-To on jest tym mordercą?-wyszeptałam.
-Powiedzmy...choć śmierć Davida to nie jego sprawka.
-A czyja?
-Nie mam pojęcia.To nie w jego stylu-usiadł na łóżku.
-Co teraz robimy?
-Na co masz ochotę?-poruszył dwuznacznie brwiami.
-Chodzi mi o Brada.-powiedziałam z irytacją.
-Musimy go zamienić w człowieka lub zabić.
-Nie bądź taki jak on...
-Jestem wampirem ,nie da się nie zabijać.-On przemienił Ricki.-położyłam się obok niego.
-Jego plany zemsty sięgają coraz dalej.Nie chcę byś była w to wmieszana.
-Mam się ukrywać?
-Wątpię by chciał cię zabić ,lecz może być niebespieczny w stosunku do naszej dwójki.
-Czyli jestem w tarapatach.-podsumowałam.
-Nie pozwolę mu cię skrzywdzić.
-On ma mój numer ,więc może mnie namierzyć w każdej chwili.-przypomniało mi się.
-I bez tego by cię znalazł.
Przeszły mnie ciarki po plecach.
-I co ja mam zrobić?
-Obronię cię ,nie martw się.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Jesteś taka piękna jak się uśmiechasz.-zaczął gładzić moje włosy.Gdy zszedł niżej (na szyję) dotknął niechcący mojej tętnicy ,jego źrenice się powiększyły ,a tęczówki przybrały kolor bordowy.
-Damon ,nie atakuj mnie ,proszę.
-Po prostu czuję twoją krew...nie mogę się powstrzymać.
-Spójrz mi w oczy.
Jego twarz od razu złagodniała.
-Pokaż mi ,że nie zrobisz mi krzywdy.
Złapał mnie za biodra i podciągnął do góry ,czułam jego oddech na karku.Serce zabiło mi szybciej.
-Co ty...?
-Zaufaj mi.-wydawał się być bardzo opanowany.
Zamknęłam oczy.
Poczułam jego usta na swoich ,złożył na moich wargach namiętny pocałunek.
Obiełam go w pasie nogami ,a on zaczął mnie rozbierać.Sama nie wiedziałam co robię ,po prostu pragnęłam go ,choć od dłuższego czasu ukrywałam uczucia jakie czułam wobec niego.Porządanie było silniejsze ode mnie.
Zostałam w samej bieliźnie.
Przyparł mnie do ramy łóżka ,a sam ściągnął koszulkę ,moim oczom ukazał się jego wyrzeźbiony tors.
Znów wbił się w moje usta.
Jego ręce rozpieły mi stanik ,a ja odruchowo się zakryłam.
-Spokojnie.-rozsunął mi dłonie ,a jego wzrok utkwił na piersiach.Opadłam na łóżko ze zmęczenia.
Damon złożył ostatni pocałunek na moich ustach i przykrył mnie kołdrą.
-Idę wziąść prysznic ,zaraz wracam.-uśmiechnął się seksownie i wyszedł.
Czułam się taka żywa...choć współżyłam z wampirem ,który na logikę był martwy.Zaśmiałam się na tą myśl.Usłyszałam jakiś szelest.
W szybkim tempie naciągnęłam na siebie bieliznę i podkoszulek.
-Samanto.
Zaczęłam się co raz bardziej obawiać.
Poczułam zimny powiew na karku ,odwróciłam się w stronę balkonu ,a przede mną stanął Brad.
-Damon!
-I tak cię nie uratuje.-uśmiechnął się bezczelnie.
Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie.
Serce podeszło mi do gardła.Próbowałam się wyrwać ,lecz nieskutecznie był za silny.Damon wbiegł do pokoju w samym ręczniku.
-Zostaw ją!
-Tylko spróbuj się ruszyć ,a skręce jej kark.
Spojrzał mi w oczy ,a ja poczułam się bardzo dziwnie...jakby władał moim umysłem.
-Nie wyrywaj się.-powiedział ostro.
Odgarnął mi włosy i wbił się boleśnie w moją szyje.
-Proszę nie.-wybęłkotałam.
Zobaczyłam w oczach Damona przerażenie.
-To nasza sprawa ,nie mieszaj jej w to!Brad rozkoszował się moją krwią patrząc na Damona z zadwoleniem.
Jego ręce złapały mnie za piersi ,a mi ze strachu po policzkach popłynęły łzy.
-Kurwa!-Damon nie wytrzymał ,oderwał nogę od stolika ,który stał przy łóżku i rzucił ją w stronę Brada ,lecz blondyn spodziewał się tego i zrobił unik.
-Wielki błąd mój przyjacielu.-niespodziewanie Brad wziął mnie na ręce i wyskoczył przez okno...czułam jak kawałki szkła ranią moje ciało.
Zemdlałam.