a/n #1
Notka autorska numer 1, bo to taka żeby przeczytał każdy. Dodaje ten rozdział po 4 dniach (!!!), a nie tygodniu lub więcej jak to bywało zazwyczaj bo a) napisałam ten rozdział w 30minut za sprawą jakiegoś dziwnego przypływu weny i b) tak dużo z was skomentowało poprzedni rozdział, że chciałam się wam jakoś za to odwdzięczyć i rozwiać wasze wątpliwości. Do zobaczenia w notce pod rozdziałem XD TT - #ImitateFF
****
- Czy ty nie masz na co wydawać pieniędzy? – Uniosłam głowę do góry, widząc jak samochód zatrzymuje się pod drzwiami lotniska. Okej, Hemmings miał kasy jak lodu, ale lecenie z jednego lotniska w Anglii na drugie nie miało najmniejszego sensu i nawet bogaty nie wydawał pieniędzy na takie bzdety – Mamy lecieć samolotem za miasto?
Luke wyciągnął z bagażnika torby i ruchem dłoni pokazał szoferowi żeby odjechał.
- Dawaj Chloe, bo inaczej się spóźnimy – Blondyn pociągnął mnie za rękę, szybko łapiąc do niej jedną z toreb i oczekując że ruszę za nim, wszedł do budynku lotniska. Co miałam zrobić, podążyłam za nim, nie mając nawet czasu żeby rozejrzeć się dookoła. Tempo jakie narzucił sprawiło, że prawie biegliśmy, z trudem wymijając innych turystów.
Był piątek, dokładnie godzina szesnasta pięćdziesiąt dwie i mimo dosyć wczesnej godziny, ja byłam okropnie zmęczona. Cały dzień starałam się namówić rodziców aby zgodzili się na mój wyjazd, bo prawda byłam już pełnoletnia, ale ostatecznie liczyłam się z ich zdaniem. Tata był bardziej po mojej stronie, żył w przekonaniu że co ma być to będzie i jeśli coś ma się przytrafić, to przytrafi się nie zależnie na okoliczności. Mama natomiast była przekonana o tym, że wyjazd przyniesie za sobą złe skutki, w końcu musiałam mieć oczy dookoła głowy i podwójnie na siebie uważać. Moim zagrożeniem nie byli już paparazzi czy reporterzy, ale kolorowe soczewki i brązowa peruka. Musiałam dwa razy przemyśleć każde zdanie które wypowiadałam, bo o ile Ashton często wyplątywał mnie z nieciekawych sytuacji, tak teraz go tu nie było. Tylko ja, Luke i moja nieznośna peruka.
Wsiedliśmy na pokład samolotu i mimo że lecieliśmy zwykłym pasażerskim środkiem transportu, to Luke musiał szarpnąć się na pierwszą klasę.
- Może teraz wyjaśnisz mi, czemu nie mogliśmy jechać samochodem? – Uniosłam lekko brew do góry, zapinając pasy zgodnie z poleceniami stewardessy.
- Do Hiszpanii trochę długo się jedzie, a my mamy tylko weekend.
- Gdzie?! – Pisnęłam. Ja chyba się przesłyszałam. Jestem pewna, że gdy Luke pytał mnie o wspólny wyjazd, wyraźnie powiedział, że znalazł domek za miastem i... - Nie wierzę, że to zrobiłeś.
- Zgodziłabyś się, gdybym ci powiedział, że ten domek za miastem tak naprawdę jest domkiem na brzegu Barcelony?
- Nie.
- Więc już wiesz czemu to zrobiłem – Zaśmiał się, wesoło kręcąc głową, po czym z głośnym radosnym westchnięciem oparł się o fotel.
Prychnęłam pod nosem. To nie tak że nie zgodziłabym się bo nie chcę jechać. Kocham Hiszpanię, to naprawdę piękny kraj, ale taki wyjazd nie kosztuje tyle co hamburger na mieście. Koszta samolotu, noclegu, ewentualnego pożywienia tam to więcej niż wypłata niektórych ludzi, a ja czułam się już wystarczająco źle okłamując Luke'a, nie chciałam jeszcze korzystać z jego pieniędzy. Ten blondyn był dla mnie cholernie ważny.
Lot nie trwał długo, a ja i tak przywykłam do tego nieprzyjemnego uczucia przy lądowaniu, więc bez większych trudności mogłam opuścić samolot. Wynajęty przez chłopaka samochód czekał na nas przed samiutkim wejściem i jak na gentlemana przystało, Luke spakował nasze bagaże i otworzył mi drzwi do auta.
CZYTASZ
Imitate | l.h.
FanfictionHayley Rogers jest jedną z najsławniejszych młodych aktorek swojego pokolenia. Pojawia się na czerwonych dywanach, otrzymuje liczne nagrody, a jej twarz co najmniej raz w tygodniu ląduje na okładce jakiegoś magazynu. Ze względu na osiemnaste urodzi...