Rozdział 8

62 3 1
                                    

- 2 na lewo! - komendowała Lucy. Szczerze mówiąc to poprosiłam ją o dowodzenie naszą ,,armią". Ma większe doświadczenie ode mnie. - ruszać się! Jak babcię kocham, jest rano! 6! I tak powinniśmy wyruszyć wcześniej!
- Przepraszam! - zawył jakiś wilk.
- Palancie, uważaj!
- Nick! Nie możemy być skłóceni! Pomyśl czasami trochę tą swoją pustą mózgownicą! - warknęła fioletowłosa.
- Ok! Ale Sam mógłby uważać! Prawie mi namiot rozwalił!
- Proszę...
- No dobrze. - i pocałował Lucy w czoło.

No i wyruszyliśmy. Na wyprawę mojego dotychczasowego życia. Po prostu ekstra. Wyruszyłam na nią tylko że względu na tatę. Jeszcze się zemszczę na tych krwiożerczych bydlakach!
- Anabeth? - zaczęła niepewnie Cat. - wszystko dobrze?
- No właśnie nie! - to zabrzmiało chyba ostrzej, niż zamieżałam. - Idę na wojnę!
- Ok, ok...
- Przepraszam. Trochę mnie ponosi. Ten natłok wszystkiego... Tych tajemnic do rozwikłania... Poczekaj... 1, 2, 3... Już naliczyłam trzy. O trzy za dużo. I to wszystko w jednej chwili. Od czterech miesięcy...
- Chcę ci życzyć wszystkiego najlepszego. - wyjęła z kieszeni przepiękny, czarny naszyjnik z nieznanym mi kamieniem. - Nie wiem czy ci się spodoba...
- A z jakiej to okazji? Przecież...
- Dziś 12 lipca. Twoje piętnaste urodziny.
- Co!? Och... Dziękuję. Ja sama nie pamiętałam... Dziękuję, jest śliczny. Uwielbiam cię. Jesteś cudowna! - przytuliłam ją. Zadzwonił telefon. Mama.
- Halo? Cześć Mamo!
- Cześć córuś! - odezwały się dwa głosy. Jeden męski, drugi żeński.
- O, i tata!
- Wszystkiego najl...
- Czy nie mówiłam ci, że nie wolno używać telefonów!? - krzyknęła Lucy.
- Nie...
- A, sorry. No to tak jak mówiłam. Nie wolno. Wampiry mogą nas namierzyć.
- A ok. - wyrwałam jej słuchawkę. - Pa, muszę kończyć!
- Papa! Kochamy cię! Wszystkiego najlepszego!

***

Dotarliśmy do Pennywhile. Rozłorzyliśmy namioty. Ja dzieliłam z Cat. Jednak nie byłam śpiąca. I miałam 15 lat. Poczułam, że powoli wchodzę w dorosłość. Usiadłam na trawie. Było mi zimno, ale nie chciałam wchodzić do namiotu. Chciałam przez chwilę pobyć sama. Nagle, poczułam jak miły materiał opada na moje gołe ramiona. Dosiadł się Tom. Najmłodszy spośród wilkołaków. 25 lat. Ale był tak jakby w moim wieku.
- Już ci ciepło?
- Tak... dziękuję.
- Mieliśmy już okazję porozmawiać?
- Liczy się cześć?
- Acha. - uśmiechnął się. - Chcesz? - podsunął mi pod nos pieczoną piankę.
- Dziękuje. Miły jesteś. - gdyby nie ciemność, zauwarzłby moje rumieńce. Jakie on ma śliczne włosy... i oczy...
- Ty też.
Dalej już się potoczyło. Chyba się polubiliśmy. Raczej zaprzyjaźniliśmy. To był męczący dzień...

Hej! Już 8 rozdział! Hmmmm... Do następnego!
Berry

Tajemnice Wilczego Rodu [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz