15.Zrobię coś do jedzenia.

229 29 0
                                    

-Koniec! Dzięki za świetny sparing. - powiedział nasz trener. Zeszłyśmy z boiska do siatki, które znajdowało się na sali gimnastycznej w miejskim ośrodku sportowym. Niedaleko było boisko do koszykówki i piłki nożnej, właściwie to w sąsiednich salach. Na zewnątrz były boiska do tych sportów w postaci trzech sąsiadujących ze sobą boisk. W budynku znajdowały się dwa magazynki, kilka szatni, siłownia a nawet sala ze sprzętami i ringiem. Trenowali tam boks, kickboxing czy inne sztuki walki. Sam budynek był ogromny i posiadał trzy piętra plus parter i podziemny poziom z piwnicą i kantorkami ze starym sprzętem.

Cała nasza drużyna wyszła z salki i udałyśmy się do szatni. Trening pomógł mi zapomnieć o tych dziwnych wydarzeniach. Nie chciałam by się to powtórzyło ale nie mogłam być niczego pewna.

-Case, co się dzieje? - zapytała Anne. Była na ławce rezerwowej po tym jak wybiła na jednym z treningów dwa palce u prawej ręki.

-Nic, a co ma się dziać? - spytałam ściągając w szatni szarą koszulkę, w której grałam.

-Na meczu prawie kilka razy oberwałaś w głowę piłką. - powiedziała i też zaczęła się przebierać. Ja założyłam już czarną bokserkę i zaczęła ściągać spodenki.

-Zamyśliłam się.

-Masz za dużo zajęć. - stwierdziła -Zastępstwa w gimnazjum, bar, treningi i na pewno coś tam jeszcze wymyśliłaś... - spojrzała na mnie znacząco -Myślę, że jesteś przemęczona i nie wyrabiasz ze wszystkim.

-Nie myślałaś o pójściu na filozofię? - zapytałam.

Zaśmiałyśmy się i skończyłyśmy przebierać. Razem wyszłyśmy z budynku. Na zewnątrz zaczęło się ściemniać i wiał zimny wiatr. Założyłam białą bluzę i pożegnałam się z Anne. Ruszyłyśmy w przeciwne strony. Gdy tylko się rozdzieliłyśmy założyłam słuchawki. Gdy mijałam obmalowany graffiti przystanek zauważyłam przy koszu na śmieci szaro-białą kulkę. Zmarszczyłam brwi i podeszłam. Z bliska rozpoznałam kotka tej blondwłosej dziewczynki. To szaleństwo... Wyciągnęłam rękę w jego stronę. Dotknęłam miękkiego futerka i znowu w moich myślach pojawił się obraz. Duży żółty dom ze spadzistym dachem i werandą. Na werandzie siedziała dziewczynka na huśtawce i głaskała białą kuleczkę siedzącą na jej kolanach. Obraz zniknął. Rozejrzałam się i zobaczyłam właśnie taki dom.

-To obłęd, kotku. - mruknęłam i wzięłam go na ręce. Ruszyłam niepewnie w tamtym kierunku.

Moje myśli toczyły zażartą bitwę. "Idź tam, oddasz dziewczynce kotka i będzie szczęśliwa.". "Żartujesz?! Idziesz do obcego domu, który zobaczyłaś w myślach! Wejdziesz, oddasz kota i co powiesz? Witam, zobaczyłam w niewytłumaczalny jak dotąd sposób w swoich myślach, że zgubiłaś kotka. Nie musisz dziękować?!". Chyba zwariowałam. Może i ciałem brnęłam w tamtą stronę ale duch ja wszelką cenę chciał zawrócić i z krzykiem pobiec do domu. Więc czemu właśnie stałam przed tymi drzwiami i podnosiłam rękę i uderzałam w drewnianą powłokę... Co?! Zapukałam?! A jakby szybko zostawić kotka pod drzwiami i uciec? Może by mnie nie zwieli za wariatkę. Ale czuję się jak wariatka. Może popytam o psychologów?

Drzwi otworzyły się a zza nich wyjrzała starsza pani.

-Dzień dobry. O co chodzi? - zapytała.

-Dzień dobry. - prawie wyjąkałam. Nerwy mnie zżarły dosłownie. Nogi miałam jak z waty a brzuch niemiłosiernie bolał. -Znalazłam tego kotka na chodniku przed państwa bramą i chciałam spytać czy może nie należy do was. - spojrzałam na drżącą kuleczkę w moich rękach.

-Wielkie nieba... - starsza kobieta uniosła dłonie do ust -Lily, kochanie! - zawołała odwracając się lekko w stronę domu -Chodź na chwilkę!

Wraz z odgłosem stukotu bosych nóżek o stopnie schodów usłyszałam szybkie, radosne i niewinne bicie serca. Chwilę potem przede mną stanęła dziewczynka, taka sama jak w moich myślach. Gdy tylko zobaczyła kotka na moich rękach, zapiszczała i odebrała mi go. Przytuliła go a potem przykleiła się do mnie.

-Bardzo pani dziękuję! - jej głos był stłumiony przez mój brzuch. Uśmiechnęłam się nerwowo i pogłaskałam ją po plecach. Oderwała się ode mnie i pobiegła z kotem w głąb domu. Chciałam już odchodzić, ale zatrzymał mnie głos starszej kobiety.

-Trudno znaleźć w tych czasach dobrego młodego człowieka. - westchnęła ze łzami w oczach.

-Czasem widok takiej reakcji na widok kota jest lepszy od obojętności. - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam.

-A mimo wszystko nie każdy by pomógł.

-To prawda. - zgodziłam się.

-Można powiedzieć, że zachowałaś się jak anioł. - zaśmiała się i skinęła na pożegnanie.

Stałam na schodkach i patrzyłam pustym wzrokiem na drzwi. Po kilku chwilach oprzytomniałam i odeszłam.

Wchodząc do domu miałam wrażenie, że coś się jeszcze zdarzy. I niekoniecznie będzie to pozytywne. Otwarłam drzwi i ściągnęłam buty. Wszędzie było wyłączone światło. No, prawie. Cienka smuga światła wydobywała się z pokoju Nate'a. Uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka. Nie zauważyłam tego wcześniej ale słyszałam jego puls. Był przyspieszony, pewnie Nate się zdenerwował czy coś. I chyba miałam rację. Opierał się o parapet i prawie krzyczał do telefonu.

-Nie! Ogarnij dupę i słuchaj! - warknął do słuchawki -Nawet nie myśl, że ci pomogę. Za dużo już ci pomogłem, jeśli to można tak nazwać. Nie chcę mieć kłopotów. I co z tego, że Gregory by do tego nie dopuścił?! - chwilę wsłuchiwał się w odpowiedź po drugiej stronie a ja usłyszałam ten głos. Nate rozmawiał z Joshem. Ale przecież Josh jest w więzieniu na komisariacie, tak? -Nie! Nie proś mnie więcej o to!

-Ale ja nie wytrzymam! - wyszeptał Josh.

-Gówno mnie to obchodzi. - wysyczał Nate -Miałeś z tym kończyć a dalej w to brniesz. Rób co chcesz ale ja ci nie pomogę! - wykrzyczał i rzucił telefonem na łóżko. Sam oddychał głośno i szybko.

Nic nie mówił ale słyszałam coś... Jakby jego myśli. "Co za idiota. Nie załatwię mu prochów. Niech się wypcha. Mam jeszcze przez niego siedzieć? Śmieszny jest. Nigdy w życiu.". To stawało się coraz bardziej przerażające. Najpierw bicia serc ludzi w moim otoczeniu, potem te obrazy i teraz jeszcze myśli. Cholera... Ja czytam w myślach. Albo zwariowałam albo coś się dzieje. I tu nie żartuję. Jestem wystraszona. Przerażona. Boję się co jeszcze może się stać. Do bicia serc mogłabym żartować, że zamieniam się w wampira albo wilkołaka ale to w cholerę niemożliwe. Słuch mi się polepszył? Możliwe aczkolwiek mi już najpewniej pogorszyłby się skoro na okrągło słucham głośnej muzyki ze słuchawek. Wyostrzyła mi się koncentracja? To już bardziej prawdopodobne. Wyostrzyły mi się zmysły? Oby...

I takie usprawiedliwienia wymyślałam przez jakiś czas dopóki Nate się nie odwrócił od okna. Spojrzał na mnie i westchnął ciężko.

-Dzwonił Josh, Cassie. - powiedział -Prosił mnie o prochy.

-Słyszałam. - powiedziałam zanim się ogarnęłam.

-Nie chcę przez niego siedzieć.

-Wiem. jemu trzeba pomóc z tego wyjść a nie wciągać jeszcze bardziej. - podeszłam do niego i potargałam żartobliwie jego włosy. Zaśmiał się i przewrócił oczami. -A teraz chodź. Zrobię coś do jedzenia.


SlaveryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz