Rozdział 5

5.8K 528 77
                                    

 Dzisiejszy dzień miał być dniem przełomowym. Minęło dokładnie szesnaście dni od kiedy ja i Ashton „staliśmy się parą" i to właśnie dzisiaj, miałam pojawić się na jego koncercie. Było to ich pierwsze show w Wielkiej Brytani, akurat w Londynie, więc menadżerowie zgodnie zdecydowali, że będzie to idealny czas abyśmy potwierdzili swój związek w mediach. W końcu jak sami stwierdzili, po dwóch tygodniach pojawiania się na okładkach gazet oraz wzmiankach w portalach plotkarskich, większość ludzi naprawdę w to uwierzy.

Denerwowałam się. Nie samym udawaniem, że jestem zakochana w Ashtonie, w końcu na tym polegała moja praca, a chłopak był naprawdę cudowną osobą, ale martwiło mnie nieuniknione spotkanie z Hemmingsem.

Chodziłam po pokoju tam i z powrotem mrucząc pod nosem i co chwila powtarzając do Ally, że nie dam rady. Bo nie dam.

W ciągu tych kilkunastu dni moja relacja z Hemmingsem uległa zmianie. Zaczęliśmy trzymać się za ręce, często nocami rozmawialiśmy przez telefon i wymienialiśmy ze sobą miliony wiadomości. Do tego byliśmy już na czterech naprawdę udanych randkach i moje serce dosłownie krajało się, gdy musiałam odmawiać mu kolejnych spotkań, ze względu na wywiady, nagrania czy Ashtona. Czułam się z tym okropnie.

- Kochanie, Ashton przyjechał – Moja mama weszła do pokoju z lekkim uśmiechem.

O tak, ona też była przeciwna temu wszystkiemu. Prawie codziennie powtarzała mi, że to wszystko źle się dla mnie skończy i ja sama też to wiedziałam. Było to bardziej niż pewne, trzymałam się jednak wersji że przejdzie to dosyć łagodnie.

- O Boże – Pisnęłam, podchodząc jeszcze raz do lustra, co niezwykle rozśmieszyło Ally.

Ku mojemu wielkiemu zadowoleniu, Ashton pozwolił mi zabrać kogoś ze sobą. Chyba wyczuł że mogę czuć się niekomfortowo, szczególnie że nie znałam tam nikogo oprócz jego, Michaela, Caluma oraz bardzo źle nastawionego do mnie Luke'a, pod którego spojrzeniem uginały mi się kolana i to akurat nie w tym pozytywnym znaczeniu.

- Chodź, bo się zaraz zesikasz w majtki – Alls wywróciła oczami ciągnąc mnie za rękaw. Sama prawdopodobnie nigdy bym nie wyszła. Ostatnio stresowałam się tak siedem lat temu, gdy mając dwanaście lat musiałam odebrać jakąś dziecięcą nagrodę i wygłosić przemówienie. Było mi niedobrze przez cały dzień i choć myślałam że nauczyłam się radzić sobie ze stresem, teraz wiedziałam że jednak tak nie było.

Zeszłam po schodach, od razu widząc opartego o ścianę Ashtona, który rozmawiał z moją mamą. Gdy nas zobaczył pomachał wesoło, odpychając się od ściany. Podszedł kawałek i przytulił mnie do siebie, głaszcząc moje plecy. Nawet nie wiedział jak bardzo mi to pomogło.

Wsiedliśmy do czarnego busa, który miał zawieść nas pod arenę. Jak się dowiedziałam Ashton przyjechał tu zaraz po próbie dźwiękowej, więc do koncertu nie zostało już dużo czasu.

- Chodźcie dziewczyny – Ashton kiwnął na nas głową, gdy tylko wjechaliśmy na arenę. Oczywiście zrobiliśmy to tylnym wejściem, aby nie rozjuszać rozemocjonowanych fanek. Irwin podał mi swoją rękę, którą z wdzięcznością chwyciłam. Gdyby nie to zapewne bym się wywróciła, a to wszystko przez skurcze żołądka i zawroty głowy.

W końcu nadszedł moment, który pragnęłam odwlec jak najdłużej było to możliwe. Ashton podprowadził mnie do reszty zespołu, przy okazji przedstawiając im Ally. Ta uśmiechnęła się uroczo do każdego z nich, po czym spojrzała na mnie. Widziałam to tylko kątem oka, bo z każdą sekundą czułam się coraz gorzej. Patrzył na mnie.

Chłopak stał oparty o ścianę najdalej z całej grupy, niby strojąc swoją gitarę. Tak naprawdę cały czas mi się przyglądał, widziałam to bo ja również to robiłam. Widziałam, jak stara się zobaczyć wszystkie moje złe cechy a przez moje spięcie i zdenerwowanie mógł stwierdzić, że coś ukrywam.

Imitate | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz