-Case! Czekaj! - słyszałam za sobą krzyk Dean'a. Puściłam to mimo uszu i biegłam dalej. Adrenalina dawała mi niezłego kopa. Kilka sekund potem znalazłam się obok tej dziewczyny, która została uderzona i chłopaka, który ją uderzył. Nie zastanawiając się i bez żadnego zbędnego gadania, umieściłam swoją prawą pięść na twarzy chłopaka. Od uderzenia zabolała mnie ręka a tego sukinsyna aż przewróciło. Ha, nie spodziewał się! Moje zwycięstwo.
-Jeszcze raz podnieś na dziewczynę rękę, to nie skończy się na tym! - wysyczałam z zaciśniętymi zębami.
Dziewczyna cofnęła się kilka kroków. Gdy już otrząsnęła się z szoku spowodowanym moją interwencją, wydarła się... na mnie.
-Zwariowałaś?! To mój chłopak! - zapiszczała jak to dziewczyna i pomogła swojemu "chłopakowi" wstać z ziemi. On patrzył na mnie z żądzą mordu. Już miał coś powiedzieć, gdy obok nas pojawił się Dean a za nim Nate. A oni po co? No ale nic... Ja byłam w szoku! Dziewczyna, która miała ślad ręki chłopaka na policzku, miała do mnie pretensje, że go uderzyłam. Może serio zwariowałam? Już drugi raz to dzisiaj ktoś mi mówił.
-Case, co jest? - zapytał Dean oddychając szybko i patrzył to na mnie to na chłopaka, który dopiero się podniósł i ocierał krew z twarzy.
-Okiełznaj tą swoją panienkę bo jak tak lata na prawo i lewo i wali z pięści, to będziesz sobie załatwiał widzenia do pierdla. - syknął do Dean'a.
-Stul pysk! - warknęłam -Widziałam jak ją uderzyłeś. - wskazałam na dziewczynę. Ta spuściła wzrok i schowała się za plecami tego palanta.
-Załatwić ci wizytę o okulisty?
-Ja ci mogę załatwić darmowe przeciwsłoneczne okulary ręcznej roboty! - odgryzłam. Ten zaśmiał się.
-Grubo. Masz więcej takich tekstów? - zaśmiał się z kpiną. No trzymajcie mnie, bo zaraz mu poprawię...
-Ej! - wtrącił się Dean. I dzięki ci za to, bo raczej nie chciałby bym ponownie do niego podeszła. Spojrzeliśmy na niego. Ja z wściekłością a ten palant, idiota, debil, sukinsyn i wiele innych pięknych epitetów, z kpiną.
-Case, chodźmy. - Nate chwycił mnie za ramię i pociągnął delikatnie aczkolwiek stanowczo w tył. Miałam się poddać i odejść ale zatrzymał mnie komentarz chłopaka.
-Może powinniście po drodze wstąpić na oddział zamknięty? Tam mają takie fajne kaftaniki. Może one ją powstrzymają. A i kaganiec by się przydał. - wzięłam głęboki oddech i odwróciłam w zamiarze pożegnania się w sposób namacalny ale uprzedził mnie Winchester. Uderzył go w twarz a potem kopnął w czułe miejsce. Dowalił jeszcze w brzuch, po czym wyprostował się i odwrócił do nas. W trójkę ruszyliśmy w stronę, z której przyszliśmy. Słyszeliśmy za plecami przekleństwa skierowane właśnie do nas.
Chłopaki zwolnili w połowie drogi ale ja szłam tym samym tempem. Ręce mi się trzęsły cały czas. Idiota, myśli, że jak może bić swoją dziewczynę, to może pitolić do każdej dziewczyny. Nie każda jest tak ślepa, że wybacza takie coś! Sądzę, że to nie pierwszy raz ją uderzył. Musiała mu wybaczać. Ja nie mogłabym trwać w takim chorym związku. Gdyby tylko któryś spróbował mnie uderzyć, nie ręczyłabym za siebie. Prędzej złamałabym rękę przy uderzeniu niż pozwoliła się uderzyć. Nawet gdybym bardzo kochała tego chłopaka, odeszłabym gdyby chociaż podniósł rękę na mnie. Nie mam o sobie nie wiadomo jak wielkiego mniemania o sobie no ale... Szacunku oczekuję. Siebie szanuję więc chcę szacunku od innych dla siebie.
Wpadłam do garaży, chwyciłam jakiś klucz i rzuciłam w ścianę. To nie wystarczyło, ale trochę pomogło. Lepiej by było, gdybym znalazła się na sali i miała pod ręką piłkę do siatkówki. Zawsze tak wyzbywałam się tej adrenaliny.
-Cassie! - krzyknął Nate i zamknął mnie w uścisku. Oddychałam głęboko i szybko. To się nie uda, muszę się położyć.
-Puść mnie. Już jest dobrze. - mruknęłam. Mimo, że mnie nie puścił, wyrwałam się i wyszłam.
Skierowałam się na trybuny. Gdy tam dotarłam, położyłam się plecami na ławce. Podkuliłam kolana, oczy zamknęłam, jedną rękę położyłam na brzuchu a drugą zakryłam oczy. Leżałam tak w ciszy może z kilka minut. I się coraz bardziej ściemniało. Ale jak sądzę, to zostaję to dopóki Nate nie zachce wracać. Jak zwykle.
-Case? - usłyszałam niepewny głos obok siebie. Podniosłam rękę z oczu i spojrzałam na osobę, która się odezwała. Obok siebie zobaczyłam przyglądającego mi się Dean'a. Miał zmarszczone brwi i zacierał sobie pięści. Spojrzałam na jego prawą rękę. Kostki miał zdrapane i zakrwawione. Pewnie po tym, jak przywalił tamtemu.
-Nie boli? - wskazałam głową na jego rękę.
-Ja powinienem o to spytać. - zaśmiał się delikatnie. Spojrzałam na niego pytająco a ten wziął do ręki moją rękę z brzucha. Nie wiedziałam o co mu chodzi ale zobaczyłam to, gdy ją podniósł i dotknął nadgarstka. Syknęłam z bólu. Nadgarstek był siny i opuchnięty. -Pewnie skręcony. Mocno uderzyłaś i z rozpędu. Na pewno pięść zeszła z kierunku i krzywo dotknęła jego twarzy. - spojrzał na mnie wymownie.
-Trenujesz boks? - zapytałam.
-Tak, już kilka lat. - odparł obracając moją bolącą rękę.
-Widać. - prychnęłam. Wskazałam na jego ciało. Zaśmiał się cicho.
-Chodź, trzeba nałożyć okład. - wstał i czekał, aż ja wstanę. Podniosłam się i poszłam za nim w stronę garaży.
Zaraz przy wejściu był taki mały pokój, który służył za gabinecik lekarski. Oczywiście dla niegroźnych wypadków. Z tymi poważniejszymi trzeba było jechać do szpitala albo wzywać kogoś, kto się zna na pierwszej pomocy. Dean kazał mi usiąść na fotelu w rogu pomieszczenia a sam poszedł w poszukiwanie zimnego okładu. W tym celu skierował się do przenośnej lodówki, gdzie znajdywały się schłodzone butelki z alkoholem. Uniosłam brwi na widok, jak wyjmuje dwie butelki i zmierza w moją stronę.
-No co? - spytał gdy się zaśmiałam.
-Nic nic. - pokręciłam głową i wzdrygnęłam się gdy przyłożył mi do nadgarstka zimne butelki -Aż taki zdesperowany jesteś? - zapytałam.
-Może i to jest bardzo prowizoryczny okład ale...
-No i jak zawsze jest to "ale"... - wtrąciłam z delikatnym uśmiechem. W wyobraźni zobaczyłam swoje odbicie w lustrze: szatynka z oczami koloru mocnej czarnej herbaty, z delikatnym uśmiechem czego skutkiem był mały dołeczek w prawym policzku. Pojawił się dopiero gdy miałam szesnaście lat. Nie wiem czemu ale wtedy się pojawił. Nawet moja mama stwierdziła, że skoro mam dołeczek w policzku, to będę miała "branie" u chłopaków. To zarazem żenujące jak i śmieszne. Słyszeć jak własna matka twierdzi, że jej córka będzie miała "branie"...
-Masz rację. Ale - zaakcentował to "ale" -chyba nie chcesz mieć jutro ręki jak po spotkaniu z zawodnikiem MMA.
-Na takiego ten sukinsyn nie wyglądał... - stwierdziłam i zaśmialiśmy się.
![](https://img.wattpad.com/cover/48684052-288-k755888.jpg)
CZYTASZ
Slavery
Ficțiune adolescențiBo każdy ma przy sobie takiego anioła, który mimo tego, że sam upadł, pomoże ci się podnieść... W tych czasach ludzie młodzi nie zważają na granice pomiędzy byciem przykładnym człowiekiem a tym, który daje zły przykład, sam jest zły. Udział w niele...