Wiedziałam, że zwlekałam z tym zbyt długo. Magnus mógł mi pomóc. Musiał. Jednak stojąc przed jego pokojem miałam wątpliwości. Tak naprawdę nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Chłopak otworzył mi...w samej bieliźnie.
-Mógłbyś się ubierać...-jęknęłam i wkroczyłam do jego sypialni. Wyglądała jak moja, tyle że bez dziewczęcych dodatków. Spojrzałam na blondyna, który nieśpiesznie ruszył w moją stronę. Na jego piersi znajdował się symbol. Dokładnie taki, jak na moim nadgarstku.
-Przyszłaś na korepetycje?-zapytał wskazując na książkę w moich dłoniach.
-Tak. Ale masz się ubrać-odparłam.
-Nie mów, że ci się nie podobam.
-Nie-powiedziałam i rzuciłam mu koszulę leżącą na łóżku.
-Wybacz, ale nie jest moja.
-To załóż coś swojego.
-Nie chcesz wiedzieć czyja?
-Pewnie Victorii. Ale nie obchodzi mnie to.
-No dobra-odezwał się, kiedy w końcu się ubrał-Od czego zaczynamy?
-A co powiesz na podstawy?
-Może być.Po tygodniu radziłam sobie całkiem nieźle. Potrafiłam panować nad chcęcią mordu. Jeśli odpowiednio się skoncentrowałam, mogłam wywołać zupełnie przeciwny efekt do tego, który wypróbowałam nieświadomie na Victorii, zajrzeć w czyjeś myśli i LATAĆ. To było zdecydowanie najlepsze.
We czwartek gdy siedziałam w bibliotece, jak zwykle pomagając pani Book, byłam świadkiem bardzo ciekawej rozmowy. Rozkładałam właśnie książki, kiedy usłyszałam przyciszony głos Andyego. Rozgorączkowany i najwyraźniej zdenerwowany rozmawiał przez telefon. Coś w jego zachowaniu mnie zaniepokoiło. Chłopak rozglądał się, jakby chciał mieć pewność, że nikt go nie słyszy. Podeszłam bliżej i stojąc kilka alejek dalej przysłuchiwałam się jego rozmowie. Słyszałam oczywiście tylko to, co mówił blondyn...
-Tak, wszystko zgodnie z planem. Pracuje z nią. Tak. Niczego nie podejrzewają. Aha. Tak. Nie wiem jak ze świętami. Pewnie będzie chciała wrócić. Czyli przed przerwą? Okey. Przygotujemy się. Jasne.
To była dziwna rozmowa, ale skoro mówił o świętach, to pewnie gadał z rodzicami. Tylko dlaczego się ukrywał? Nie wiedziałam co tym myśleć, więc zupełnie zignorowałam dziwne zachowanie chłopaka. Andy był moim przyjacielem, nie miałam o co się martwić.
Z biblioteki poszłam do pokoju. Myślałam, że zastanę w nim Bellę. Miałyśmy sporo zadane (tak, niestety wróciłam na zajęcia) dlatego zdziwiło mnie, że sypialnia była pusta. W związku z tym, że ja swoją pracę domową odrobiłam siedząc w bibliotece, nie miałam co robić. Wyszłam z pokoju i poszłam na dziedziniec.
Była połowa października. Pogoda okropna, zimno, mgliście, idealnie na lot wokół szkoły. Zdjęłam bluzę i stojąc w koszulce na ramiączkach zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak moje skrzydła wyrastają i poruszając nimi gwałtownie wzbiłam się w powietrze. Latanie jest niesamowite. W jednej chwili czułam się wolna, od wszystkiego co mnie otacza. Prawie idealnie... Utrzymując się w powietrzu wyciągnęłam z kieszeni telefon ze słuchawkami. Tak. Teraz było o niebo lepiej. Przez dłuższy czas szybowałam podziwiając przepiękny zamek, jednak odmarzające kończyny zaczynały być nieprzyjemne. Serio. Kiedy stanęłam na ziemi i spojrzałam na swoje ręce, były dosłownie pokryte szronem. Założyłam bluzę i zmarznięta wbiegłam do 'syfiarni', w której siedział mój kaloryfer.
-Dostaniesz zapalenia płuc-oburzony powiedział kiedy wtulona w niego rozgrzewałam dłonie.
-E tam. Jak ty biegasz w ten ziąb w samym T-shircie to ja nie mogę?
-Nie.
-Hipokryta.
-Nie prawda. Ja tylko o ciebie dbam-powiedział na co uśmiechnęłam się wesoło i pocałowałam go w policzek -Tylko tyle dostanę?
-Tak-oznajmiłam i wyciągnęłam z jego kieszeni batonika. Tak. Mój chłopak nosił w kieszeniach jedzenie, co było całkiem zrozumiałe. Wilkołaki miały ogromny apetyt.
-Był mój-zaśmiał się.
-Był. Teraz jest mój-odparłam robiąc spory kęs -Co robisz na święta?
-Pewnie wracam do domu. A ty?
-Miałam podobny plan.
-Miałaś?
-Dzisiaj dyrektorka oznajmiła, że nie mogę wrócić do domu, bo zostanę bez opieki i Valery może czegoś próbować.
-Ma rację.
-Umiem się obronić.
-Nie wiesz z czym masz do czynienia Rikki. Akurat tutaj muszę się zgodzić z dyrektorką. To zbyt niebezpieczne.
-Więc mam zostać w szkole? Nie ma mowy. To święta!
-Coś wymyślimy. Mamy jeszcze miesiąc.
-No tak. Mamy miesiąc do świąt i trzy do zaćmienia. A propos księżyca. Jutro pełnia.
-Tak. I?
-Co robicie w czasie pełni? Bo wszystkie wilkołaki 'znikają'.
-Biegamy po lesie.
-Serio? Tylko tyle? Żadnych sekretnych stowarzyszeń, morderstw, polowań, czy rytuałów?
-Nie.
-To lipa.
-Dlaczego lubisz latać?
-Bo to niesamowite. Jestem wolna. O niczym nie myślę. Robię dokładnie to, co czuję.
-Właśnie. Tak jak wilkołaki podczas pełni. Wilcza forma przejmuje kontrolę, jesteśmy wtedy wolni.
-Nie pomyślałam.
-Nigdy tego nie robisz.
-Ej!
-No co? Jakbyś myślała, to nie latałabyś rozebrana w połowie października!
-A co innego mam robić rozebrana?
-Mam kilka pomysłów...-zamruczał całując mnie lekko.
-Ja też. Mogłabym na przykład spać.
-Mmm. Moje są dużo ciekawsze.
-Jasne...
-Pokazać ci?
-Mam się bać?
-Nie. Raczej będziesz zadowolona.
-Raczej?
-Wszystko zależy od ciebie, a tu nie mogę mieć pewności.
-No tak. Zawsze mogę przypadkowo poparzyć cię moją niesamowitością-zaśmiałam się.
Najgłupszy tekst w historii ludzkości. Ale Sethowi nie przeszkadzały moje suche jak piasek żarty. I całe szczęście, bo zawsze kiedy z nim przebywałam takie idiotyzmy same wyłaziły z mojej niewyparzonej gęby-Więc będziecie sobie biegać, cały piątkowy wieczór, a ja co mam robić?
-Wymyślisz coś.
-Już nawet wiem co.
CZYTASZ
World we don't know
FantasyŻycie Rikki wywraca się do góry nogami kiedy jej rodzice postanawiają wysłać ją do szkoły z internatem. Nowe miejsce, znajomości i zdolności, które dziewczyna odkrywa w sobie podczas pobytu w Angels Academy nie są jednak zwyczajne. Dlaczego rodzice...