Rozdział 11 cz.2

9 3 1
                                    


             Słyszę jak rozmowy milkną. Oczy wszystkich są skierowane na nas. Zapytasz dlaczego. Wszystko jest tu białe. Tak jak reszta tego budynku. Wszyscy mają na sobie białe stroje. Oprócz nas. Jesteśmy oddmienni. I to nas wyróżnia. Jesteśmy dziwni. I to jest dla nich nowość. Panuje całkowita cisza. Przerywana przez nasze kroki. Idziemy dokładnie środkiem. Po tacę z jedzeniem. Dostajemy warzywa, chleb, sok. To wszystko. ' Trochę mało...'. Słyszę myśli Patrica. Uśmiechamy się. Cyba jako jedyni w tym pomieszczeniu.

Odwracam się. I obejmuje wzrokiem wszystkich tu ludzi. Nagle kontem oka zauważam coś czarnego. Ktoś inny ma na sobie czarny kostjum. Siedzi przy ścianie. Jakby nie chciał się wyróżniać. A jednak się wyróżnia. Bardzo. Kieruję na tam wzrok. To chłopak. Ma brązowe włosy. Orzechowe oczy. Uśmiecha się do mnie. Moje serce zamiera. Tylko jedna osoba uśmiechała się do mnie w ten sposób. I tylko jedna osoba ma takie oczy. Nie mogę złapać oddechu. Cholera. Znowu. Czuję, że zaraz się przewróce. Patric stara się mnie podtrzymać. Ale ja nie mam siły stać. Osuwam się na podłogę. Taca spada obok mnie. Po raz ostatni spoglądam na chłopaka pod ścianą. Biegnie w moją strone. I znowu je widze. Jego oczy. Jego oczy w których maluje się przerażenie.

-Sky!- słyszę jego krzyk. I uciekam.


The GameWhere stories live. Discover now