Koniec wszechświata

205 27 7
                                    

Postać podniosła się i nie dało się nie zauważyć czarnej maski na jej twarzy. No każdy by ją zauważył, poza dwumilionowym tłumem ludzi i asgardczyków, oni byli zbyt pijani żeby zwracać uwagę na tak prozaiczne czynności jak obserwowanie. 

- Darth Vader!? Czy ja śnię? Czy to moje niebo? Cas, powiedz, umarłam i to moje niebo? -Zaczęła pytać Charlie. Anioł jej nie odpowiedział, zrobił to za to Jedi z ciemnej strony mocy. 

- Kimże jesteś kobieto? Jak dostałaś się na moją Gwiazdę Śmierci? - Przy każdym oddechu charczał. 

- Czy ten koleś ma astmę? - zapytał słysząc charczenie Matylda. - Bo wiecie, wtedy trzebaby było dać mu inhalator... 

- Mat, on jest tym złym. Z równoległego wszechświata. - odpowiedziała mu szybko Clara. Darth właśnie miał się odezwać, gdy z dziury za nim wypadł doskonale znany przynajmniej dwóm z obecnych w sali Jedi wymachujący mieczem świetlnym. Wróć. On wcale nie był Jedi. Ale mieczem świetlnym wymachiwał. 

- Balthy! Ile razy mam powtarzać: nie zapędzaj swojego grajdołka do mojego grajdołka dzindzibole! - wydarł się na niego Gabe, będąc pewnym, że najazd Asgardu przez Dartha Vadera i jego popleczników to tylko kolejny wybryk młodszego brata dążącego do zawładnięcia galaktyką. A przynajmniej pomocy w dokonaniu tego zbuntowanemu Jedi. 

- To nie moja wina! Tym razem... Widzisz, ty i twój wierny kochaś, Loki, roz...waliliście cały wszechświat! Przed chwilą jakiś hobbit wbiegł do sali kontrolnej i krzyczał, że nie może znaleźć Góry Przeznaczenia! - odpowiedział mu Balthazar, wymachując włączonym mieczem świetlnym dla dodatkowego efektu i przy okazji odcinając Jackowi Harknessowi głowę. Nikt nawet nie zareagował. 

- Cas, jesteś pewny, że to nie moje niebo? - upewniła się jeszcze raz Charlie, uczepiając się jednocześnie ręki Castiela. 

- Podejrzewam, że w twoim niebie nie byłoby Balthazara i Gabriela tylko Leia, ewentualnie Padme i Czarna Wdowa. - odpowiedział anioł wykazując znajomość popkultury otrzymaną od Metadupka. Znaczy Metatrona. Na jedno się przynajmniej przydał... 

- Wielki Mistrzu Balthazarze, kim są ci ludzie? Czy mam ich zlikwidować? - spytał Vader, włączając jednocześnie miecz. 

- Wielki Mistrzu? Nieźle się widzę braciszku ustawiłeś! - zaśmiał się Gabe. 

- Jeżeli ktoś tu ma być likwidowany, to będziesz to ty! - wydarł się Loki słysząc groźbę. Clara zaczęła podejrzewać, że jego naturalną reakcją na każdą groźbę było darcie japy, ale nie miała pewności. 

- Tak, tak, zamknij się i napraw wszechświat, bo mi tu zaraz... - Nie zdążył dokończyć, gdyż musiał uchylić się przed strzałą lecącą na niego z tyłu. Wyczuł ją zapewne za pomocą Mocy. Wszyscy spojrzeli na łucznika. Była to jakaś nastolatka z ciemnymi włosami spiętymi w warkocz. 

- Cas, ale jesteś pewien, tak? Bo to jest Katniss Everdeen, ona mi akurat pasuje do mojego nieba. - kolejny raz odezwała się Charlie. 

- Tak, to tylko skutki idiotyzmu mojego starszego brata i jego nowego przyjaciela. Nie martw się, zazwyczaj jakoś sobie radzimy w takich sytuacjach. - Wzruszył ramionami anioł, który nie był Jedi. 

- Widzisz, to jest właśnie dokładnie to o czym mówię! Zaraz mi tu się jakiś Edward Cullen czy jakiś inny Percy Jackson pojawi! Napraw wszechświat, już! - wydarł się Balthazar. W tym momencie przez dziurę w ścianie wpadł jakiś facet o białych włosach. Na koniu. A za nim siedział kolejny facet. W czarnej pelerynie. Wyglądało na to, że się kłócili. 

- Niby dlaczego mam dać ci prowadzić? - wydarł się ten o białych włosach. 

- Bo jestem Batmanem, plebsie! - odpowiedział mu ten drugi. Przepatatajali na drugi koniec sali, a Balthazar wskazał na nich wymownym gestem obu rąk, ponownie zabijając Jacka Harknessa przy pomocy miecza świetlnego, którego wciąż nie wyłączył. 

- Jedne spokojne święta, oto co otrzymuję w zamian! - krzyknął Gabriel bardziej na nic niż na cokolwiek i zaczął naradzać się z Lokim nad naprawieniem wszechświata. 




Walnięte Święta [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz