Jesteś jak ja

7K 361 23
                                    

Po tym całym incydencie z Victorią schowałam się na balkonie wychodzącym z sali balowej. Usiadłam na barierce i oglądałam zachód słońca.
Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Bałam się tego, co zagnieździło się w mojej głowie. Pragnienie sprawienia bólu i radość po jego zadaniu-tak sprzeczne, a jednocześnie tak uzupełniające się emocje. To całe rozmyślanie doprowadziło mnie do kilku wniosków:
1.porozmawiać z rodzicami
2.porozmawiać z Magnusem
3.porozmawiać z Ojcem
4.przeprosić Victorię.
Pierwszy podpunkt z mojej małej listy zrobiłam od razu. Rozmowa z mamą i tatą bardzo poprawiła mi humor. Gorzej było z resztą. Nie miałam najmniejszej ochoty na żadną z pozostałych na liście czynności.
Mało nie spadłam z barierki, kiedy ktoś objął mnie od tyłu. Otoczona przyjemnym zapachem zamknęłam oczy.
-Co to było Rikki?-zapytał Seth.
-Jak ona się czuje?
-Żyje. Jest w szoku.
-Nie chciałam...znaczy chciałam ale...nie mogłam przestać.
-To moc. Musisz się nauczyć ją kontrolować i dowiedzieć co jeszcze możesz zrobić.
-Jak niby mam to zrobić?
-Może Magnus ci pomoże?
-Może...
-Powinnaś z nim jutro pogadać.
-Jutro?
-Dzisiaj potrzebujesz odpoczynku.
-Nie zasnę. Nie po tym co zrobiłam...
-Chodź. Pokażę ci coś-powiedział i delikatnie zdjął mnie z barierki. Szliśmy korytarzami, aż dotarliśmy do wschodniej wieży. Weszliśmy krętymi schodami na piętro. W dużym pomieszczeniu, które prawdopodobnie służyło za składzik walała się masa niepotrzebnych rzeczy. Podłogę pokrywała warstwa kurzu, podobnie jak porozstawiane stare meble.
-Gdzie jesteśmy?-zapytałam.
-Nazywam to 'syfiarnią'. Trzymają tu wszystko, co nie nadaje się do użytku i naprawy-wyjaśnił.
-Co my tu robimy?
-Odpoczniemy-odparł siadając na starej kanapie z połamanymi nóżkami. Kiedy klapnął na wyjałowione poduchy uniósł się z nich kurz, który zabawnie wyglądał pod światło - Chodź tu.
Podeszłam do chłopaka i usiadłam mu na kolanach. Wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy.
-Opowiedz mi coś-poprosiłam delikatnie.
-Kiedy miałem 5 lat dostałem chomika. Andy dostał drugiego. Nazwałem swojego Wolly. Był świetny, miał białe futerko i ciemne oczka. Nauczyłem go robić sztuczki. -mówił spokojnym głosem bawiąc się moimi włosami - Podczas jednej z pełni mój tato zjadł Wollyego.
-To zdecydowanie najgorsza historia jaką słyszałam-powiedziałam sennie. Przyjemny, ciepły głos chłopaka działał na mnie uspokajająco. Ponadto, Seth był jak chodzący kaloryfer, więc zanim zdążyłam się obejrzeć, zasnęłam.

Obudziła mnie Bella.
-Jakim cudem jestem w swoim pokoju?-zapytałam przypominając sobie gdzie zasnęłam.
-Seth cię przyniósł-odparła beztrosko i rzuciła we mnie ubraniami.
-Nie chcę...-jęknęłam przykrywając się kołdrą.
-Wstawaj, bo spóźnimy się na śniadanie!-zawołała, więc zrobiłam to o co mnie prosiła. Zeszłyśmy do jadalni i zajęłyśmy nasze stałe miejsca.
-Operacja Lucek przebiega zgodnie z planem. Byłem w piątek z ojcem na tym spotkaniu. Podobno mają jakiegoś kreta w szeregach Valerego. Koleś wie, kim jesteś i gdzie cię szukać, ale na razie nie planuje niczego, przynajmniej tak mówi-oznajmił Andy kiedy usiadłyśmy.
-Moja mama mówiła, że z tego co się orientuje przepowiednia mówi, że bramy piekła można otworzyć tylko podczas całkowitego zaćmienia księżyca, czyli w połowie lutego tego roku-dodał Drake.
-Dlatego Valery na razie nic nie planuje. Poczeka na odpowiedni moment-odezwał się znowu Andy.
-Z tego co udało mi się ustalić, twój naszyjnik to kawałek miecza Michała, którym uciął skrzydła Lucyferowi, ale to już wiesz. Ten amulet jest bardzo potężny. Anielskie ostrze, użyte do zamknięcia Lucyfera, a jednocześnie zawiera jego krew, czyli 2 czynniki niezbędne otwarcia piekła-powiedziała Lana.
-Odwaliliście kawał dobrej roboty, kiedy ja spałam-zaśmiałam się.
Umiech na mojej twarzy powiększył się kiedy ujrzałam Zonko z wielkim talerzem gofrów. Te pyszności naturalnie dostałam tylko ja, moi przyjaciele na śniadanie mieli jeść kanapki.
-Dlaczego ty dostajesz gofry, a my mamy jeść to?-oburzył się Drake.
-Bo ja mam dobre znajomości w kuchni-odparłam radośnie zajadając się.
-To nie fair! Gdybym wiedział, że wystarczy być milutkim dla elfów, już dawno bym to zrobił.
-Trzeba było myśleć-odezwała się Bella zabierając mi z talerza jednego gofra, który w dziwny sposób zniknął, zanim włożyła go do buzi.
-Ej no! Nie wolno tak!-zawołała rozbawiona.
-Bywa-powiedziałam wzruszając ramionami. Zdaje się, że Zonko pilnował, żeby gofry faktycznie były zjedzone przeze mnie. Całkiem fajnie było mieć przyjaciela w kuchni...

Na lekcje nie poszłam. Dyrektorka uznała, że potrzebuję przerwy i poinformowała nauczycieli, że nie będę uczestniczyła w zajęciach w tym tygodniu. Jak dla mnie spoko.
Mogłam spać, jeść (odwiedzałam w kuchni Zonko, który bardzo chętnie mnie dokarmiał) i czytać. Bo właśnie w bibliotece spędzałam większość czasu. 
Środa. Godzina 13. Chodziłam między regałami i rozkładałam na miejsca opasłe tomy. Wtedy coś mnie tknęło i postanowiłam po raz kolejny  zajrzeć do działu zakazanego.
Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do pomieszczenia. Podeszłam do czarnej księgi i otworzyłam ją, jednak tym razem kartki nie były puste.
Szczęka opadła mi z wrażenia. WSZYSTKO MIAŁAM PRZED OCZAMI. Dokładny spis każdego Nephilim jaki urodził się na przestrzeni wieków, z datami i opisami mocy. Różnego rodzaju zaklęcia, które mogli rzucać tylko bezpośredni potomkowie aniołów; ZAKLĘCIE UŻYTE DO ZAMKNIĘCIA LUCYFERA...wszystkie odpowiedzi miałam w zasięgu ręki. A nawet więcej...

-Coraz częściej się widujemy-usłyszałam głos ojca, kiedy przeniosłam się w jego rzeczywistość. Nie miałam pojęcia skąd to wiem, ale miałam pewność, że to nie wizje w mojej głowie...Lucyfer tym razem nie był sam. Obok niego stał piekielnie (dosłownie) przystojny facet. Miał czarne włosy zaplecione w warkocz, idealnie symetryczną twarz, ciemne oczy i przebiegły uśmiech.
-Nie sądziłem, że urodę odziedziczyła po tobie-zaśmiał się przerażająco i zawiesił na mnie wzrok.
-Azazelu, to moja córka. Raquel-oznajmił , zwracając się w stronę drugiego diabła.
-Jest śliczna. Aż szkoda...
-Widzę, że udało ci się zdjąć blokadę-przerwał mu ojciec.
-Skąd wiesz?-zapytałam.
-Czujemy twoją moc aniołku, nie sądziłem, że będziesz aż tak potężna-odparł Azazel, który nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Dlaczego mogę odczytać księgę?-kontynuowałam.
-Twoje zdolności były przytłumione, teraz masz pełną kontrolę.
-Chyba jednak kontroli nie mam...
-Chodzi ci o ten wczorajszy..."wypadek"? Chciałaś, żeby cierpiała i tak się stało. To jest kontrola aniołku-zakpił Azazel.
-Nie.
-Nie przejmuj się, niedługo...-zaczął mój ojciec, jednak mu przerwałam.
-Nie rób tego. Nie mów co się stanie. Ostatnio też to zrobiłeś. Powiedziałeś, że przełamię blokadę i kolejnego dnia Bella...O BOŻE. TO TY!
-Nie wolno wzywać Go na daremno aniołku, poza tym tutaj i tak cię nie usłyszy.
-KTOŚ CI POMAGA-oznajmiłam. To było oczywiste! Dlatego Valery nie planował żadnego ruchu. Miał czas i kogoś, kto mnie pilnował.
-Śliczna i bystra. Jesteś pewien, że to twoja córka?-zakpił ponownie Azazel i zaśmiał się.
-Kto?-zapytałam.
-A gdzie w tym zabawa? Sama znajdź tę osobę-odparł ciemnowłosy diabeł.
-Nie odpowiem na to pytanie. Mam dla ciebie coś innego-oznajmił chwilę później Lucyfer.
-Nic od ciebie nie chcę-odparłam hardo.
-Więc dlaczego tu jesteś?-zakpił-Powiem ci. Jesteś moją córką. Pragniesz mocy. Chcesz poznać swoje zdolności, bo liczysz na to, że jeśli je opanujesz, to uda ci się powstrzymać nas przed ucieczką. Powiem ci coś. Kiedy poznasz swoją siłę nie użyjesz jej do zatrzymania mnie. Moja krew płynie w twoich żyłach Rikki-zbliżył się-Pragniesz tego co ja-zrobił kolejny krok-JESTEŚ JAK JA. Dlatego ból, który sprawiłaś tej dziewczynie przynosił ci radość. Bo JESTEŚ JAK JA.
-Nie! -zawołałam przestraszona wyrazem jego twarzy. Oczy Lucyfera zabłyszczały, kiedy zbliżał się coraz szybciej. Zrobiłam krok do tyłu i wpadłam prosto na Azazela, który z przebiegłym uśmiechem zatrzymał mnie i mocno chwycił za ramiona.
-Pomogę ci, nie bój się aniołku-wyszeptał cynicznie, muskając moją szyję. Przeszły mnie ciarki. Chciałam uciec, jednak byłam zbyt słaba.
Lucyfer zbliżył się na odległość ramion i zdjął mi z szyi wisiorek. Wiedziałam co zrobi... Szarpałam się, próbując wyrwać się z uścisku Azazela. Diabeł zaśmiał się, kiedy mój ojciec przycisnął zaostrzony koniec wisiorka do delikatnej skóry na moim obojczyku.
-Pomogę ci. Przecież nie skrzywdziłbym własnej córki, prawda? -zapytał i ze zwycięskim uśmiechem naciął skórę.

Kiedy otworzyłam oczy leżałam na podłodze w bibliotece. W dłoni trzymałam wisiorek, a skóra na lewym obojczyku paliła mnie żywym ogniem. Wiedziałam co tam znajdę. Kolejną runę, podobną do tej na nadgarstku...
Czułam się inaczej. Miałam wrażenie, że mój mózg pracuje sprawniej, efektywniej. Jakbym dopiero teraz miała władzę nad swoim ciałem. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Miał rację.
Mój ojciec miał rację. Chciałam poznać swoje możliwości. Pragnęłam mocy i odpowiedzi na wszystkie pytania, które kłębiły mi się w głowie. Ale w jednym się mylił. Nie byłam taka jak on i zdecydowanie nie miałam w planach pomóc mu wydostać się z piekła. Jednak żeby to zrobić, musiałam wiedzieć jak potężna byłam, a w tym mogłam liczyć na dwie rzeczy. A raczej jedną rzecz i jedną osobę.
Magnus i Czarna Księga.
Zdjęłam książkę z piedestału, położyłam na jej miejsce inną, z podobną wizualnie okładką i wyszłam z biblioteki.
Ruszyłam prosto do pokoju Magnusa.




World we don't knowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz