Rozdział 17

3.9K 422 30
                                    


Luke
Minął tydzień. Siedem długich dni, od kiedy przyleciałem do Los Angeles. Sto sześćdziesiąt osiem godzin, podczas których zostałem sam na sam z moimi myślami. Kanapa już wygniotła się pod wpływem mojego ciężaru, a obok niej leżał stos kartonowych opakowań i pustych butelek. Nie byłem nawet w stanie ich pozbierać. Z dnia na dzień starałem pogodzić się z tą całą sytuacją, ale po prostu nie dawałem rady. Byłem rozdarty między złością na dziewczynę, a ogromnym smutkiem jaki przeszywał moje serce.
Media huczały. Co kilka godzin dzwonił do mnie menager i inne osoby z wytwórni, ale nie odbierałem. Jedyne co to dawałem chłopakom znać, że nadal żyję i ponownie odcinałem się od reszty świata. Czułem się tak cholernie oszukany.
Poprawiłem się na kanapie, unosząc do ust zieloną butelkę z piwem.
Najczęściej dzwonił do mnie Ashton, co było kompletną ironią bo z nim nie chciałem rozmawiać już w ogóle. Stracił moje zaufanie. Wybrał ją zamiast mnie, a to moim przyjacielem się nazywał. Chłopak zostawiał mi tysiące wiadomości, w których starał się usprawiedliwić ich dwójkę, ale po jakimś czasie przestawałem nawet je czytać. Wiedział, że zależało mi na tej dziewczynie. A mimo to, nie przeszkadzało mu to w całowaniu jej. Podpisał kontrakt, wiedziałem o tym, jednak wszystko da się jakoś pogodzić.
Hayley. Po kilku dniach dała sobie spokój z próbą rozmowy ze mną. Powinienem się cieszyć, w końcu nie musiałem słuchać jej głosu, nie musiałem patrzeć na jej marne usprawiedliwienia, nie musiałem o niej myśleć. I mimo że tak bardzo nie chciałem, to właśnie ona zajmowała moją głowę praktycznie dwadzieścia cztery godziny w ciągu doby. Jakaś mała cząstka mnie, nadal chciała móc ją przytulić. Skutecznie ją zagłuszałem, zakpiła ze mnie. Jednak dosyć często łapałem się na tym, że myślę czy rzeczywiście udawała. Rogers była świetną aktorką, mogłem przekonać się o tym nie raz idąc do kina. Jednak z tak wielką wytrwałością i zaangażowaniem, nie poradziłby sobie byle kto. Hayley nie wydawała się być osobą, która angażuje się w tak długotrwałe projekty.
Miałem mętlik w głowie. Rozsądek nakazywał mi wierzyć w to, co widziałem. Rogers mnie okłamała. A serce… No cóż, serce chciało czego chciało.
Ponownie rzuciłem spojrzeniem na włączony telewizor i westchnąłem ciężko. Tyle kanałów, a jedyne co puszczali to ckliwe komedie romantyczne i oklepane teleturnieje.
Znowu poprawiłem się na kanapie, opierając głowę o oparcie. W tym momencie usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka do drzwi i zdezorientowany zmarszczyłem brwi. Przecież mieli przylecieć dopiero za tydzień.
- Hemmings, jak cię tu nie ma to przysięgam, że dostaniesz w … - Michael pojawił się w salonie i wyraźnie odetchnął – Całe szczęście.
Za nim wtoczył się Calum, wnosząc ogromne walizki do środka, a na końcu zawitał Ashton, na którego widok odwróciłem głowę w drugą stronę.
Podniosłem się z kanapy, wiedząc, że im dłużej na niej zostanę, tym szybciej zaczną ze mną jakąkolwiek rozmowę. A tego chciałem uniknąć. Przeszedłem przez korytarz, wchodząc do mojego tymczasowego pokoju. Musiałem chociaż w drobnym stopniu doprowadzić się do użytku, bo zasiedziałem się w domu i nie wyglądałem najlepiej. Wziąłem krótki prysznic, wysuszyłem włosy ręcznikiem i zakładając na ramiona ciemną bluzę z kapturem, chciałem wyjść na zewnątrz. Zszedłem po schodach i żwawym krokiem dotarłem do przed pokoju. Moje szczęście nie było nigdy zbyt wielkie, a salon  był otwarty na resztę pomieszczeń, więc chłopcy siłą rzeczy musieli mnie zobaczyć.
Siedzieli w trójkę na kanapie, oglądając coś w telewizji. Z ciekawości rzuciłem okiem na ekran, a widząc na nim znajomą blondynkę, głośno prychnąłem. Oni chyba sobie ze mnie żartowali.
- Wybierasz się gdzieś? – Ashton uniósł brwi do góry, zatrzymując jak się okazało nagranie.
- Nie twój interes – Warknąłem i podniosłem się do góry. Musiałem jeszcze wziąć telefon i byłem gotowy. Nim się obejrzałem, poczułem mocny uścisk na moich ramionach, a chwilę później zostałem boleśnie rzucony na kanapę. Chciałem się wyrwać, ale Michael i Calum w dwójkę byli ode mnie dużo silniejsi i dzielnie, niczym grzeczne pieski, trzymali mnie za ręce, ledwo pozwalając się ruszyć – Co do cholery.
- Nigdzie nie idziesz Hemmings, musimy sobie coś wyjaśnić – Ashton pojawił się nade mną, przybierając kamienny wyraz twarzy.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Świetnie się składa, bo to ja będę mówił – Zripostował, po czym delikatnie się uśmiechnął, zaczynając – Najpierw chciałbym ci coś pokazać.
Chwycił do ręki pilota, cofając nieco nagranie, na co zacisnąłem szczękę. Proszę, tylko nie ona…
- Więc Hayley, ostatnio dużo mówi się o twoim nie tak znowu małym incydencie, z niejakim Luke’iem Hemmingsem – Reporterka poprawiła swoje notatki, a Hayley spuściła głowę, zasłaniając się swoimi włosami. Nie wyglądała najlepiej. Miała lekko zapadnięte policzki, i mimo makijażu widziałem, że nie czuła się dobrze. Może to lepiej. Karma wraca do ludzi.
- Wybacz, to nie jest rzecz o której mogę rozmawiać, nie teraz – Posłała kobiecie lekki, tak bardzo wymuszony uśmiech – Powiem jedynie, że nigdy nie chciałam skrzywdzić Luke’a. Nigdy nie chciałam skrzywdzić nikogo, po prostu życie potoczyło się właśnie w taki sposób i nie umiałam wyplątać się z własnych kłamstw. To, co boli mnie najbardziej, to fakt, że jedyna prawdziwa rzecz, jakiej się dopuściłam, jest uznawana za kłamstwo. Mówię tutaj o moich uczuciach, które były… które są całkowicie prawdziwe.
Odwróciłem głowę od ekranu, nie chcąc dłużej słuchać tych bzdur. Hayley wszystko robiła pod publikę. Może nawet udawała, że drży jej warga i szklą się oczy. W końcu była dobra w oszukiwaniu innych. Hayley Rogers, była najgorszym, co kiedykolwiek mi się przytrafiło i głupie gadanie, o tym jak bardzo czuje się zraniona, nie było w stanie mnie ruszyć. Przecież nie mogło…
- Powinieneś dostać ode mnie w twarz, za to, że jak tchórz uciekłeś z Anglii – Ashton widząc brak zainteresowania z mojej strony, zaczął swój wykład, wyłączając telewizor - Nie będę bronił Hayley, bo to co zrobiła było podłe od samego początku, ale może gdybyś łaskawie jej wysłuchał, to wiedziałbyś, że miała powód żeby tak się zachować! Kto jak kto, ale akurat ty powinieneś ją zrozumieć. Hayley chciała żeby w końcu ktoś polubił ją za to, jaka jest. Ile razy zdarzyło ci się rozmawiać z dziewczyną, która widziała w tobie tylko sławnego piosenkarza?! Bo podejrzewam, że zdecydowanie zbyt dużo.
- Nie obchodzi mnie to rozumiesz?! – Krzyknąłem, znowu próbując się wyrwać. Chłopcy zareagowali jednak szybciej niż miałem nadzieję że to zrobią i zacieśnili uścisk na moich ramionach – Oszukiwać można bawiąc się w chowanego, a nie bawiąc się czyimiś uczuciami!
- Cholera, Luke! – Ashton również wrzasnął, łapiąc się za włosy – Przestań być tak cholernie uparty! Kochasz ją! A ona kocha ciebie!
Zamknąłem oczy, starając się unormować szalejący oddech. Zabolało. Bo Ashton nie miał racji. Tak bardzo mylił się co do swoich przekonań.
- To ty przestań jej bronić!  - Byłem emocjonalną bombą, gotową w każdej chwili wybuchnąć – Nie wiem czego nagadała ci ta dziewczyna, ale to wszystko to kłamstwo! Nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, a wiesz czemu?! Bo wcale tak kurwa nie było!
Ashton ze zrezygnowania pokręcił głową.
- Ty jeszcze naprawdę nic nie rozumiesz – Westchnął – Hayley cię kocha i nie mówię tego tylko dlatego, że mi to powiedziała, co też jest prawdą. Mówię ci to dlatego, że to widać. Widać w tym jak na ciebie patrzy, jak uśmiechała się gdy pisałeś do niej pierwszy, jak bardzo zawiedziona była, gdy musiała odwołać wasze spotkanie. Widać to teraz, bo przez kilka dni wcale nie wychodziła z domu, a ten wywiad jest pierwszym jaki udzieliła od tamtego dnia. Czy gdyby zrobiła to dla sławy, to czekałaby tak długo? To ucinałaby każdy poruszony temat waszej relacji? Wydaje mi się, że nie.
Spuściłem głowę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Musiałem wszystko poukładać sobie w głowie, bo jak na razie byłem wściekły. Na Caluma i Michaela, że nie dawali mi wstać, na Ashtona, że mądrymi przemyśleniami chciał wbić mi do głowy swoje racje, na dziennikarzy, że znowu pakowali nos w nie swoje sprawy i przede wszystkim na Hayley, że tak bardzo namieszała w moim życiu. Wziąłem kilka głębszych oddechów żeby się uspokoić. Nie zadziałało. W środku nadal wrzałem.
- Możecie mnie puścić? – Zapytałem chłopaków, siląc się na jak najbardziej spokojny ton.
- Już jesteś spokojny? – Calum uniósł brwi do góry, a gdy przytaknąłem, posłał Michaelowi szybkie spojrzenie. Chwilę później puścili moje ramiona, a ja biorąc głęboki wdech rzuciłem się na Ashtona uderzając go z pięści w twarz. Irwin jednak nie był takim słabeuszem jak myślałem, bo po kilku sekundach, podczas których łapał się za linię twarzy, poczułem silne uderzenie na policzku i pod brodą.
- Lepiej ci już? – Wydyszał w moją stronę, opierając się na kolanach i wciąż trzymając za linię szczęki.
- Trochę – Również wysapałem i skrzywiłem się z bólu. Irwin naprawdę mocno mi przywalił, ale chyba właśnie tego było mi trzeba.

a/n
Czemj

Imitate | l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz