-Czy ty mnie nazwałaś obrażalskim paniczem? - zapytał, otwierając mi drzwi Nate.
-A skąd. - wyszłam, chwytając jeszcze po drodze słuchawki. Uwielbiałam słuchać w drodze powrotnej muzyki.
-A czemu właściwie postanowiłaś mnie obudzić w tak potworny sposób?
-A pamiętasz jak ostatnio byłam u moich rodziców? - spytałam robiąc minę jakbym starał sobie coś przypomnieć. Pokiwał głową.
-Ale co to ma do rzeczy?
-Wtedy przywiozłam soki, które Ellen zrobiła. - wymieniłam imię mojej mamy, bo on zawsze mówił o mojej mamie "Ellen" a o tacie "Michael". Zmarszczył brwi a po chwili uderzył się symbolicznie dłonią w czoło. Szliśmy chodnikiem w stronę centrum a ja już śmiałam się jak oszalała. Nate pokiwał głową i dziwną miną i też się roześmiał.
-I to tylko dlatego, że je wypiłem? - spytał w przerwie od śmiechu. Pokręciłam głową.
-To ty to pamiętasz? Wtedy byłeś nieźle nachlany. - powiedziałam z niedowierzaniem. No proszę, potrafi mnie jeszcze zaskoczyć. -A poza tym, to dlatego, że rozlałeś trochę na podłogę. A kto musiał zmywać te lepkie plamy? - zapytałam i wskazałam na siebie.
Resztę drogi Nate opowiadał, że Josh, nasz przyjaciel, ma sprawę w sądzie. Podobno oskarżono go o pobicie oraz prowadzenie pod wpływem narkotyków i alkoholu co jednoznacznie wskazuje też na to, że posiadał prochy. Stoczył się i to nieźle. Nie wnikałam nigdy w jego życie czy coś ale byłam świadkiem jego opadania na samo dno. Byłam przy tym, jak schlał się w wieku szesnastu lat i mało co przez to nie potrącił go samochód. Potem w średniej doszły prochy, papierosy, imprezy, panienki. Typowy chłopak, który chce zapomnieć lub przesadza z brawurą i chęcią popisania się czy nawet chce zwrócić na siebie uwagę.
-Kiedy ma ten proces? - spytałam, gdy przechodziliśmy przez pasy na ulicy.
-Za dwa tygodnie. - westchnął -Do tego czasu jest na policji za kratami i czeka. - przystanęliśmy po drugiej stronie ulicy. W tym miejscu zawsze się rozdzielaliśmy. Ja szłam w prawą a Nate w lewą. Ja pracowałam w barze a Nate w sklepie komputerowym i był naprawdę dobry jeśli chodzi o komputery.
-Widziałeś się z nim? - wcisnęłam ręce głębiej do kieszeni.
-Tak. Marnie wygląda. Nie brał od tygodnia, kiedy go zatrzymali.
-No chyba jasne, że marnie wygląda. - powiedziałam cicho -Widziałeś jak się zachowuje na głodzie. A trzy tygodnie bez prochów? Nawet nie chcę go widzieć w tym stanie. - rozejrzałam się dookoła. Ludzie mijali nas. Śpieszyli się do prac popędzani chęcią wzbogacenia się. No tak, w tych czasach pieniądze najważniejsze. I po tej myśli pojawiło się w mojej głowie pytanie skąd Josh brał tyle kasy na tak dużą ilość prochów. Z tego co mi mówił Nate, gliny znalazły u niego w mieszkaniu kilkanaście torebek z tym białym świństwem. Ja bym tego świadomie nigdy nie wzięła. No bo jaka logika w tym, żeby dobrowolnie truć swój organizm przyspieszając tylko to co nieuniknione czyli śmierć, a do tego dokładać tylko cierpienia? Nic do tych osób nie mam ale szkoda mi ich i żal. Nawet nie wyobrażam sobie jak czują się w takich sytuacjach najbliżsi takich osób.
-Dobra idę, bo Luke się wkurzy. - odszedł machając mi. Odmachałam i poszłam w swoją stronę.
Do uszu włożyłam słuchawki, które podłączyłam do telefonu i włączyłam All Time Low "Something Gotta Give". W myślach przypominałam sobie teledysk. Ci goście muszą mieć nasrane porządnie w głowach, by wpaść na pomysł zrobienia klipu o zombie, który zjada kawałki ludzkich ciał i potem jeszcze kota. Serio? Biednego kota? Choć bardziej lubię psy. Zmieniłam zdanie. Nie szkoda mi tego kota. Jakby to był pies, zatłukłabym na miejscu.
Pod barem byłam równiutko o siódmej pięćdziesiąt osiem. Miałam dwie minuty na dotarcie za ladę. Weszłam przez główne wejście. Za barem była właśnie Kate, właścicielka.
-Hej, Case. - przywitała się nawet na mnie nie patrząc. Cały czas pisała coś w zeszycie. Zapewne podliczała coś bo na każdej stronie tego zeszytu były cyfry.
-Hej. Jest coś do roboty? - zapytałam wchodząc za bar. Rozejrzałam się po sali. Było bardzo mało osób. Ale co się dziwić. Była dopiero ósma. Ruch zaczynał się po dziesiątej.
-Właściwie to możesz coś ugotować na kuchni. - zastanowiła się Kate -Tom nie może dzisiaj przyjść a ty dobrze gotujesz. - uśmiechnęła się i wróciła do zapisywania czegoś. Również uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam na kuchnię. Zawiązałam fartuszek na biodrach i zabrałam się za pracę. Nie przychodziło mi nic do głowy. Przeglądałam przepisy w swoim telefonie i znalazłam. Leczo.
Nadal słuchając muzyki przygotowywałam danie. Zajęło mi to trochę czasu ale nie zauważyłam tego nawet. Gdy słucham muzyki, czasu nie liczę. Czyli jestem szczęśliwa... Zajebiście, jestem dziewczyną, której do szczęścia brakuje muzyki. Ale dobra, nie mam nic do tego.
Właściwie to muzyka pomaga mi się skupić ale też czasem odstresować. Lubię leżeć wieczorami w łóżku i słuchać muzyki z zamkniętymi oczami. Wtedy nie myślę o niczym. Niczym się nie martwię. Niczego się nie obawiam. Wszystkie myśli zastępują mi słowa piosenek. Potrafię tak leżeć i o niczym nie myśleć cały czas. Ale oczywiście zawsze ktoś wspaniałomyślnie przeszkodzi mi ten wspaniały czas. Mianowicie zawsze jest to albo Nate, który wraca z pracy i chce coś zjeść, albo Agnes, która wraca z uczelni i nie ma siły by zrobić coś do jedzenia. Tak, w tym domu ja gotuję, no... czasami Agnes jak ma przerwę między nauką. Podobnie ze sprzątaniem. Gdy ja mam zamiar posprzątać, wyganiam tą dwójkę z domu. Nie obchodzi mnie gdzie pójdą. Mają wrócić dopiero gdy napiszę im SMS-a, że skończyłam. Agnes chodzi po sklepach a Nate idzie do znajomych lub do klubów. I takim oto sposobem przyczyniam się do jego stanu gdy wraca. Przez sprzątanie! Czyli jednak ze sprzątania może wynikać coś złego.
-Case? - usłyszałam czyjś głos przy uchu i natychmiast zamachnęłam się pięścią na tą osobę. No co? Lepiej, żeby mnie ktoś napadł? Wolałam się przygotować, dlatego chodziłam na szkolenia boksu i kickboxingu. Do tego chodzę na treningi siatkówki. Tak, należę do miejscowej drużyny reprezentującej miasto. Czasem też lubię pograć z kolegami w piłkę nożną ale to rzadko. Nie zawsze mają czas.
Moja pięść nie trafiła jednak w mój cel, którym aktualnie była twarz Nate'a. Znalazła się w ręce chłopaka.
-A ty dalej chcesz atakować wszystkich, którzy wołają cię po imieniu? - zapytał z udawaną powagą. Aktorem on dobrym nie jest.
-Nie wszystkich, tylko ciebie. - fuknęłam i wróciłam do pracy -A właściwie to wiesz dobrze, że mnie się nie nachodzi z zaskoczenia.
-Jest już szesnasta. Kończysz pracę i jesteś mi potrzebna.
CZYTASZ
Slavery
Ficção AdolescenteBo każdy ma przy sobie takiego anioła, który mimo tego, że sam upadł, pomoże ci się podnieść... W tych czasach ludzie młodzi nie zważają na granice pomiędzy byciem przykładnym człowiekiem a tym, który daje zły przykład, sam jest zły. Udział w niele...