Rozdział 11

65 4 3
                                    

Był to sen bez snów. Był to sen z wizją. Po zamknięciu oczu wylądowałam w egipskiej łodzi płynącej po prawdopodobnie Nilu (mojej ulubionej rzece. Kocham starożytny Egipt). Na prawym brzegu stała wielka, piramida koloru słońca, aczkolwiek jeszcze nieukończona. Kilku mężczyzn w kolorowych spódniczkach i identycznych, czarnych perukach dokańczało szczegóły (hieroglify, ozdoby na wejścia itp.). Po lewej stronie rozciągała się pustynia z pojedynczą różą pustynną. Nagle usłyszałam głos. Pojawił się zewsząd a jednocześnie znikąd.
- Anabeth. Twój ojciec Carter opowiedział ci historię o powstaniu ras. Tak było. Ale czy uwzględnił magów? Nie. Magowie powstali z samego źródła Blasku i Ciemności. Co to było? Nie wie nikt. Jesteś potężna Anabeth Mane. Ale odkryj źródło. Odkryj siebie.
- Kim jesteś!?
- Jestem bogiem magii i wilków, życia i śmierci, miłości i zdrady, Halmani i Botny i wszystkiego co możliwe. Jestem uosobieniem pokoju i chaosu. Ale jestem też magiem. Na Ziemi pojawiam się w ludzkiej postaci. Spotkasz mnie, ale dopiero po pewnym czasie, kiedy zrozumiesz swoje przeznaczenie, zrozumiesz kim byłem, kim jestem, a także kim ty jesteś. Kiedyś będziesz na tyle potężna aby zniszczyć Lijmana, wampiry i obronić świat. Kiedy to nastąpi? Tego również nie wiem. Czuwaj i bądź zdrowa Anabeth Mane. Twój czas nadchodzi...

Obudziłam się. Tym razem na siedząco w objęciach Cat.
- Żyjesz! Ty żyjesz! Aaauuu!!! Yea! Jest moc! Dosłownie i w przenośni!
- Jak Cat słusznie zauważyła żyjesz. Ale teraz zobowiązana jesteś do opowiedzenia nam swojej wizji. - powiedziała Lucy. Nie była to ta sama wilkołaczyca. Zamiast łobuzerskiego uśmieszku miała twarz poważną. Była spięta. Czułam to. Opowiedziałam im swoją wizję. Z wszystkimi szczegółami.
- Lucy... nie podoba mi się to. Kto jest bogiem wszystkiego? - Cat wyglądała ją wystraszone kocię. Nie wiem jak to zrobiła bo ponoć jest półwilkołaczycą. Jej oczy zrobiły się wielkie jak 5 złotych, a usta lekko rozwarte.
- Starożytne wilkołaki wierzyły w Tama, boga wszystkiego, ale, że nie pokazywał się od paru tysięcy lat, ta wiara zanika i teraz wierzą w niego pojedyncze wilkołaki. Zabrał cię do Egiptu...
- Kocham Egipt. Starożytny. - wtrąciłam.
- Ach, to pewnie dlatego, ale będę musiała się zastanowić. Jutro o świcie wyruszamy. - i wyszła w postaci wiśniowego wilka. Nic już mnie nie zdziwi po różowym dziku.
- Cat...
- No? - na powrót przybrała minę Cat - łobuz.
- Co ją ugryzło?
- No Randolph kiedy miała 3 latka.
- Ale ty jesteś tępa!
- A, o to chodzi! Zerwała z... jej chłopakiem.
- Co!? Dlaczego!? Kiedy!? Jak!?
- Stop! To już cztery pytania. To. Bo tak. Niedawno. Normalnie.
- Nigdy się tego od ciebie nie dowiem prawda?
- Nigdy.
- Skoro jestem magiem to czemu mam ciągle znak pradawnego wilka? Jest jakiś dziwny.
- To szakal. Na pierwszy rzut oka wydaje się że to wilk, ale nie. Spójrz na drugi nadgarstek. - popatrzyłam a moim oczom ukazały się czarne hieroglify. - Każdy mag ma specjalne zaklęcie, którego użyć może tylko raz w roku i tylko w wielkiej potrzebie może je odczytać. Każdy ma je wytatuowane w języku kraju z którym jest powiązany. W twoim przypadku starożytny Egipt. Co roku roku zaklęcie się zmienia.
- Jupijajej! Uuuchuuu! Jestem taka podekscytowana! - powiedziałam z sarkazmem. - Boję się Cat.
- Ja też. Ale Musimy to przeżyć.
- Musimy. Dla następnych pokoleń.

- Dziewczyny... wampiry nas zaatakowały. Ruchy! - wpadł Tom i podał mi laskę.

Trolololololololo :) wampiry... muahahahaha!
Do następnego!
Berry

Tajemnice Wilczego Rodu [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz