-Gdzie my idziemy?-zapytał Seth.
-Co wiesz o przepowiedni i Valerym?
-Valery to koleś, który uważa, że istnieje przepowiednia, której wypełnienie zostało mu powierzone. Podobno Nephilim, który będzie dzieckiem samego Lucyfera będzie mógł otworzyć bramę piekieł i wypuścić go na wolność. Na początku myślał, że sam jest synem Szatana, ale okazało się, że nie, więc teraz szuka klucza, do wypełnienia jej. Dlaczego...
-Dlaczego tak mu zależy? Jemu i ludziom, którzy mu pomagają?
-To świry. Uważają, że istoty nadnaturalne powinny rządzić ludźmi, a nie się ukrywać. Rikki...
-Dlaczego sam nie wypełni tej przepowiedni?
-Mówiłem już, nie może. Do otwarcia bramy piekła potrzebuje dziedzica Lucyfera.
-Jak to możliwe, że w ogóle będzie jego dziedzic, jeśli Lucek siedzi sobie spokojnie w piekle i czeka na Sąd Ostateczny.
-W pewnej postaci może dostać się na ziemię, jak reszta jego kumpli, ale jest wtedy bardzo słaby. Wielu upadłych aniołów przez tysiąclecia żyło na ziemi, tak właśnie powstali nadnaturalni, ale ostatecznie bramy piekieł zostały wzmocnione przez anioły. Mimo wszystko niektórzy są w stanie na pewien czas się wydostać. Dlatego są opętania i takie tam. Powiesz mi dlaczego tak właściwie o to pytasz?
-Nie. Nie dopóki nie zdobędę pewności.
-Nie myślisz chyba, że...chodzi o ciebie, prawda?-zapytał przystając. Przez chwilę patrzył na mnie zamyślonym wzrokiem, po czym uśmiechnął się zachęcająco. Wzięłam oddech i opowiedziałam Sethowi o moich dzisiejszych odkryciach. Stał zszokowany i zdziwiony-Rikki, to...
-Trzeba to sprawdzić, a Magnus powiedział, żeby szukać tam gdzie się szukać nie powinno. Czyli dział zakazany!
-Nie wejdziesz tam. Nikt tam nie wejdzie bez pozwolenia. Jest silne zaklęcie.
-Ja wejdę.
-Niby jak?
-Jak zgodziłam się pomagać w bibliotece pani Book powiedziała, że mogę korzystać z całych zbiorów, również z tych z działu zakazanego.
-I myślisz, że jej słowa sprzed 2 tygodni spowodują, że wejdziesz?
-Nie, ale to tak-odparłam wyciągając z kieszeni kluczyk.
-Więc to 'zaklęcie' którym nas straszą, to zwykły zamek-zaśmiał się chłopak pocierając czoło.
-Mniej więcej-odparłam i biorąc go za rękę ruszyłam w stronę wielkich, dębowych drzwi.Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam delikatnie. Chwilę później drzwi z przeciągłym jęknięciem otworzyły się i naszym oczom ukazało się niesamowite pomieszczenie. Na frontowej ścianie namalowany był przepiękny fresk przedstawiający strącenie Lucyfera z Nieba. Wzdłóż ścian ciągnęły się ogromne półki zajmujące całe ich powierzchnie. Na środku stał piedestał z dużą, bardzo starą księgą w czarnej okładce. W pomieszczeniu unosił się zabawny, drażniący zapach, który wskazywał, że nie było tu nikogo od bardzo dawna.
-Wow, robi wrażenie-westchnął Seth wskazując na kilkunastometrowe malowidło.
-Jest niesamowite-przyznałam. Przez chwilę w milczeniu podziwialiśmy arcydzieło, po czym zaczęliśmy poszukiwania. Były one jednak bezcelowe. Przeglądanie książek w nadziei, że to akurat ta, której szukamy to najgorsza możliwa opcja.
-Rikki?
-Nom?
-Spróbuj otworzyć tę-poprosił Seth wskazując na czarny tom leżący na piedestale, którego nie dał rady otworzyć sam. Kiedy tylko dotknęłam okładki poczułam mrowienie w opuszkach palców i ciepło rozchodzące się od dłoni, przez rękę, wzdłóż kręgosłupa...
Czwyciłam tom, który otworzył się bez problemu i spojrzałam na pierwszą stronę. Była pusta.
-No błagam!-zawołałam rozgoryczona przerzucając kolejne strony. Wszystkie były puste. Nie rozumiałam dlaczego, ale wiedziałam, że właśnie ta książka zawiera wszystkie odpowiedzi.
-Tekst musi być jakoś ukryty. Ja nie mogłem jej otworzyć, co znaczy, że była chroniona zaklęciem. Z treścią jest pewnie identycznie-starał się mnie pocieszyć Seth.
-I jak niby mamy to odczarować?-zapytałam sarkastycznie. Chłopak z politowaniem na mnie popatrzył i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby nam pomóc. Ja nadal przewracałam strony książki. Miałam nadzieję, że znajdę jakąś wskazówkę i pewnie robiłabym to w nieskończoność, gdyby coś nie wpadło mi do głowy.
-Seth, masz przy sobie coś ostrego?
-Rikki, co ty chcesz zrobić?
-Magnus powiedział, że krew Nephilim jest potężna więc pomyślałam...
-Nie.
-Ale tylko...
-Nie! Oszalałaś? Jeśli to nie wypali to każdy wampir czy wilkołak, który by tu wszedł mógłby dotrzeć do ciebie po zapachu krwi! Poza tym, nie pozwolę ci się krzywdzić.
-Nie to nie-odparłam i odwracając się do niego plecami włożyłam palec do buzi. Zacisnęłam mocno zęby i poczułam metaliczny smak krwi w ustach.
-Rikki!-zawołał zmartwiony podchodząc do mnie. Odsunęłam się jednak i delikatnie położyłam zraniony palec na pierwszej stronie otwartej księgi. Wstrzymałam oddech i czekałam.
Przez chwilę nic się nie działo, ale później...
Krew rozpłynęła się po kartce i ułożyła w dobrze mi znany kształt-anielską runę. Uśmiechnęłam się ciesząc z faktu, że miałam rację, jednak moja radość nie trwała długo. Symbol na kartce zaczął blednąć. Z każdą sekundą robił się bledszy. Im mniej widoczna była runa tym silniejszy ból głowy odczuwałam. Nie miałam pojęcia co się dzieje. W jednej chwili wszystko było normalne a w kolejnej mój mózg prawie eksplodował z bólu.
Słyszałam krzyk i wiedziałam, że był mój, ale miałam wrażenie, że dochodził z daleka. Jedyne na czym mogłam się skupić to AGONIA, którą odczuwałam. Sekundę później straciłam przytomność.Otworzyłam oczy i ujrzałam niesamowity widok. Nie potrafiłam tego nawet opisać słowami, a jednak wiedziałam, gdzie się znalazłam. Niebo. Wokół mnie stały tłumy aniołów. Odbywał się sąd. Sąd nad buntownikami. Na środku placu znajdował się wielki, pusty tron. Miejsce dla Stwórcy. Jednak jego nie było. Przed fotelem stał anioł z ogromnym mieczem. Podchodzili do niego po kolei 'zdrajcy' jak nazywali ich pozostali. Kłaniali się i w kolejce ustawiali na sąd. Jeden się nie ukłonił. Wiedziałam kim był. Lucyfer.
Przepiękny, wysoki mężczyzna i włosach w kolorze ciemnej czekolady opadających na ramiona. Miał podłużną twarz, wysokie kości policzkowe, wyraźną szczękę i fioletowe oczy, które błyszczały gniewnie na widok stojącego w centrum archanioła.-Zbuntowałeś się przeciw Ojcu, Lucyferze. Pociągnąłeś za sobą innych. Wiesz jaka kara cię za to czeka-odezwał się donośnym głosem anioł w centrum.
-Na prawdę myślisz, że to zrobię? Że będę żył pośród tych istot i im pomagał?-zakpił.
-Tak zadecydował Ojciec. To twoja kara. Twój sposób na odkupienie win-odparł.-Nie rób tego Michale, dobrze wiesz jak to się skończy-odezwał się Lucyfer klękając na kolanach.
-Jest mi przykro przyjacielu-odezwał się Michał z bólem w głosie. Uniósł miecz i z zamkniętymi oczami opuścił go na wystające z pleców Lucyfera przepiękne skrzydła.
Nagle znalazłam się w ciemnej jaskini. Jedyne światło rzucał blady księżyc widoczny rzez dziury w sklepieniu. Przede mną stał Lucyfer, a za nim kobieta. Jej wzrok był pusty, twarz blada. Miała na sobie dziwną szatę a w dłoniach trzymała malutki wisiorek.
-Co widzisz?-zapytał Lucyfer.
-Widzę ciebie, twoich braci. Zamkną was. Zrzucą w otchłań własnego świata, który tak usilnie tworzyliście. Za niesubordynację. Mieliście pomagać, nie żyć z nimi. To wbrew Boskim rozkazom. Wasza krew jest zbyt silna. Dzieci rodzące się z waszych związków są zbyt potężne. Zmieniacie człowieka, którego On stworzył. Nie chce tego-odparła kobieta słabym głosem.
-Co się dzieje potem?
-Wyjdziecie. Ale każde z was na chwilę. Będziecie zbyt słabi, by sami uciec z piekła.
-Kto może nam pomóc?
-Ty możesz. Jesteś pierwszym strąconym.Jesteś Wschodem, jesteś Gwiazdą Poranną. Ty Lucyferze, ty który dowodzisz możesz uwolnić swoich braci, aby mogli się zemścić.
-Jak?
-Twoja krew zostanie użyta do zamknięcia bram piekła, twojej krwi użyją twoi bracia, by wymykać się stąd, twoja krew wzmocniona ludzkim pierwiastkiem może przełamać bramę.
-Więc wystarczy...
-To nie będzie łatwe. Twoje dziecko musi znaleźć się przy bramie w dokładnie w momencie, kiedy bariera będzie najsłabsza. Dokładnie w 6000 lat po jej utworzeniu. Dokładnie w 6000 rocznicę jej wzmocnienia. Masz jedną szansę. Jednak decyzja musi zostać podjęta dobrowolnie. Takie są warunki-powiedziała i oddała Lucyferowi wisiorek. Bez słowa wyszła.
Przez dłuższą chwilę mężczyzna siedział w milczeniu. Z dala słychać było krzyki.
-A więc ten czas nastał. Jesteś tu-odezwał się patrząc prosto na mnie.
-Nie...-wyszeptałam, nie mógł mnie widzieć, to tylko moja wyobraźnia.
-Wyobraźnia? Nie dziecko,to twoja moc. Moc, która jest ukryta. Moc którą ci dałem. Moc, którą obudzę by pomogła mi się wydostać na dłużej niż kilka dni w ciele śmiertelnika. Masz pojęcie jak to jest? Gardzę tymi istotami. Są niczym wobec mojej potęgi!-zawył-A jednak On kocha ich bardziej. Swoje żałosne, słaba imitacje życia. Pokażę mu kim są wobec mojej mocy, wobec naszej mocy. Bez ciebie nie dam rady kochana-mówił podchodząc do mnie. Nie miałam gdzie uciekać. Rozglądałam się w panice poszukując wyjścia którego nigdzie nie było.
-Nie bój się, nie skrzywdzę cię.Czemu miałbym to zrobić własnej córce?Chcę ci pomóc.-wyszeptał kilka centymetrów od mojej twarzy wkładając mi wisiorek w dłoń-Do zobaczenia wkrótce kochanie-dodał.
Zaczęłam krzyczeć i ze łzami w oczach rzuciłam się na pierwszą rzecz w pobliżu. A może nie rzecz, tylko osobę.
-Hej Rikki, boże jak mnie wystraszyłaś-wyszeptał Seth przytulając mnie. Schowałam twarz w zagięciu jego szyi i poczułam jak gorące łzy spływają mi po policzkach. Chłopak głaskał mnie po plecach aż się uspokoiłam. Uśmiechnął się delikatnie kiedy się odsunęłam-Co tam masz?-zapytał wskazując na moją zaciśniętą dłoń. Otworzyłam ją i ujrzałam delikatny wisiorek z czarnym kamieniem zawieszonym na łańczuszku.
-Zdaje się, że prezent od ojca-odparłam gwałtownie nabierając powietrza.
-Jak to...?
-Chodźmy stąd-powiedziałam udając, że nie słyszałam pytania. Założyłam wisiorek na szyję i wstałam z ziemi. Zamknęłam czarną księgę i ruszyłam do wyjścia.
Wiedziałam więcej niż miałam zamiar się dowiedzieć.
Wiedziałam co muszę zrobić.
Wiedziałam do czego nie mogę dopuścić.
Wiedziałam kim jestem i kogo muszę powstrzymać.
CZYTASZ
World we don't know
FantasyŻycie Rikki wywraca się do góry nogami kiedy jej rodzice postanawiają wysłać ją do szkoły z internatem. Nowe miejsce, znajomości i zdolności, które dziewczyna odkrywa w sobie podczas pobytu w Angels Academy nie są jednak zwyczajne. Dlaczego rodzice...