Luke
Stanąłem na płycie lotniska, rozglądając się dookoła. Musiałem jak najszybciej się stąd wydostać, bo kaptur czarnej bluzy i ciemne okulary nie były wystarczającym zabezpieczeniem, aby nikt mnie nie rozpoznał. Odebrałem mój naprawdę mały bagaż i żwawym krokiem skierowałem się do wyjścia, wsiadając w pierwszą lepszą taksówkę.
Przez przeszło dwa miesiące doszedłem do porozumienia z samym sobą. Wyjaśniłem sobie wiele spraw, zrozumiałem błędy i odprawiłem rachunek sumienia. Pogodziłem umysł oraz zestaw wszelkich wartości z sercem i wbrew pozorom wychodziłem na prostą. Na koncertach żyłem własnym, drugim życiem, poza nimi starałem się wychodzić do ludzi, poznawać nowe osoby. Pogodziłem się z Ashtonem. Zajęło mi to trochę czasu, nerwów i zdartego od kłótni gardła, ale było już dobrze. Starałem się żyć dokładnie tak, jak robiłem to dawniej. Nie patrząc w tył i żyjąc teraźniejszością. Jednak po pewnym czasie zdałem sobie sprawę z tego, że czegoś mi brakuje. A może nawet kogoś.
Brakowało mi dziewczyny o uroczym uśmiechu i zalotnym, przemiłym spojrzeniu.
Odpychałem tę myśl od siebie przez naprawdę długi czas. Z reguły byłem uparty, a potem byłem już uparty i zraniony. Bałem się tego, co będzie dalej. Bałem się tego, jaka jest prawda. Zapijałem uczucia w alkoholu, chodziłem na imprezy, rozmawiałem z wieloma dziewczynami, ale po kilku godzinach zabawy, marzyłem jedynie o tym, aby wrócić do domu, włączyć jakiś film i po prostu być z kimś.
Nie mogłem dłużej wytrzymać tej doskwierającej mi, dziwnej samotności. Dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, a my mieliśmy cztery dni przerwy między koncertami, wsiadłem w samolot i wróciłem do Anglii.
- Dalej nie pojadę – Głos taksówkarza wyrwał mnie z zamyślenia, na co podniosłem wzrok. Ashton mówił że dom Hayley ma numer siedemdziesiąt, a my ledwo znajdowaliśmy się przy sześćdziesiątym drugim. Zerknąłem za okno, gdzie odrobinę dalej stały dwa wozy telewizyjne i kilka młodych osób, w wieku nie przekraczającym dwudziestu lat. Podziękowałem mu i wręczyłem należną kwotę, lekko trzaskając drzwiami samochodu.
Byłem lekko zdezorientowany. Irwin jako moje największe źródło informacji, mówił że ma dzisiaj dzień wolny i powinna być w domu, przynajmniej tak wspomniała jej przyjaciółka. Nie było wzmianki o tym, że ma jakiś domowy wywiad, czy inne medialne spotkanie. Przystanąłem więc na moment, rozważając wszystkie za i przeciw. Jeśli ekipa telewizyjna pojawiła się u niej w domu, to sprawa nie mogła być małego rozgłosu, może więc zamierzała po tak długim czasie wywlec na światło dzienne naszą sprawę?
Pokręciłem gwałtownie głową, wyrzucając z niej wszystkie negatywne myśli i naciągając kaptur szczelniej na głowę, ruszyłem pod dom dziewczyny.
- Przepraszam – Syknąłem zirytowany w kierunku jednej nastolatki, gdy ta uporczywie torowała mi drogę. Omiotłem ją niezbyt przyjemnym spojrzeniem, którego zapewne nie zauważyła nadal skupiona na nie dopuszczeniu mnie bliżej. Dlatego też chamsko przepchnąłem się obok niej z ogromnym trudem dopychając się do stojącego pod bramą ochroniarza.
- Ja do Hayley – Powiedziałem w jego stronę. Mimo że sam byłem dosyć wysoki, to ochroniarz był dosłownie jak dwa razy ja. Duży i szeroki. Czarny strój podkreślał jego charakter i ku mojej rozpaczy nie wyglądał na ugodowego faceta.
- Ta, podobnie jak cała reszta – Prychnął, przybierając bardziej stanowczą pozę. Otworzyłem szerzej oczy, bo naprawdę nie przewidziałem tego typu utrudnień. Już samo przyjście tutaj kosztowało mnie wiele nerwów.
Dosłownie poczułem, jak moje ramiona opadają w bezsilności. Nie tak to miało wyglądać.
- Pan nie rozumie, ja muszę z nią porozmawiać.
CZYTASZ
Imitate | l.h.
FanfictionHayley Rogers jest jedną z najsławniejszych młodych aktorek swojego pokolenia. Pojawia się na czerwonych dywanach, otrzymuje liczne nagrody, a jej twarz co najmniej raz w tygodniu ląduje na okładce jakiegoś magazynu. Ze względu na osiemnaste urodzi...