Kosmita, złoczyńca-konsultant i demon

371 42 1
                                    

- Sekundkę... Jesteś kosmitą pod postacią jednego z najniebezpieczniejszych fikcyjnych czarnych charakterów tak jakby od zawsze i do tego jesteś opętany przez demona? - Charlie była pierwszą, która spróbowała to ogarnąć. 

- I jeszcze nie spróbowałeś nas zniszczyć? - dodała Clara. 

- Czekam na rozkazy od mojego pana, panno Oswald. I tak, panno Bradbury, dokładnie. Oto kim jestem. Oto co dzieje się gdy życzysz sobie czegoś za mocno. - Uśmiechał się, ale podczas wypowiadania ostatnich słów spojrzał na rudowłosą z pogardą. 

- To dlaczego wyglądasz jak Andrew Scott? - spytała młoda łowczyni. To widocznie zbiło z tropu Jima Moriarty'ego. 

- Cóż, sądzę, że przybrałem tę formę ponieważ to on wcielił się w Moriarty'ego w tym serialu na podstawie którego powstało tyle fanficków i... No tak. Tak wyszło. 

- To wyjaśnia również dlaczego on wygląda jak Benedict Cumberbatch! - stwierdziła Charlie wskazując na Sherlocka Holmesa. 

- Dobra to co teraz? Mam was próbować zabić i wy będziecie uciekać czy coś? Bo tak jakoś trochę niezręcznie się zrobiło... - powiedział złoczyńca po kilku minutach ciszy. 

- No wiesz, mamy przewagę liczebną. Jest nas siedmiu przeciwko tobie jednemu. To chyba nie byłoby fair. - odpowiedziała na to Clara.

- Więc jak, to ja powinienem zwiewać? - zapytał jeszcze kosmita w przebraniu przystojnego Brytyjczyka. 

- No, wypadałoby. - odezwał się cicho Doktor. 

- Ale... Lucyfer jest moim panem? Skapnie się i tu po was przybędzie? - W głosie demona było słychać wahanie przez co groźba zabrzmiała bardziej jak pytania. Dean Winchester na te słowa tylko wywrócił oczyma i chlusnął na faceta w garniaku zawartością piersiówki wyjętej w międzyczasie z kieszeni kurtki. 

- Whiskey? - spytał skołowany Moriarty ociekając bursztynowo-złotą cieczą, która wlała mu się również do ust.

- Nie ta kieszeń. - wyjaśnił łowca, po czym oblał go zawartością piersiówki z drugiej kieszeni. Z demona zaczął wznosić się dym, a z jego gardła dało się słyszeć zduszony krzyk bólu. 

- Co to było? - spytał Sherlock niewzruszenie patrząc jak jego największy wróg kuli się na podłodze. 

- Woda święcona. - odpowiedział mu Sam. Stali tak w siódemkę i w sumie nie za bardzo mieli pomysł co robić dalej.

- Mój mistrz się o tym dowie! - wykrzyknął między jękami bólu Jim. 

- To nie trwa coś za długo jak na oparzenie demona wodą święconą? - spytała Charlie.

- Mistrz? Jaki mistrz? - Ożywił się Doktor, który widocznie był przekonany, że chodzi o jego wroga numer jeden, Władcę Czasu takiego samego jak on, z tą tylko małą różnicą, że Mistrz był zły. - Kosmici. Wydaje mi się, że ta rasa, która odwala tą całą maskaradę również jest wrażliwa na wodę. - Władca Czasu od razu odpowiedział również rudowłosej dziewczynie.

- Nie Doktorze, wnioskując z tego co powiedział wcześniej naszemu Jimowi Moriarty'emu chodzi bardziej o swojego mentora, władce, pana, mistrza, czyli pierwszego księcia ciemności. Lucyfera. - rzucił Sherlock, chcąc to jakoś wytłumaczyć. Doktor nie zdążył odpowiedzieć, że przecież wie, że chodzi o Lucyfera, ale przecież nie wiedzą czy Mistrz i Lucyfer to przypadkiem nie to samo, bo przerwał im urywany trzask na wyższym piętrze. 

- Dobra, Cas, Dean, Clara, zostajecie tutaj z Moriarty'm i go pilnujecie. Sam, biegnij do piwnicy, chyba widziałem tam jakąś linę, przydało by się związać tego demona zanim znów coś mu odwali. Sherlocku, Charlie, my idziemy na górą sprawdzić co się dzieje! - rozporządził Doktor. Wszyscy skinęli głowami, Łoś pobiegł do piwnicy, a dwójka geniuszy, śledzona przez Władcę Czasu, pobiegła na górę. 



Walnięte Święta [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz