-Jest tu kto?
Poczułam zimny dotyk na ramieniu.
Wrzasnęłam na cały głos.
-Spokojnie.Chciałem cię tylko przestraszyć ,ale nie aż tak.-odwróciłam się i moim oczom ukazał się Brad.
-W cholere mnie wystraszyłeś!-nie było mi do śmiechu.
-Przepraszam.-złapał mnie za rękę.
-Co ty tu robisz?
-Przyszedłem na mecz ,w sumie tak jak wszyscy.
-Co tu się dzieje?-Damon stanął obok blondyna.
-Rozmawiamy.-spojrzeli na siebie wrogo.
-Trzymaj się od niej z daleka!-zaczęli się popychać.
-Ej ej!-stanęłam między nimi.
-Zobaczymy się potem Sam.-Brad ruszył w stronę wyjścia.
-O co ci chodzi?
-Nie zadawaj się z nim.-powiedział stanowczo.
-A ty kim jesteś ,że możesz mi rozkazywać?-prychnęłam.
Odwrócił się i odszedł w stronę szatni sportowców.
-Pfff.-przewróciłam oczmi.Napisałam do mojej przyjaciółki wiadomość.
Ja: Mecz się zaczyna ,nie mogę teraz rozmawiać.Widzimy się jutro :)
Cher: Do zobaczenia.Reszta turnieju minęła szybko.
Nasze liceum wygrało 24-11.
-Jak się podobało?-David podbiegł do nas.
-Było mega.
-Idziecie jeszcze z nami na ognisko?
-Jest już późno...-miałam już powiedzieć ,że nie ,ale brunetka uderzyła mnie łokciem w rzebra na znak potwierdzenia.
-No dobra.-wydukałam przez ból.
-To czekajcie tutaj ,ja zaraz po was przyjdę tylko się przebiorę.
-Okey.-powiedziałyśmy jednocześnie.15 minut później.
Usłyszałyśmy głośnie wiwaty.
Zza rogu wyszedł David ze swoją świtą (kilka plastkiów i trójka innych sportowców).Przez całą drogę myślałam tylko o tym by zostawić Davida z Ricki sam na sam.
-Już niedaleko.-uśmiechnął się w naszą stronę.
-Musisz być odważna jeśli chcesz go poderwać.-szepnełam jej do ucha.-Czujcie się jak w domu!-weszliśmy do drewnianej chatki.
-Zaraz wracam idę rozpalić ognisko.-nieznany mi brunet wybiegł na dwór.
Usiadłyśmy z Ricki na kanapie.
-Mam na imię Cloe.-podeszła do nas ,,wybielana" blondynka.
-Jestem Sam ,a to Ricki.-udawałam miłą by nie robić sobie wrogów.
-Skąd znacie Davida?
-Jest moim przyjacielem.-prychnęłam.
-A ona kim jest ,że ma tu zaproszenie?
-Jaka zdzira...-pomyślałam.
-Jestem jego znajomą.-zaczerwieniła się.
Nawet ta głupia idiotka zauważyła by ,że Ricki jest w nim zakochana.
Blondyna poszła do swoich przyjaciółeczek z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Sam mogła byś przygotować pianki?-David puścił mi oczko.
-No dobra.-wstałam i udałam się do kuchnii.
Zobaczyłam sympatycznego chłopaka ,stał przy blacie i przygotowywał napoje.
-Jestem Greg.-podał mi rękę.
-Samanta.
Nie wyglądał jak sportowiec...wręcz jak kujon ,jego włosy były postawione na żel we wszystkie strony ,miał na sobie zwykłą zieloną podkoszulkę ,ale coś mnie w nim zaciekawiło.
-Uczysz się w naszym liceum?-spojrzałam w jego zielone oczy (przyznam ,że były hipnotyzujące).
-Tak ,tylko nie wyróżniam się z pośród tłumu ,a fajne dziewczyny takie jak ty nigdy o mnie nie rozmawiają.-złapał się nerwowo za szyje.
Uznałam to za komplement.
-Wydajesz się spoko gościem.-uśmiechnęłam się szczerze.
-Dziękuję.-odwzajemnił mój uśmiech.
-Chodźcie zobaczyć ten kawał!-jakaś dziewczyna wbiegła do kuchnii.
-Co się dzieje?-od razu miałam złe przeczucie.
-Ruchy!
Pobiegłam za nią.Zobaczyłam jak Ricki rozbiera się przed Davidem ,a on udaje ,że się cieszy.
-Jaka idiotka!Myślałaś ,że cię przeleci?!-wszyscy się śmieli.
Zobaczyłam na twarzy mojej przyjaciółki wstyd i smutek.
-Zamknijcie ryje!-wrzasnęłam na cały głos.
Blondynka wybiegła z domku płacząc.
-Myślicie ,że to było śmieszne?!
-My chcieliśmy tylko zrobić jej żart.
Zapadła cisza.
Odwróciłam się i pobiegłam za Ricki.
-Czekaj idę z tobą!-David podbiegł do drzwi.
-Na pewno chce cię oglądać...-pobiegłam do lasu.Było w bardzo ciemno ,nie widziałam nawet swoich rąk.
-Ricki!-nawoływałam ją.
-Boże oby nic jej się nie stało.-powiedziałam pod nosem.
Usłyszałam jakiś szum.
-Ricki?-Ratun...-głos się urwał.
-O Jezu.
Biegłam jak najszybciej mogłam.
-Kurwa.-nieszczęstnie potknęłam się o kamień i upadłam.
-Nic ci nie jest?-David wyszedł z ciemności i pomógł mi wstać.
-To wszystko wasza wina!
-Ja nie chciałem nic złego...to miał być tylko śmieszny żart.
-Pogadamy później ,teraz skup się na szukaniu.-Ricki!
-Mam dziwne przeczucie.
-Napewno nic jej nie...-przerwał mu krzyk agonialny.Wyszliśmy z lasu i stanęliśmy nad przepaścią.
Przed nami stał mężczyznę...wgryzał się w szyje Ricki (dosłownie).
-Zostaw ją!-mój przyjaciel podszedł do nich bliżej ,lecz nie zdążył nic zrobić...morderca rzucił jej ciało do urwiska.