Rozdział 40.

6K 709 164
                                    

Wyszłam na korytarz, delektując się chwilą ciszy i niczym niezmąconego spokoju. Musiałam złapać oddech, a w tamtym pokoju to było niemożliwe, jakby w unosiła się w nim trucizna. Zrobiłam jeden, może dwa kroki, i już po chwili zostałam przyparta do ściany przez potężny męski tors.
- Nie uważasz, że powinniśmy zakopać topór wojenny? - zapytał, układając ręce na moich biodrach.
- Czego chcesz, Cedric?! - warknęłam wściekle, próbując strącić z siebie jego dłonie, jednak był za silny.
Stanęłam jak sparaliżowana, widząc błyskające pośród ciemności zielone tęczówki, które dodawały jego twarz naturalnego piękna. Może go nie lubiłam, ale jestem babą i mam oczy, do cholery! Jego potężna sylwetka górowała nade mną, przez co musiałam odchylić głowę do tyłu, a on przygarbić się. Jego bliskość zadziałała dziwnie... uspokająco. Przymknęłam oczy, napawając się jego zapachem. Gdyby jeszcze kilka minut wcześniej ktoś powiedział mi, że skończę z Cedrickiem w takiej pozycji, wyśmiałabym go.
- Zawsze byłaś kruszyną - wymruczał, ukrywając twarz w zagłębieniu mojej szyi. - Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone - wyszeptał, a po chwili ciepło jego ciała zniknęło. Gwałtownie podniosłam powieki.
- Puść go! - warknęłam, ale Carter nie zamierzał tego zrobić. Gorączkowo zaciskał place na koszulce Cedrica, aż zbielały mu kostki, a w jego oczach szalał najprawdziwszy gniew, ten sam który czułam na krawędzi umysłu.
- Nie powinieneś był jej zostawiać po tym, co usłyszała - oświadczył niczym niewzruszony Cedric. Jedynym przejawem emocji na jego twarzy był uśmiech przepełniony kpiną.
- A ty nie powinieneś korzystać z okazji i przystawiać się do niej, jeśli nie chcesz zbierać zębów połamanymi rękoma - wywarczał w odpowiedzi Carter, po czym głośno wypuścił powietrze przez nos.
- Moja pani - zasalutował Cedric, kłaniając się, i po prostu odszedł.
Przeniosłam wzrok na mojego jedynego dragona, którego kocham mimo tego, że doprowadza mnie do szaleństwa. Z boku przyjrzałam się jego pięknej twarzy, potężnej piersi unoszącej się w rytm nierównego oddechu, silnym ramionom, na których mięśnie napinały się z wściekłości. Podziemna rzeka oświetlała jego ciało chłodnobłękitnym światłem, tworząc mozaikę kształtów i linii. Wyglądał jak dumna, silna, piękna istota ze starożytnych legend, a to tylko jego ludzka powłoka. Nie potrafię wyobrazić sobie prawdziwej postaci Cartera, ale coś mi mówi, że jest równie majestatyczna.
Jakby czując na sobie skanujący wzrok, ruszył w moją stronę. Z początku obawiałam się jego reakcji, ale, widząc ciepło i troskę w jego oczach, sama wpadłam mu w ramiona. Zazdrość sprawiła, że pokazał, jak bardzo mnie kocha. Był gotów walczyć! Chwila... Cedric zrobił to specjlnie?!
- To było głupie - szepnął w moje włosy, zaciskając silne ramiona na moim ciele.
- Kłótnia, twoja ucieczka, czy konfrontacja z Cedrickiem? - zapytałam.
- To wszystko było głupotą.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Automatycznie wtuliłam się w jego pierś. Tylko w ramionach Cartera, czując ciepło i zapach jego skóry, byłam bezpieczna. Tu nie mogły dosięgnąć mnie troski, zmartwienia, a wojny nie istniały.
Usiadł na łóżku za mną na kolanach. Nie odsunęłam się i on też tego nie zrobił. Dobre kilka minut wpatrywaliśmy się w siebie, jakby bojąc się spłoszyć drugie. W końcu poruszył się. Wolnym ruchem zbliżył dłoń do mojej twarzy, po czym niemal z nabożną czcią pogładził policzek, śledząc ten ruch wzrokiem. Przymknęłam powieki i delektowałam się dotykiem jego rozgrzanej skóry.
- Nie kłóćmy się więcej - poprosił, zaurzając palce w moich włosach.
- Wiesz, że nie zawsze będę się z tobą zgadzać? - ni to zapytałam, ni stwierdziłam.
- Nie chcę, żebyś zawsze się ze mną zgadzała. Straciłabyś swój charakterek. Po prostu nie lubię się z tobą kłócić - szepnął, przysuwają twarz do mojej.
- Też tego nie lubię, ale chcę poznać prawdę, którą przede mną ukrywasz - powiedziałam twardo. Tym razem na dam się wykiwać!
- Raven, ja nie mogę - jęknął i spuścił głowę. - Musisz mi zaufać.
- Ufam ci i dobrze o tym wiesz, ale nie mogę znieść myśli, że coś nam zagraża, że coś stawia na szali nasze szczęście.
- Po prostu zaczekaj - szepnął. - A teraz powiedz mi, czego się dowiedziałaś.
Przewróciłam oczami, wzdychając.
- Zmieniasz temat.
- Po prostu jestem ciekawy, co narada plemienna wniesie do naszego życia.
I dałam się wykiwać...
Próbowałam zabić go spojrzeniem, ale oczywiście się to nie udało, bo jak można złościć się na kogoś, kto jest tak uroczy, a jego śmiech sprawia, że anielice upadają?
Koniec końców opowiedziałam mu o zamiarach doradców (albo moich, bo przecież ich do tego zmusiłam) i szczegółach mojej przeszłości. Słuchał uważnie, nie przerywał. Dopiero na koniec zadawał pytania.
- Jesteś zła na ojca? No wiesz... W końcu cię sprzedał - zapytał, bawiąc się moimi palcami.
- Wcześniej tak, ale przecież chciał dobra Klanu. Czym ma się jedno życie do setek?
- Twoje jest cenniejsze - powiedział dobitnie, przerywając ruchy dłoni.
- Carter, mam zostać przywódcą, muszę umieć się poświęcać.
Przeskanował moją twarz uważnym spojrzeniem czekoladowych oczu. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Jesteś cudowna - wyszeptał.
Już po chwili jego miękkie wargi opadły na moje. Najpierw pocałował mnie delikatnie, jakby robił to pierwszy raz, potem odważniej. Pozwoliłam mu popchnąć się na łóżko, przez co górował nade mną. Nie miałam nic przeciwko temu. Pogłębiał pieszczotę, przenosząc dłonie na moją talię i tym samym unosząc bluzkę. Mój oddech przyśpieszył, kiedy dotyk jego skóry rozpalał mnie jeszcze bardziej.
- Musimy ochrzcić to łóżko, nie uważasz? - mruknął cicho, zdejmując moją koszulkę.
No cóż... Co innego mogło się stać, kiedy dwa połączone więzią dragony zamknął się w pokoju?

~•~

Obudziłam się pełna życia, kiedy pierwsze promienie słońca połechtały moją skórę. Z uśmiechem i cichym pomrukiem przeciągnęłam się na łóżku, czując jedwabny materiał na nagiej skórze. Po chwili przeczołgałam się na stronę Cartera i spotkałam się z niemiłym zaskoczeniem. Dragona, którego ciało mogłam wychwalać w pieśniach, nie było. Szybko usiadłam, przyciskając kołdrę do piersi i warknęłam z rozdrażnienia. Nie było jego ubrań, łazienka i kuchnia puste.
- Dupek! - burknęłam pod nosem. Napędzana złością założyłam wcześniejsze ciuchy, przygładziłam rubinowe włosy i sekundę później mknęłam szklanymi korytarzami. Czemu ta ja miałam za nim biegać? Nie zamierzam! Spotkałam kilkunastu dragonów, którzy ustępowali mi miejsca i pochylali głowy. Muszę ich tego oduczyć - pomyślałam, nie zatrzymując się.
Nie minęła minuta, a znalazłam się w części strategicznej, a konkretnie pod gabinetem ojca. Już chciałam walnąć w drzwi, kiedy ze środka usłyszałam dwa doskonale znane mi głosy. Postanowiłam zaczekać i podsłuchać tak dużo, jak mogłam.
- Dlaczego sądzisz, że cokolwiek wiem o Horanie? Raven należy teraz do mnie i ta cholerna umowa nie powinna obowiązywać! - krzyknął Carter.
- Ona nie jest twoją własnością - odparł tata.
- To się zdziwisz - parsknął, po czym nastała chwilowa cisza. Pokazał mu gwiazdę?
- Jak można zrobić coś tak skrajnie nieodpowiedzialnego? - zapytał spokojnym głosem tata. - Musiałeś znać treść umowy.
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
- Matka zostawiła mnie po urodzeniu, od tamtej pory nie miałem kontaktu z rodowym Klanem.
- Beavera nie zostawiła by własnego dziecka.
- A jednak to zrobiła - warknął rozdrażniony Carter
- Jeśli przegramy z Loukanem, Horan was zabije za niedotrzymanie słowa.
- Hola! To TY zawiązałeś umowę! Raven nie miała z tym nic wspólnego! - krzyczał.
- Ale ona była zapłatą. Póki co nikt więcej nie wie o tym, że jesteście w schronie. Do tej pory jesteście bezpieczni.
Jakim cudem tata może pozostać taki niewzuszony?!
- Pozostaje jeszcze jedno - powiedział tak cicho, że ledwie usłyszałam jego słowa.
- To już wszystko - warknął dobitnie mój ojciec. Widać ta rozmowa zaczęła działać mu na nerwy.
- Jak zamierzasz jej powiedzieć o naszym pokrewieństwie, tato?

~~~~~~~~~~~~~

Kto się tego spodziewał?
Nie bijcie...

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz