Obudziłam się tradycyjnie przytulona przez Leo. Coraz bardziej zaczyna podobać mi się ta rutyna. Jakoś za bardzo mi się wstawać nie chciało, ale spać też nie.
-Wstawaj, Chloe-usłyszałam głos przyjaciela.-Musimy jechać odwiedzić Lucy-dodał na co ja od razu zerwałam się z łóżka. Szybko wykonałam poranną rutynę i zeszłam na śniadanie.
Zrobiłam kanapki i kawę po czym czekałam na Leo. Zamiast Leo doczekałam się Naomi schodzącej z góry.
-Spałaś u nas?-zapytałam wytrzeszczając oczy.
-Mhm-odpowiedziała z uśmiechem.
Po chwili zauważyłam przyjaciela schodzącego z góry.
-Gdzie Charlie?-zapytał patrząc na moją przyjaciółkę.
-Śpi-zachichotała włączając czajnik.
-Powiedz mu, że będziemy za dwie, trzy godziny-zwrócił się do Naomi na co ona kiwnęła głową.-Zjadłaś? Jedziemy?-zapytał się mnie na co ja odpowiedziałam mu twierdząco.
Weszliśmy do przedpokoju, ubraliśmy się i poszliśmy w stronę samochodu. Weszliśmy do niego i zaczęliśmy jechać.
-Gdzie mieszkają Twoi dziadkowie?-zapytał patrząc się na ulicę.
-Obok centrum handlowego. Stara, zaniedbana kamienica-odpowiedziałam.
Byłam bardzo zestresowana spotkaniem z siostrą. Z dziadkami widziałam się przed moją próbą samobójczą. Byłam w tedy po Lucy, babcia powiedziała mi, że Lucy była w tedy w przedszkolu. To mnie dobiło jeszcze bardziej, ponieważ chciałam się z nią pożegnać. Mam nadzieję, że w końcu po tych paru latach ją przytulę, porozmawiam z nią.
Po chwili byliśmy już na miejscu. Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę kamienicy. Gdy zauważyłam ten budynek od razu zrobiło mi się słabo.
-Co jest?-zapytał Leo łapiąc mnie za rękę.
-Brzydzi mnie to miejsce-powiedziałam.-Tutaj chciałam się zabić-dodałam patrząc się na buty.
-Było minęło, księżniczko. Teraz jest już dobrze, zaraz spotkasz się z Lucy-powiedział wesołym głosem, na co mi od razu poprawił się humor.
Weszliśmy do budynku. Było tu obleśnie. Farba pozdrapywana ze ścian, betonowe schody podłamywane w niektórych miejscach, czy też pijani ludzie leżący na półpiętrze. Ze strachu ścisnęłam mocniej rękę przyjaciela po czym wraz z nim weszłam na trzecie piętro. Zapukałam do mieszkania numer dwadzieścia siedem.
-Chloe! Jak dawno się nie widzieliśmy! Wejdź!-wykrzyczała moja babcia z entuzjazmem. Jak dobrze, że nie interesowała się moim życiem i nie wiedziała o próbie samobójczej.-A to kto?-zapytała wskazując ręką na Leondre.
-Mój przyjaciel-powiedziałam z uśmiechem.
Weszliśmy do mieszkania dziadków. Pomimo zewnętrznego wyglądu budynku, mieszkanie było bardzo ładne i przytulne. Wszystko było uporządkowane. Wraz z Leo usiedliśmy na kanapie w salonie.
-Gdzie jest Lucy?-zapytałam na co oczy mojej babci stały się mniej wesołe niż zawsze.-Odpowiesz mi?
-L-Lucy nie ż-żyje, od d-dwóch lat-powiedziała. Na jej słowa momentalnie zaczęłam płakać, wręcz wyć. Pierwszy raz od tylu miesięcy miałam dość wszystkiego.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś tego wcześniej? Nie byłam na pogrzebie własnej siostry! Do tego okłamałaś mnie jak tu ostatnio byłam!-wykrzyczałam dalej płacząc. Leo przytulił mnie i pocałował w czoło. W tym momencie był mi tak cholernie potrzebny.
-Co było przyczyną jej śmierci?-zapytał.
-Przeziębienie płuc. Nie mieliśmy pieniędzy na leki by ją uratować-odezwał się dziadek.
Leondre nadal szczelnie trzymał mnie w swoich objęciach. Gdyby nie on wstałabym i skoczyła z pierwszego, lepszego okna. Odechciało mi się żyć. Miałam wszystkiego dość. Jak mogli nie powiedzieć mi o śmierci Lucy?
-Pani Catrice, my już wyjdziemy-powiedział Leo do mojej babci łapiąc mnie za rękę.
Dalej płakałam. To było silniejsze ode mnie. Nie potrafiłam opanować łez. Chociaż byłam cała załamana, jego dotyk mnie uspokajał.
Weszliśmy do samochodu. Z moich oczu dalej leciały łzy.
-Chloe, nie płacz. Wiem, że jest Ci trudno po utracie siostry. Musisz być silna, musisz mieć nadzieję na lepsze jutro. Musisz walczyć, dla mnie-powiedział łapiąc mnie za rękę. Jego słowa tak mnie motywowały. Chociaż łzy dalej leciały z moich oczu niczym wodospad Niagara, chciałam walczyć. Chciałam spróbować pogodzić się z tym, że już nigdy nie zobaczę Lucy. Przecież ona by nie chciała żebym płakała, tak?
-Dziękuję, Leondre-powiedziałam na co on się uśmiechnął. Dziękuję to chyba najczęściej wypowiadane prze ze mnie słowo.
Po dziesięciu minutach dojechaliśmy do domu. Weszliśmy do mieszkania. Na szczęście Naomi nie było. Nie miałam ochoty tłumaczyć się jej czemu jestem taka smutna.
Usiadłam na kanapie, po chwili dosiadł się do mnie Leondre. Cały czas obserwował nawet mój najmniejszy ruch.
-Podziwiam Cię za Twoją cierpliwość do mnie-powiedziałam bawiąc się palcami u rąk.
-Każdy po stracie bardzo ważnej osoby zachowywałby się tak jak Ty-powiedział.-Idź spać, Chloe. Musisz odpocząć-dodał.
Położyłam się na kanapie i już po dobrych paru minutach usnęłam. Pamiętam już tylko jak Leondre niósł mnie do pokoju. Właśnie tak samo, jak parę tygodni temu,
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
DZIĘKUJĘ Wam za 2k odsłon <3
W tym tygodniu pojawią się trzy rozdziały.
Jeden będzie dodatkowo w wigilię, jako prezent dla Was. Dziękujcie Nowakowi, bo ona mnie namówiła xd
xx
CZYTASZ
Live for me, princess 1&2 ||l.d
FanfictionPo nie udanej próbie samobójczej Chloe ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Chłopak o imieniu Leondre postanawia jej pomóc nie wiele mówiąc o sobie. W końcu Chloe wychodzi ze szpitala po czym zamieszkuje wraz z Leo. W między czasie dziewczyna dowiaduj...