Nowi przywódcy planują wymordować wszystkie "dziwadła i wybryki natury". - powiedziała z przejęciem, a ja skamieniałam.
- Żartujesz? - wykrztusiłam w końcu.
- Raven, boję się! - jęknęła i przylgnęła do mnie. Przytuliłam ją mocno i lekko bujałam. Jej łzy wsiąkały w moją koszulkę, a ona płakała coraz bardziej. - Jeśli uda nam się uciec, to i tak nas zabiją! - dodała przez łzy.
- Nie pozwolę na to - powiedziałam stanowczo i rozluźniłam uścisk. - Nikomu nie możesz powiedzieć o tym, co słyszałaś, rozumiesz? - zapytałam, patrząc jej w oczy. Skinęła głową i przełknęła resztę łez.
- Obiecuję - mruknęła i przeczesała ciemne włosy. - Dziękuję, że mnie uratowałaś, gdyby nie ty... - urwała.
- Cicho już - szepnęłam, lekko ściskając jej ramię. - A te wizje ustały? - zapytałam.
- Tak i całe szczęście. Kiedy wróciłam do pokoju, zaczęłam wariować i... Samo tak wyszło - odpowiedziała, spuszczając wzrok.
- Już jest po wszystkim - mruknęłam z uśmiechem. - Pójdę już. Powinnam złapać trochę słońca. - Zaśmiałam się.
- Dobrze ci to zrobi, jesteś strasznie blada.
- Odpoczywaj.

Uścisnęłam ją jeszcze raz i wyszłam na korytarz. Nagle skutki opuszczenia kąpieli słonecznych stały się bardziej uciążliwe. Zobaczyłam mroczki przed oczami, a po chwili straciłam grunt pod nogami. Jak długa poleciałam na ziemię i oddałam się ciemności, gdy moje ciało dotknęło zimnych płytek.

~

~~~~~~~~~~~~~~~

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz