Rozdział 7

4.5K 431 79
                                    


- Nie powinniście mieć kaskaderów na planie? - Ashton uniósł brwi do góry, nalewając do kubka soku jabłkowego, następnie podając mi naczynie. Podziękowałam mu skinieniem głowy i napiłam się.

- Ugh, mamy ich - Jęknęłam - Ale byłam zbyt uparta, że dam radę zrobić to sama.

Głośne, zrezygnowane westchnięcie ze strony chłopaka, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę zachowałam się głupio. Z resztą, zdałam sobie z tego sprawę, gdy sześć godzin temu, dyrektor planu musiał wzywać dla mnie ambulans, a następnie lekarze musieli wsadzać moją rękę w gips. Moje jęki słyszało pewnie pół szpitala, ale bolało mnie naprawdę mocno.

Potem wszystko potoczyło się już szybko. Lekarz prowadzący, oświadczył że muszę przez dwa dni leżeć w szpitalu, ja powiadomiłam o tym Ashtona, bo równało się to z odwołaniem naszego spotkania, a on jako człowiek o złotym sercu, zaoferował że mnie odwiedzi oraz „przypilnuje". Byłam mu za to wdzięczna, bo wiadomość o pobycie Ashtona w mojej Sali nieco uspokoił moich rodziców, którzy aktualnie byli w Irlandii. Mama chciała nawet wracać do Londynu, ale skutecznie wybiłam jej ten pomysł z głowy. Przecież nie umierałam.

- Papsy już stoją pod szpitalem - Irwin zasunął żaluzję, a ja opadłam ciężko na poduszkę. Ładnie się urządziłam.

- Głupio mi Ashton, ale nie będę mogła w weekend spotkać się z twoją siostrą, czy możemy to przełożyć? - Zapytałam.

- Jasne mała - Puścił w moim kierunku oczko, śmiejąc się. Wiedział jak bardzo nie lubiłam, gdy tak do mnie mówił, a jednak nadal używał tego zwrotu. Dupek.

Ashton został ze mną do godziny dwudziestej pierwszej, przekupując kilka pielęgniarek swoim uśmiechem, w końcu wizyty odbywały się tylko do dziewiętnastej. Na sam koniec, jakbym była kaleką, zjechał na sam dół do bufetu i kupił dla mnie chyba z tonę jedzenia. Miałam tylko złamaną rękę, a nie jakiś paraliż, ale zrobiło mi się naprawdę miło, więc postanowiłam zostawić to bez większego komentarza.

Pożegnałam chłopaka i położyłam się spać, przygotowując się psychicznie na kolejny spędzony w tym miejscu dzień.

~*~

Dwa dni później, mogłam już swobodnie korzystać z mojej łazienki, mogłam leżeć rozłożona na całej szerokości mojego łóżka i jeść dosłownie wszystko, gdyż poziom zjadliwość potraw w szpitalu, ograniczał się na kromce chleba oraz kostce masła. Przebrałam się w moje ukochane szare dresy a na siebie zarzuciłam koszulkę z logiem Mayday Parade i wyjąc do piosenek tego zespołu, sprzątałam mój pokój. Co prawda złamana ręka mi to utrudniała, ale na całe szczęście byłam prawo ręczna i dawałam jakoś radę.

- Dziękuję Wembley!! - Krzyknęłam, gdy ostatnia piosenka z listy dobiegła końca. Byłam zdyszana, bo moja kondycja nie należała do najlepszych, ale przyniosło mi to tak wiele pozytywnej energii, że nawet mi to nie przeszkadzało.

Schodząc na dół, usłyszałam jak dzwoni mój telefon, więc z głośnym jękiem wróciłam na górę i odebrałam komórkę.

- Cześć Chloe - Głos Luke'a był dla mnie tak niespodziewany, że aż cicho pisnęłam. I tym razem nie był to przerażony pisk, tylko naprawdę szczęśliwy. Nie rozmawiałam z chłopakiem dokładnie cztery dni i stwierdzenie że tęskniłam, nie ukazywałoby tego jak bardzo potrzebowałam się z nim zobaczyć.

- Cześć Lukey.

- Zapytam prosto z mostu, masz ochotę dzisiaj do mnie wpaść? Calum i Michael mają wywiad w radio, a Ashton pod wieczór wychodzi z jakimiś starymi kumplami - Uśmiechnęłam się szeroko.

Imitate | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz