Tymczasem u Matyldzi

391 43 0
                                    

Matylda wyważył drzwi do bunkra, co okazało się podejrzanie łatwe. Był przygotowany na atak z każdej strony, chociaż nie zamierzał walczyć. Doskonale wiedział, że nie miał najmniejszych szans z żadnym z mieszkańców bunkra. Chciał ich tylko prosić o pomoc. Ale nikt nie wyskoczył na niego z nożem ani nikt nie przystawił mu lufy do skroni. 

- Jest tu kto?! - wykrzyczał. Usłyszał tylko echo własnych słów, obijające się od ścian. Wszędzie świeciły się lampy, na stoliku w czymś co można by nazwać salonem, z choinką pośrodku, leżały otwarte książki i pudełka po ozdobach świątecznych. Wyglądało na to, że opuszczono to miejsce w pośpiechu i to niedawno. Dotarł do pokoju kontrolnego. Na podłodze walały się jakieś kartki, ale poza tym nie wypatrzył niczego interesującego. Bunkier był pusty. Wyszedł na zewnątrz i przysiadł na murku koło wejścia.

Wpadł do księgowości i kazał sobie znaleźć lokalizację domu Winchesterów. Gdy okazało się, że go nie ma, przypomniał sobie o tym, że Crowley nie tak dawno został przez dwójkę łowców porwany i przesłuchiwany w ich bunkrze, więc poprosił o miejsce, z którego król dzwonił. Otrzymał je, z dokładnością do trzydziestu kilometrów. Przetrząsnął wszystko, był pewien, że to tu. I nie mylił się. Wszystko wskazywało na to, że bracia mieszkają właśnie w tym bunkrze, starej siedzibie Ludzi Pisma. Ale nie przewidział tego, że łowców nie będzie. 

W tej ewentualności musiał dowiedzieć się gdzie są. Albo zaprzestać działania. Ale on nigdy się nie poddawał, druga opcja nie wchodziła więc w grę. A żeby dowiedzieć się gdzie są potrzebował dobrego jasnowidza i części ich materiału genetycznego. Po drugie mógł się wrócić do bunkra, z pierwszym mogą być problemy.





Walnięte Święta [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz