W czwórkę wzięliśmy głośniki i wynieśliśmy na zewnątrz. Rozstawiliśmy je na trybunach. Martin poszedł wybrać muzykę, Nate wybrał się do chłodni po procenty, mnie wysłali po światełka do magazynu i kazali rozwiesić a temu brunetowi, którego imienia jeszcze nie poznałam, kazali zająć się rozstawianiem kubków. Było jeszcze kilka osób, które ustawiały większe oświetlenie w postaci reflektorów samochodowych.
Znalazłam w magazynie na półce kilkanaście pudełeczek światełek choinkowych. Często się przydawały. Zabrałam te pudełka i wróciłam na tor. Położyłam je na ławce na trybunach. Wyjęłam z jednego z nich kabel z kolorowymi żaróweczkami i ruszyłam do lampy przy pierwszym rzędzie trybun. Oczywiście, musiałam działać sama. Zostawiłam na ławeczce światełka i pobiegłam do magazynu po drabinę. Razem z przedmiotem wróciłam do lampy. Ustawiłam drabinę przy słupie, upewniłam się, że się nie osunie, że nie będzie się chwiać po czym ze światełkami weszłam po szczeblach. Prawie na końcu drabiny zatrzymałam się i zaczęłam przyczepiać. Co mnie zadziwiło, były tam haczyki, pewnie na jakieś ozdoby, które się zaczepiało na ten wyścig kilka lat temu na otwarcie toru. Zaczepiłam kabelek przy początku ozdoby a resztę zawiązałam sobie na nadgarstku. Zeszłam na dół i ruszyłam do kolejnej lampy. Tam zrobiłam to samo co poprzednio. I kolejne i kolejne światełka znajdowały się na lampach. Gdy byłam przy połowie rozwieszania, krzyk Nate'a przedarł się nawet przez muzykę płynącą ze słuchawek prosto do moich uszu. Oderwałam się od pracy i rozejrzałam. Nate krzyczał coś i biegł w moją stronę.
-Zwariowałaś?! - wykrzyczał. Zwrócił tym uwagę Martina pochylającego się nad laptopem a także tego bruneta, który podłączał głośniki do zasilania. Szatyn pokręcił głową i wrócił do swojego zajęcia a brunet dołączył do Nate'a. O co im chodzi? Przecież nie jestem jakimś samobójcą, który chce skoczyć z wysokości, tak?
-Całkiem możliwe, przecież mieszkam z tobą pod jednym dachem. - zaśmiałam się i wróciłam do pracy.
-Złaź, już! - pokazał palcem miejsce przed sobą, jak rodzic nakazujący zejść dziecku z wysokości.
-Daj spokój, Nate. Nic się nie stanie. - przekręciłam oczami i nie zwracałam na nich uwagi. Coś jeszcze krzyczeli ale nie reagowałam aczkolwiek słyszałam.
-Może faktycznie nic się nie stanie? - zamyślił się ten drugi.
-Żartujesz?! - pisnął Nate -Ona ma takiego pecha, że głowa mała! - i zaraz zacznie opowiadać jak to wygląda ten mój pech -Ile razy już miała małe wypadki? - a nie mówiłam? -Wjechała rowerem w rowerek dziecka, w drzwi samochodu, o mało co pod kombajn nie wjechała, wpadła ze schodów, oberwała piłką w głowę... - pff, bo to raz -...wywalała się na rowerze, nawet jak wracała ze sklepu to nogę od kolana do kostki zdarła! - wymienił chyba wszystko, aczkolwiek pominął wiele tych "wypadków". Wiele z nich były takie głupie i bezsensowne, że nie warto było nawet o nich wspominać.
-Co prawda, Nate - wtrąciłam -...kość mi się przestawiła w lewej ręce ale słuchu nie straciłam!
-A to dziwne, ty łamago! - odgryzł się. Jak dzieci...
-Mam wymieć co ty robiłeś? - zagroziłam.
-Dajcie spokój. - westchnął brunet. Cały czas przypatrywał się a to mnie a to Nate'owi.
-Ja z nią nie mogę! - wyrzucił ręce w górę i zaczął krążyć po obszarze blisko latarni.
-A ja z tobą mogę?! - zapytałam piskliwym głosem.
-Koniec! - wrzasnął definitywnie kończąc naszą sprzeczkę brunet -Sprzeczacie się jak stare małżeństwo!
-A ty byś z taką wytrzymał?! O wszystko się czepia! - wyżalił się.
-Odezwał się ten, który nie sprząta nawet w swoim pokoju! Nawet kanapek nie chce mu się zrobić! - odgryzłam się. Cóż, bawiła mnie ta wymiana zdań.
-Dosyć,wyprowadzam się! - ogłosił Nate i rozłożył ręce.
-I tak tego nie zrobisz! - zaśmiałam się.
-Zakład?! - oj, nie wie czego oczekuje. Chyba zdał sobie z tego sprawę bo wykonał rękami ruchy, próbując dać do zrozumienia, by zapomnieć o tym o czym dopiero mówił.
-Dobra, papużki nierozłączki. - powiedział ze stanowczością brunet -Nate - zwrócił się do jeszcze rozgniewanego przyjaciela -Idź do swojej pracy...
-I ją zostawić?! Ona, znając życie, zaraz spadnie i tyle będzie! - przerwał mu i machał rękami w moją stronę. Prychnęłam na jego wypowiedź, przez co zabił mnie wzrokiem.
-Daj mi skończyć. - brunet nie dawał za wygraną -Idź do swojej roboty a ja przytrzymam drabinę. - za moją niańkę chce robić?! Chyba sobie jaja robi...
-Nie potrzebuję niańki! - powiedziałam patrząc na nic chcąc, nie chcąc z góry.
-Chcesz mieć jeszcze jego gadanie przy uchu? - zapytał z uniesionymi brwiami wskazując na Nate'a.
-Masz rację, trzymaj drabinę. - uśmiechnęłam się do nich i wróciłam do pracy. Kątem oka widziałam, jak Nate odchodzi mrucząc pod nosem i kręcąc głową.
-Uważaj. - usłyszałam z dołu głos bruneta.
-Mniej gadania więcej trzymania. - mruknęłam. Spojrzałam w dół i zauważyłam jego, stojącego między drabiną i słupem lampy i patrzącego w górę z głupim uśmiechem. -Co się szczerzysz? - spytałam podejrzliwie.
-Podziwiam widoki. - wzruszył ramionami. Odchrząknęłam znacząco i skończyłam zaczepiać światełka na haczyku słupa. Zaczęłam schodzić i nagle poczułam jak drabina się trzęsie. Złapałam się odruchowo mocniej szczebli i spojrzałam w dół.
-Yyy... jak masz na imię? - spytałam trochę drżącym głosem. Może i na własną rękę wyszłam na taką wysokość ale spaść nie chciałam.
-Dean. - odpowiedział, jakby nie zauważył drżącej drabiny.
-No więc, Dean... Trzymaj drabinę! - wrzasnęłam. Momentalnie złapał i przytrzymał drabinę. Odetchnęłam i zeszłam na dół. Ręce mi trochę się trzęsły ale ruszyłam do następnej latarni. Jako, że i tak pójdzie za mną, traktować go mogłam jak tragarza. I nie myliłam się, złapał drabinę i ruszył za mną. Ustawił ją przy słupie i przytrzymał, żebym mogła spokojnie wejść na górę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zauważyłam iż on nie szczędził sobie wlepiania we mnie swoich gałek ocznych. To było trochę krępujące, ale jak zawsze, zignorowałam to. Od dawna przyjmuję taką taktykę, że czuję na sobie wzrok innych ale udaję, że tego nie zauważam i po prostu ignoruję.
-Znajdź inny obiekt do obserwowania, Winchester. - warknęłam, gdy nawet się z tym wpatrywaniem nie krył.
-Winchester? - spytał i zaśmiał się, gdy usłyszał nazwisk, jakim go nazwałam.
-Tak. - odparłam i ponownie zeszłam z drabiny.
-Mogę wiedzieć czemu?
-"Supernatural". - wymieniłam jedynie tytuł serialu. Jest tam taki Dean Winchester. A dlatego, że ten ma na imię Dean, nazwałam go Winchesterem. Swoja drogą, uwielbiam Jensen'a Ackles'a.
-Zauważyłem. - mruknął idąc za mną.
-Brawo, geniuszu. - zaśmiałam się a on razem ze mną. Nie powiem, nawet jest w porządku.

CZYTASZ
Slavery
Novela JuvenilBo każdy ma przy sobie takiego anioła, który mimo tego, że sam upadł, pomoże ci się podnieść... W tych czasach ludzie młodzi nie zważają na granice pomiędzy byciem przykładnym człowiekiem a tym, który daje zły przykład, sam jest zły. Udział w niele...