Rozdział 9

130 14 0
                                    

- Rebecca!
Woła.
Uciekam dalej po schodach.
Jestem prawie przy wyjściu, kiedy czuje czyjąś dłoń na ramieniu.
Odwracam się.
- Stój.
Próbuje złapać oddech.
- Dlaczego uciekłaś?
Nie wiem co odpowiedzieć.
Patrzę się na jego buty.
- Rebecca, to nie może trwać w nieskończoność, wiem jesteś nieśmiała, ale chyba miałaś powód, żeby tu przyjść.
- Tak.
Mówię cicho.
- To po co przyszłaś?
Kuca przed mną i patrzy mi w oczy.
- Bo... Chciałam...
Po policzkach ciekną mi pojedyncze łzy...
- Nie płacz. Spokojnie.
Wyciera mi łze i obejmuje mnie ramieniem.
- Będzie dobrze, już nie płacz.
Klepie mnie po ramieniu.
- Dlaczego jesteś dla mnie miły, po tym jak cię potraktowała?
Pytam się go.
- Zasłużyłem sobie na to.
Uśmiecha się i mnie przytula.
Słyszę bicie jego serca...
- Nie prawda.
Mówię patrząc na niego.
- Nie kłóć się ze mną. Po części zasłużyłem.
Milczymy przez chwilę.
- Może chcesz mi pomóc?
Pyta "odklejając" się od mnie.
- W czym?
- Musimy posprzątać całe to miejsce.
- Okej, to mów co mam robić.
Uśmiecha się i zaprowadza mnie do pomieszczenia, w którym mnie zauważył.
Włącza światło.
Ściany są koloru pomarańczowego , na rogach znajdują się szafki z różnego rodzaju grami.
Na jednej z nich jest telewizor i wieża.
- Słuchaj, kuchnie już prawie skończyłem, więc przyniosę ci z niej krzesła, to je wytrzesz mokrą, a później suchą szmatką.
- Oki. A tamto pomieszczenie obok kto umyje?
Pytam, przecież obok znajduje się pokój, w którym jest stół od ping - ponga i piłkarzyki.
- Tym już się zajmie, reszta.
Uśmiecha się tajemniczo.
Przynosi mi krzesła i biorę się do roboty.
Kiedy umyłam już dwa, do sali wszedli trzej chłopcy i pięć dziewczyny.
- Hej.
Mówią.
- Cześć.
Odparłam.
- O już jesteście.
Z kuchni wyszedł Brad.
- Macie do umycia tam obok, łazienkę i schody.
- Dobra.
Mówią i każdy bierze się do roboty.
Ze mną sprząta jakaś dziewczyną.
Ma długie kasztanowe włosy, które związała w koka.
- Jestem Kim, a ty?
- Rebecca.
- O to jesteś ty. Brad mówi, że masz talent.
Uśmiecha się.
Odwzajemniam uśmiech.
- Co ci się stało?
Pokazuje na mój policzek.
- Przewróciłam się na rowerze, to nic takiego.
- Aha.
Mówi i pracujemy dalej.
Do sali wpada jeden chłopak o czarnych włosach, w ręku ma szczotkę.
- Widzieliście gdzieś Lucy?
- Niestety, ale nie.
Odpowiada Kim.
Do sali wchodzi średniego wzrostu blondynka.
- Chris szukałeś mnie?
Pyta.
- Wiesz nie, chcę zmiotkę, która ty masz, do ozdoby. Tak sobie tylko o ciebie pytam.
Mówi z sarkzmem.
Dziewczyna pcha go lekko na pobliską szafkę, spod której wychodzi, wielki pająk.
Dziewczyny piszczą, do sali przychodzą następni.
Kim bierze tego pająka na ręce.
Podchodzi z nim do mnie i rzuca go na mnie.
Zaczynam piszczeć, wszyscy mówią, że mam go na szyi.
Dziewczyny i co dziwne, chłopacy też piszczą.
Strzepuje tego pająka i go zabijam.
I wybucham śmiechem.
Reszta robi to samo.
Chris mówi.
- Kim, jaka odważna rzuca pająka na inną.

***

Kiedy wszyscy skończyli poszliśmy do jadalni, w której był ksiądz.
- Czyje to? - Pyta Lucy.
- Moje.
Ksiądz próbuje zamknąć skrzynkę z rzeczami niezbędnymi na łowienie ryb.
Podchodzi do niego, jakiś blondyn.
- Księże, najpierw żeby takie coś mieć trzeba umieć łowić.
Wybuchamy śmiechem.
- A ty umiesz?
Pytają się dziewczyny.
- Tak. Chodziłem kiedyś z bratem i patrzyłem jak łowi...

Pogadaliśmy jeszcze chwilę i rozeszliśmy się do swoich domów.
To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu...

~01~ Zaufaj MiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz