Mijały dni, tygodnie a ja nadal nie rozmawiałam z Aidanem. Nie odzywał się w ogóle. Ja też zrezygnowałam z nawoływania go. Bo jaki w tym sens?
Siedziałam na moim łóżku i grałam na gitarze wolną i smutną melodię. Pomrukiwałam to melodii tekst piosenki. Zignorowałam to, że moja wiedza o grze na gitarze pojawiła się nagle. Zawsze chciałam umieć grać i teraz umiem. A co do śpiewania to nadal fałszowałam. Moim zdaniem bo oczywiście Nate i Dean ostatnimi czasy mieli takie wspaniałe wyczucie czasu, że wchodzili do mieszkania w momentach gdy akurat śpiewałam sobie to co słuchałam. I upierają się cały czas, że mam dobry wokal. Nie wierzę. Śpiewać nigdy nie umiałam i tak mi zostało. Co nie znaczy, że mam nie śpiewać. Nikt mi nie zabroni przecież.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc odłożyłam gitarę i poszłam otworzyć przybyszowi. Mimo że na zewnątrz wieje zimny wiatr i ogólnie jest zimno, bo nie oczekujmy po drugim tygodniu października upałów, ubrana byłam w jeansowe krótkie spodenki i czarną za dużą bluzkę z białym nadrukiem. Paznokcie kilka godzin temu też pomalowałam na czarno. Innego koloru paznokci bym nie zdzierżyła. Natomiast moje brązowo-rude włosy spięłam z tyłu spinką i kilka kosmyków opada mi luźno po bokach twarzy. Bądźmy szczerzy, pięknością nie jestem ale brzydką mnie nazwać nie można. I co najlepsze, nie maluję się bo nie widzę sensu. Nawet tuszu do rzęs nie używam bo moje brązowe oczy idealnie podkreślają ciemne rzęsy.
Otworzyłam drzwi i prawie od razu je zamknęłam. Przez powłokę usłyszałam śmiech i coś w stylu "Mogłem się spodziewać". Nie wpuszczę go. To znajomy Nate'a nie mój. I poza tym nie zdzierżyłabym go w moim mieszkaniu. Za mała przestrzeń jak na naszą dwójkę.
-Case. Otwórz. - powiedział a jego głos był stłumiony przez drzwi.
-A w życiu. - zaśmiałam się i przeszłam do mojego pokoju. Ślizgałam się po ciemnych panelach bo taki urok tej posadzki w połączeniu ze skarpetkami.
-No weź. - przeciągnął. W odpowiedzi tylko zbyt głośno się zaśmiałam.
W pokoju ponownie chwyciłam gitarę i kontynuowałam piosenkę. Ale wiedziałam, że Martin i tak wejdzie. Specjalnie nie zamykałam drzwi na klucz. Lubiłam się z nim droczyć. Za bardzo mnie irytował.
-Całkiem nieźle sobie grasz. - pochwalił gdy wszedł do mojego pokoju. Zignorowałam go kompletnie i zajęłam się szukaniem nut w internecie na moim laptopie. -Nie ignoruj mnie, złotko. - powiedział. Na te słowa na moich ustach zagościł kpiący uśmieszek. -Dobra, nie po dobroci to siłą. - i zamknął klapę mojego laptopa. Przymknęłam oczy i westchnęłam po czym spojrzałam na niego wymownie. -Od razu lepiej.
-Czego? - spytałam o powód, dla którego postanowił zawitać w moich i Nate'a skromnych progach.
-Mam cię siłą wywlec z domu i zaciągnąć w pewne miejsce. - oznajmił i rozwalił się za mną na całym łóżku. No chyba nie...
-Spadaj z mojego łóżka. - warknęłam wstając z miejsca. Odłożyłam gitarę na swoje miejsce czyli między szafę i ścianę za drzwiami.
-Zawsze jesteś taka milutka czy tylko dla mnie? - zapytał z przesłodzonym uśmiechem.
-Jesteś zbyt irytujący jak na moje kryteria, które ma spełniać osoba, dla której jestem miła. - rzuciłam.
-To chyba taka się jeszcze nie znalazła. - skomentował i natychmiastowo oberwał piłką do nogi w brzuch. Tak, trzymam piłkę do nogi w szafie na ubrania. Kto zabroni? -Czy ty potrafisz nie bić mnie za każdym razem? - rzucił z wyrzutem i odrzucił piłkę, którą z łatwością złapałam -Nie ważne. - wstał z łóżka i poprawił kurtkę.
-Po coś tu przylazł? - zapytałam jeszcze raz. Ten jednie westchnął i po chwili powiedział:
-Mam cię przyprowadzić na tor. Dzisiaj ostatni wyścig. - zabrzmiał tak, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. A ja cała się spięłam.
Wiedziałam, że to nadejdzie. Ale że tak szybko? Przecież ledwie we wtorek był wyścig.
A to, że dzisiaj jest finał, Martin musi się śpieszyć. W końcu pozycja Black Ridera zobowiązuje do wyścigu w finale. A dziś miał się ścigać ze zwycięzcą ostatniego wyścigu. Z Dean'em.
Martwię się coraz bardziej. Kilka wyścigów temu mało co nie zginął. Na kolejnym miał wypadek i też prawie zginął. A na tym wtorkowym... nie było mnie tam bo miałam pracę. Ale słyszałam co się działo. Dean wygrał ale porządnie oberwał od drugiego kierowcy. Nate po wszystkim przywiózł go do nas i musiałam oczyszczać mu rany. I nie dość, że Dean był prawie cały posiniaczony od pasa w górę, to oberwało się też Nathanowi, bo próbował im przeszkodzić. I po raz kolejny sprawdziłam się jako ta od pierwszej pomocy. Już od dawna zajmuję ten tytuł na wszelkich imprezach, ogniskach czy w ogóle w codzienności. Ktoś w końcu musi pilnować, żeby ci pijani idioci się nie zakrztusili własnymi wymiotami. W takich przypadkach to ja byłam jedyna trzeźwa i za wszystkich odpowiedzialna. Najlepiej byłoby też się upić i mieć wszystko w głębokim poważaniu. Ale ja taka nie byłam. Wolałam odpuścić sobie alkohol i pomóc komuś, kto z nim przesadził, niż obudzić się niewiadomo gdzie w potwornym bólem głowy.
-O której? - zapytałam i wyjęłam z szafy pierwsze lepsze jasne jeansy i szarą grubą bluzę. Bluzę narzuciłam na ramiona od razu a ze spodniami ruszyłam do łazienki. Nie miałam zamiaru się przebierać przy tym idiocie.
-Za dwie godziny. - powiedział stojąc pod drzwiami łazienki.
Zmieniłam szybko spodnie i wypadłam z łazienki. Nałożyłam moje czarno-czerwone Nike'i i niebiesko-różową kurtkę. W kieszeń wcisnęłam telefon i wyszłam za drzwi. Chciałam je zamykać ale Martinowi się nie śpieszyło. I do tego miał zawiedzioną minę.
-Co się wleczesz? - warknęłam.
-Miałam nadzieję, że cię wyciągnę siłą.
Gdy tylko skończył to mówić przybiłam mu piątkę... otwartą dłonią... w tył pustej głowy.
Kilkanaście minut potem byliśmy już niedaleko toru. Martin parkował samochód, którym przyjechaliśmy wśród drzew. Ja od razu wyskoczyłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę świateł i głośnych śmiechów, rozmów i silników. Martin szedł za mną.
-Ostatni raz się do ciebie odezwałem. - fuknął i wydawało się, że się obraził z tą "piątkę".
-Było nie rzucać debilnymi tekstami tylko się śpieszyć. - odparłam.
-Było się zaśmiać czy się odgryźć a nie bić po głowie. - odbił piłeczkę.
-Przepraszam cię bardzo, ale to była piąteczka. - zakpiłam. Na to Martin tylko zamordował mnie wzrokiem. I się nie odezwał więcej. Całe szczęście.
Doszliśmy do toru po kolejnych minutach. Po wejściu na teren toru ruszyliśmy w stronę, gdzie zobaczyłam chłopaków. Nate też tam był. Zatłukę go. Nie powiedział słowem, że dzisiaj jest wyścig. Wyszedł tylko i powiedział, że nie wie o której wróci. Myślałam, że poszedł z chłopakami do baru. A tu proszę, niespodzianka.
-Cassie? - zapytał zdezorientowany Luke, gdy mnie zobaczył.
-Tak, dzięki za powiedzenie o wyścigu. - uśmiechnęłam się sztucznie w ich stronę. Wszyscy zmieszali się trochę ale nie tracili fasonu. Nadal było im do śmiechu. Włącznie z Martinem.
-Tak, następnym razem nie idę wyciągać ją siłą. - popatrzyłam na niego i już chciałam ponownie przybić mu piątkę ale zobaczyłam zbliżającego się Dean'a. On też mnie zobaczył i tak samo jak chłopaki się zdziwił moją obecnością.
Skoro Martin mówił, że kazali mu mnie przyciągnąć tu siłą, kto mu kazał?
CZYTASZ
Slavery
Novela JuvenilBo każdy ma przy sobie takiego anioła, który mimo tego, że sam upadł, pomoże ci się podnieść... W tych czasach ludzie młodzi nie zważają na granice pomiędzy byciem przykładnym człowiekiem a tym, który daje zły przykład, sam jest zły. Udział w niele...