32.Następnym razem nie idę wyciągać ją siłą.

190 24 3
                                    

     Mijały dni, tygodnie a ja nadal nie rozmawiałam z Aidanem. Nie odzywał się w ogóle. Ja też zrezygnowałam z nawoływania go. Bo jaki w tym sens? 

     Siedziałam na moim łóżku i grałam na gitarze wolną i smutną melodię. Pomrukiwałam to melodii tekst piosenki. Zignorowałam to, że moja wiedza o grze na gitarze pojawiła się nagle. Zawsze chciałam umieć grać i teraz umiem. A co do śpiewania to nadal fałszowałam. Moim zdaniem bo oczywiście Nate i Dean ostatnimi czasy mieli takie wspaniałe wyczucie czasu, że wchodzili do mieszkania w momentach gdy akurat śpiewałam sobie to co słuchałam. I upierają się cały czas, że mam dobry wokal. Nie wierzę. Śpiewać nigdy nie umiałam i tak mi zostało. Co nie znaczy, że mam nie śpiewać. Nikt mi nie zabroni przecież.

     Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc odłożyłam gitarę i poszłam otworzyć przybyszowi. Mimo że na zewnątrz wieje zimny wiatr i ogólnie jest zimno, bo nie oczekujmy po drugim tygodniu października upałów, ubrana byłam w jeansowe krótkie spodenki i czarną za dużą bluzkę z białym nadrukiem. Paznokcie kilka godzin temu też pomalowałam na czarno. Innego koloru paznokci bym nie zdzierżyła. Natomiast moje brązowo-rude włosy spięłam z tyłu spinką i kilka kosmyków opada mi luźno po bokach twarzy. Bądźmy szczerzy, pięknością nie jestem ale brzydką mnie nazwać nie można. I co najlepsze, nie maluję się bo nie widzę sensu. Nawet tuszu do rzęs nie używam bo moje brązowe oczy idealnie podkreślają ciemne rzęsy.

     Otworzyłam drzwi i prawie od razu je zamknęłam. Przez powłokę usłyszałam śmiech i coś w stylu "Mogłem się spodziewać". Nie wpuszczę go. To znajomy Nate'a nie mój. I poza tym nie zdzierżyłabym go w moim mieszkaniu. Za mała przestrzeń jak na naszą dwójkę.

  -Case. Otwórz. - powiedział a jego głos był stłumiony przez drzwi.

  -A w życiu. - zaśmiałam się i przeszłam do mojego pokoju. Ślizgałam się po ciemnych panelach bo taki urok tej posadzki w połączeniu ze skarpetkami. 

  -No weź. - przeciągnął. W odpowiedzi tylko zbyt głośno się zaśmiałam. 

     W pokoju ponownie chwyciłam gitarę i kontynuowałam piosenkę. Ale wiedziałam, że Martin i tak wejdzie. Specjalnie nie zamykałam drzwi na klucz. Lubiłam się z nim droczyć. Za bardzo mnie irytował. 

  -Całkiem nieźle sobie grasz. - pochwalił gdy wszedł do mojego pokoju. Zignorowałam go kompletnie i zajęłam się szukaniem nut w internecie na moim laptopie. -Nie ignoruj mnie, złotko. - powiedział. Na te słowa na moich ustach zagościł kpiący uśmieszek. -Dobra, nie po dobroci to siłą. - i zamknął klapę mojego laptopa. Przymknęłam oczy i westchnęłam po czym spojrzałam na niego wymownie. -Od razu lepiej.

  -Czego? - spytałam o powód, dla którego postanowił zawitać w moich i Nate'a skromnych progach.

  -Mam cię siłą wywlec z domu i zaciągnąć w pewne miejsce. - oznajmił i rozwalił się za mną na całym łóżku. No chyba nie...

  -Spadaj z mojego łóżka. - warknęłam wstając z miejsca. Odłożyłam gitarę na swoje miejsce czyli między szafę i ścianę za drzwiami. 

  -Zawsze jesteś taka milutka czy tylko dla mnie? - zapytał z przesłodzonym uśmiechem. 

  -Jesteś zbyt irytujący jak na moje kryteria, które ma spełniać osoba, dla której jestem miła. - rzuciłam.

  -To chyba taka się jeszcze nie znalazła. - skomentował i natychmiastowo oberwał piłką do nogi w brzuch. Tak, trzymam piłkę do nogi w szafie na ubrania. Kto zabroni? -Czy ty potrafisz nie bić mnie za każdym razem? - rzucił z wyrzutem i odrzucił piłkę, którą z łatwością złapałam -Nie ważne. - wstał z łóżka i poprawił kurtkę.

  -Po coś tu przylazł? - zapytałam jeszcze raz. Ten jednie westchnął i po chwili powiedział:

  -Mam cię przyprowadzić na tor. Dzisiaj ostatni wyścig. - zabrzmiał tak, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. A ja cała się spięłam.

     Wiedziałam, że to nadejdzie. Ale że tak szybko? Przecież ledwie we wtorek był wyścig. 

     A to, że dzisiaj jest finał, Martin musi się śpieszyć. W końcu pozycja Black Ridera zobowiązuje do wyścigu w finale. A dziś miał się ścigać ze zwycięzcą ostatniego wyścigu. Z Dean'em. 

    Martwię się coraz bardziej. Kilka wyścigów temu mało co nie zginął. Na kolejnym miał wypadek i też prawie zginął. A na tym wtorkowym... nie było mnie tam bo miałam pracę. Ale słyszałam co się działo. Dean wygrał ale porządnie oberwał od drugiego kierowcy. Nate po wszystkim przywiózł go do nas i musiałam oczyszczać mu rany. I nie dość, że Dean był prawie cały posiniaczony od pasa w górę, to oberwało się też Nathanowi, bo próbował im przeszkodzić. I po raz kolejny sprawdziłam się jako ta od pierwszej pomocy. Już od dawna zajmuję ten tytuł na wszelkich imprezach, ogniskach czy w ogóle w codzienności. Ktoś w końcu musi pilnować, żeby ci pijani idioci się nie zakrztusili własnymi wymiotami. W takich przypadkach to ja byłam jedyna trzeźwa i za wszystkich odpowiedzialna. Najlepiej byłoby też się upić i mieć wszystko w głębokim poważaniu. Ale ja taka nie byłam. Wolałam odpuścić sobie alkohol i pomóc komuś, kto z nim przesadził, niż obudzić się niewiadomo gdzie w potwornym bólem głowy.

  -O której? - zapytałam i wyjęłam z szafy pierwsze lepsze jasne jeansy i szarą grubą bluzę. Bluzę narzuciłam na ramiona od razu a ze spodniami ruszyłam do łazienki. Nie miałam zamiaru się przebierać przy tym idiocie.

  -Za dwie godziny. - powiedział stojąc pod drzwiami łazienki. 

     Zmieniłam szybko spodnie i wypadłam z łazienki. Nałożyłam moje czarno-czerwone Nike'i i niebiesko-różową kurtkę. W kieszeń wcisnęłam telefon i wyszłam za drzwi. Chciałam je zamykać ale Martinowi się nie śpieszyło. I do tego miał zawiedzioną minę.

  -Co się wleczesz? - warknęłam.

  -Miałam nadzieję, że cię wyciągnę siłą.

     Gdy tylko skończył to mówić przybiłam mu piątkę... otwartą dłonią... w tył pustej głowy.

     Kilkanaście minut potem byliśmy już niedaleko toru. Martin parkował samochód, którym przyjechaliśmy wśród drzew. Ja od razu wyskoczyłam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę świateł i głośnych śmiechów, rozmów i silników. Martin szedł za mną.

  -Ostatni raz się do ciebie odezwałem. - fuknął i wydawało się, że się obraził z tą "piątkę".

  -Było nie rzucać debilnymi tekstami tylko się śpieszyć. - odparłam.

  -Było się zaśmiać czy się odgryźć a nie bić po głowie. - odbił piłeczkę.

  -Przepraszam cię bardzo, ale to była piąteczka. - zakpiłam. Na to Martin tylko zamordował mnie wzrokiem. I się nie odezwał więcej. Całe szczęście. 

     Doszliśmy do toru po kolejnych minutach. Po wejściu na teren toru ruszyliśmy w stronę, gdzie zobaczyłam chłopaków. Nate też tam był. Zatłukę go. Nie powiedział słowem, że dzisiaj jest wyścig. Wyszedł tylko i powiedział, że nie wie o której wróci. Myślałam, że poszedł z chłopakami do baru. A tu proszę, niespodzianka.

  -Cassie? - zapytał zdezorientowany Luke, gdy mnie zobaczył.

  -Tak, dzięki za powiedzenie o wyścigu. - uśmiechnęłam się sztucznie w ich stronę. Wszyscy zmieszali się trochę ale nie tracili fasonu. Nadal było im do śmiechu. Włącznie z Martinem.

  -Tak, następnym razem nie idę wyciągać ją siłą. - popatrzyłam na niego i już chciałam ponownie przybić mu piątkę ale zobaczyłam zbliżającego się Dean'a. On też mnie zobaczył i tak samo jak chłopaki się zdziwił moją obecnością. 

     Skoro Martin mówił, że kazali mu mnie przyciągnąć tu siłą, kto mu kazał? 


SlaveryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz