To Z Tobą Chcę Spędzić Resztę Życia

rozdział 7

-Dlaczego ukrywasz to co do mnie czujesz ?
-Ale ja nic do Ciebie nie czuję ! - próbuję się wyrwać z uścisku.
-Nie kłam. Przecież widzę jak się zachowujesz w mojej obecności. Ciągle mnie unikasz, a kiedy już natrafię na Ciebie to od razu uciekasz.

Tak. Bill ma rację. Unikam go jak tylko mogę, ale to przez to, że boję się zakochać.

-Widzisz. I znów to robisz. Holly wiem, że jestem już stary i że może boisz się że mam zamiar Cię tylko przelecieć i porzucić dla pierwszej lepszej dziwki. Ale Proszę Cię daj mi chociaż szansę być twoim przyjacielem jeżeli Ci się nie podobam- chłopak mówi prawie szeptem powoli i ostrożnie odwracając mnie do siebie twarzą.
-Dobrze.
-Na prawdę ?
-Tak. Ale jesteśmy przyjaciółmi pamiętaj o tym.

Blondyn gwałtownym ruchem przyciska mnie do siebie i zamyka w mocnym uścisku. Odwzajemniam jego poczynanie.
Rozbrzmiewa dźwięk nadjeżdzającego samochodu, który prowadzi Bernard.
-Emm Bill ?
-Tak ?
-Możesz mnie już puścić.
Chłopak natychmiast mnie puszcza i lekko się czerwieni -Przepraszam- mówi.
-No to do jutra- wyrzucam z siebie i daję mu szybkiego całusa w policzek na porzegnanie.
-Uważaj na siebie Holly.
-Będę- posyłam mu uśmiech i zamykam drzwi samochodu.

#Bill

Patrzyłem jak moja piękna odjeżdża na imprezę....Do Kumpla ! Super.

No nic. Przecież nie będę tu sterczał. Wziąłem koc, który leżał na ziemi i poszedłem do domu.
Kiedy przechodziłem obok gabinetu Pani Blonier usłyszałem ich kłótnię. Najwyraźniej kłócili się o wszystko i o nic, jak to bywa w kilkunastu-letnich małżeństwach. Nie chcąc podsłuchiwać poszedłem do pokoju Georga i Gustava. Zapukałem do drzwi, ale nikt się nie odzywał, możliwe że byli w moim pokoju. Wchodząc do środka nikogo nie zastałem. Najwyraźniej gdzieś sobie pojechali.
*
Zalogowałem się na wszystkie strony na jakich mam konto i wziąłem się za nadrabianie zaległości. Poodpisywałem swoim fanom, dodałem jakieś zdjęcia itd. W końcu skończyłem to co miałem do zrobienia i postanowiłem że trochę się postaram o zaufanie mamy Holly.