Introductions

460 18 1
                                    


- Nienawidzę cię. Plask.

- Jak mogłeś to zrobić?! Plask.

- Jesteś okropny! Plask.

- Nigdy ci nie wybaczę! Plask.

- Nienawidzę cię - plask!

- Nienawidzę cię - plask! 

- Nienawidzę cię!

 Mój otępiały umysł nagle napełnia się gniewem, kiedy kontynuuję uderzanie go otwartymi dłońmi. Jego klatkę piersiową, ręce, ramiona, wszystko, co mogę dosięgnąć, podczas gdy jego palce ciasno oplatają moje nadgarstki. I nie ważne jak bardzo irracjonalnie jestem zła, moje serce i tak robi swoje. Powinno bić jak szalone ze złości, bo spędziłam sześć pieprzonych tygodni bez tego chłopaka, a on pokazuje się tu nagle, jakby nigdy nic. Jakby to nie był pierwszy raz, kiedy stoimy mniej, niż dwanaście metrów od siebie. Zamiast tego, ono mięknie na dźwięk, który dociera do moich uszu za każdym razem, kiedy próbuję Jay'a uderzyć. Mięknie słysząc jego śmiech. Najsłodszy, najseksowniejszy, najbardziej idealny śmiech, jaki kiedykolwiek słyszałam. Za każdym razem gdy on się śmieje, ja tracę siły, a to jest niesprawiedliwe. Kiedy zamierzam go ponownie uderzyć przekonana, że tym razem trafię w jego przepiękną twarz, by w końcu przestał się śmiać, on decyduje, że to dobry moment, by się odezwać. - Skończyłaś już, kochanie? Ludzie patrzą i pomyślą, że faktycznie chcesz mnie zaatakować. Mimowolnie wzdycham głośno, ponieważ oprócz jego krzyku na lotnisku i dwóch słów, które wyszeptał mi do ucha, to jest pierwszy raz, kiedy naprawdę do mnie mówi. On tutaj jest. On naprawdę tu jest! Nie chcę, by dostrzegł czerwień, która pojawiła się na moich policzkach, więc postanawiam rozejrzeć się i sprawdzić, czy faktycznie miał rację. Rzeczywiście, kilka osób na nas spogląda, ale większość z nich wydaje się raczej rozbawiona, co sprawia, że moje policzki płoną jeszcze bardziej. Następnie wpada mi w oko grupa tych denerwujących małolat i zdaję sobie sprawę, że nie patrzą na nas, ale na niego. Na Jay'a. Na mojego Jay'a. Nagle zaczerwienienie na mojej twarzy nie jest wynikiem zażenowania, ale gniewu. Korzystam z tej jednej chwili, kiedy patrzą na mnie i posyłam im wymowne spojrzenie z uniesionymi brwiami. Tak jest, księżniczki, outsiderka wyrwała przystojniaka. Teraz sio! Idźcie pobawić się swoimi lalkami Barbie i przestańcie się gapić na mojego faceta. One mrużą na mnie oczy, najwyraźniej rozumiejąc moją cichą wiadomość i w końcu odchodzą. Obserwuję ich dziwkarski chód, jakby ostatni raz próbowały przykuć uwagę Jay'a i zastanawiam się krótko, czy to zauważył, czy nie, więc spoglądam na jego przystojną twarz. Kolejny jęk ucieka z moich rozchylonych ust, jednak cichszy, kiedy nie tylko dostrzegam, że spogląda prosto na mnie, ale zdaję sobie również sprawę, że jego kolor oczu jest bardziej zbliżony do złota, niż myślałam. Jazu, pomóż mi. On jest doskonały. - Co? - Pytam, chichocząc cicho, kiedy całą jego twarz rozjaśnia szeroki uśmiech. Niech mnie ktoś przytrzyma. - Mam coś na twarzy? - Mówię, choć doskonale wiem, jak oklepanie to brzmi. Jay chichocze, na co prawie mdleję i kiwa głową. - Masz wiele rzeczy na twarzy, kochanie - mruczy i dotyka dłonią mój policzek. Cholera. Czuję pieczenie w miejscu, gdzie moja skóra zetknęła się z jego dłonią i wiem, że on też to poczuł, kiedy dostrzegam niewielki uśmieszek. - Masz te wspaniałe zielone oczy. A może one są niebieskie? Ciężko powiedzieć - mówi, przesuwając kciukiem po skórze pod rzęsami. Mam ochotę znów zachichotać, ale jego dotyk sprawia, że mam zaciśnięte gardło. - Są zielone - udaje mi się odpowiedzieć bez zająknięcia, a on kiwa głową i uśmiecha się raz jeszcze. Jego kciuk przesuwa się bardziej na środek mojej twarzy od nasady mojego nosa, aż po sam czubek. - Masz najsłodszy mały, okrągły nosek, który mam ochotę pocałować, choć nie wiem dlaczego, bo to dziwne - Jay marszczy brwi w najbardziej uroczy sposób, mrucząc ostatnią część bardziej do siebie, niż do mnie, co i tak sprawia, że mam ochotę zachichotać. - Możesz go pocałować - Co? Cholera, naprawdę to powiedziałam? Moje oczy lekko się rozszerzają na słowa, które bez ostrzeżenia wydobywają się z moich ust i mam ochotę zagłuszyć dłonią westchnienie, ale on się uśmiecha i nagle zapominam o wszystkim. - Tak? - Pyta, oczy mrużą mu się od szerokiego uśmiechu, ale wciąż widzę błysk w jego tęczówkach. Znowu chichoczę, tym razem trochę nerwowo, kiwając głową. Jego ogromy uśmiech niemalże mnie oślepia, kiedy również kiwa głową. Wygląda tak seksownie. - Cóż - urywa i kiedy zauważam niewielką zmianę w jego głosie, dreszcze przechodzą mi po plecach. - Zapamiętam to sobie na inny dzień. Teraz jest coś, co chcę pocałować bardziej, niż nos. O Boże. Wciągam głośno powietrze, gdy zdaję sobie sprawę o co mu chodzi, a on korzysta z moich rozchylonych ust i przejeżdża kciukiem po dolnej wardze. Delikatnie ją szarpie, ale od razu odsuwa palec, zostawiając mnie bez tchu i z wielką ochotą na jego pocałunek. Przygryzam wargę, którą dotknął, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, dopóki nie zauważam jego poważnego wyrazu twarzy, zdając sobie sprawę, że i na niego działa przygryzanie wargi. Zaczęłam sobie nawet wyobrażać, jak mówi "nie przygryzaj wargi, sam chcę to zrobić", tak jak Christian mówił Anie, ale zaraz odrzucam tę myśl. Jay nie jest Christianem. Jest lepszy. - Proszę, nie rób tego - mówi i z jakiegoś powodu mnie to smuci. Może on tego nie lubi? - Naprawdę chcę cię pocałować, ale na razie nie mogę, bo mimo, iż Mack obiecała nam kilka minut dla siebie, założę się, że obserwuje nas teraz i jestem pewien, że tego nie chcesz. Mack! Nawet nie mam przerazić się faktem, że właśnie przyznał, że chce mnie pocałować, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że wciąż jesteśmy na uroczystości z okazji zakończenia szkoły, o czym zupełnie zapomniałam. Jak długo tu stoimy? Jay chichocze z mojego małego ataku paniki i relaksuję się od razu pod wpływem tego pięknego dźwięku. Moje zęby w końcu puszczają dolną wargę i chichoczę po raz setny dzisiaj. Jay unosi tylko jedną brew, kiedy przeklinam siebie za ten śmiech. Ile mam lat, czternaście? - Tak - udaje mi się odpowiedzieć, kiedy zdaję sobie sprawę, że Jay na to czeka. - Powinniśmy iść, naprawdę. Wszyscy pewnie na nas czekają - jak tylko te słowa wydostają się z moich ust, mam ochotę się walnąć. Sposób na zepsucie nastroju, Aurora. Nie mam czasu aby skarcić, bo przypadkowo dostrzegam jak Jay porusza palcami jednej reki i to sprawia, że mój umysł ma ochotę zamknąć się w pokoju, ze znakiem "tylko dla dorosłych" na drzwiach. Oczywiście rumienię się, myśląc o tym i wiem, że Jay to dostrzega i wie o czym myślę, bo widzę, jak drżą mu usta, wyginając się w seksownym uśmieszku. Nic jednak nie komentuje. Zamiast tego wyjątkowo teatralnie spogląda na nasze dłonie, dopóki nie uświadomię sobie, o co mu chodzi. Och! Aww! Cholera! O mój Boże! Gdybym mogła zarumienić się mocniej, pewnie bym to zrobiła, ale zamiast tego uśmiecham się bardzo nieśmiało. Nigdy wcześniej nie czułam takiej nieśmiałości. Jakby w zwolnionym tempie, wyciągam dłoń, by spleść palce z jego i Jay uśmiecha się, kiedy nasze dłonie się dotykają. - Wszystko gra, kochanie? - Pyta zadowolony z siebie, kiedy zaczynamy iść w stronę Mack, Jace i cioci Chloe. Ponieważ wiem, że Jay się ze mną droczy z powodu mojego przyspieszonego oddechu, udaje mi się odpowiedzieć w podobnym stylu. - Czuję się dobrze, dziękuję, Jay - oświadczam, równie zadowolona z siebie i trzepoczę rzęsami w najgłupszy z możliwych sposobów. Ale kiedy patrzę na niego, zdaję sobie sprawę z czegoś, co może być najlepszą ripostą. I kto się teraz będzie śmiał, co? - Chcesz wiedzieć, co właśnie zauważyłam? Że w sumie to jestem od ciebie wyższa. Jay natychmiast mruży na mnie oczy w sposób mówiący mi, że wie, co chodzi mi po głowie. - Nie, nie jesteś - mówi i natychmiast spogląda na moje stopy, co wydaje mi się dziwne, dopóki nie zauważam, że sprawdza, czy mam na stopach szpilki, których nie mam. Na to uśmiecham się złośliwie i odpowiadam. - Tak, jestem. - Jesteśmy tego samego wzrostu, Ro - odpowiada, wypychając dolną wargę do przodu i robiąc smutną minkę, a moja odpowiedź zajmuje mi kilka sekund bo nagle mam ochotę pocałować jego wypchnięte usta. Ale szybko mi przechodzi, gdy wpadam na pomysł i uśmiecham się. - Nie jestem wyższa. Powinniśmy udać się do apteki i zmierzyć się na tych dziwacznych maszynach, które tam mają - mówię, poruszając brwiami w wyzywający sposób. Jay mruczy coś, czego nie mogę zrozumieć, ale w końcu się zgadza. - Załóżmy się - dodaję, co wyraźnie go rozwesela. Praktycznie widzę małą żaróweczkę nad jego głową i jego usta formują się w ten seksowny uśmieszek. - Może zróbmy tak, żeby było sprawiedliwie? Przegrany pierwszy powie swoje imię. Choć jestem pewien, że znam już twoje - proponuje Jay, puszczając mi oczko i muszę przygryźć wargę, by powstrzymać westchnienie. Wie? Chwila... - Nie, skarbie, nie słyszałem, jak dyrektor wzywał cię na podest. Mack kazała mi założyć słuchawki i włączyć muzykę najgłośniej jak się da. Skąd wiedział, o czym myślałam? - Dobrze - zgadzam się. Jay się uśmiecha i podnosi rękę, bym ją uścisnęła dla podbicia zakładu, ale po chwili zdaje sobie sprawę, że tą dłoń mam splecioną z jego drugą, więc podnosi je do ust i składa lekki pocałunek, tym zatwierdzając nasz zakład. Wow, jego usta są jakie miękkie. Teraz jeszcze bardziej chcę je pocałować. Myślę, że chcę mu to powiedzieć, ale Mack mi przerywa, jak tylko do niej docieramy. Okazuje się, że jest już w samochodzie i ciocia Chloe jest z nią, obie patrzą na nas z głupimi uśmiechami. Dobry Boże, ratuj mnie. - No, no, no, kogo my tu mamy - mówi Mack, a jej głos jest tak irytujący, że mam ochotę uderzyć ją w twarz. Ona uśmiecha się złośliwie, zdając sobie z tego sprawę, ale jej oczy mówią mi, że się cieszy widząc mnie tak szczęśliwą, więc nie mogę się do niej nie uśmiechnąć. - Co tam, McCrazy? - Witam się z uśmiechem podobnym do jej, ale ten znika z jej twarzy. - Gdzie jest Jace? - Pytam, by uniknąć niezręcznej sytuacji. Mam wrażenie, że nie powinnam, bo jak tylko to robię, uśmieszek powraca na twarz Mack i chce mi odpowiedzieć, gdy ciocia się wtrąca i u niej również dostrzegam złośliwy uśmieszek. - Idzie na imprezę do Garretta i zostaje u niego na noc. Ja również zamierzam odwiedzić moją starą znajomą z Mercer Island. Nie przeszkadza ci, że zostaniesz sama na noc, prawda? Och, okej. Chwila, co? One zostawiają mnie z Jay'em na noc. Nie! Nie jestem gotowa. Cholera, cholera, cholera. Mimo, że czuję, jakby przez mój umysł przeszedł właśnie huragan Katrina, to posyłam im najbardziej sztuczny uśmiech, aby wiedziały, że nie podoba mi się ich podstęp. - Nie, nie mam nic przeciwko. Jace często sypia poza domem. Mogę spędzi noc sama w domu. Pójdę wcześniej spać. Słyszę, jak Jay chichocze obok mnie i kiedy zdaję sobie sprawę, że on wiedział o tym całym planie, ściskam mocno jego dłoń, wbijając mu paznokcie w skórę tak mocno by został mu ślad i, żeby pamiętał, by więcej nie robić takich rzeczy Natychmiast słyszę jak przeklina pod nosem, co uważam za bardzo seksowne. No po prostu nie mogę się powstrzymać. - Wszystko gra, kochanie? - Drwię, nieco wyższym głosem, powtarzając jego słowa i zarabiam od niego złowrogie spojrzenie. Śmieję się i pochylam po przodu, by cmoknąć jego policzek, nieco bliżej ucha i szepczę mu do ucha. - Teraz możesz się pieprzyć, bo nie będziesz pieprzył mnie. A on się śmieje! On naprawdę się śmieje. Drań. - Wiedziałem - mówi mi, zadowolony z siebie, kiedy odsuwam się i walczę z pragnieniem pokazania mu środkowego palca, ale postanawiam posłać mu sztuczny uśmiech, na co jeszcze bardziej się śmieje. Mrużę na niego oczy, na co on uśmiecha się do mnie nieśmiało. Nie bądź uroczy! Próbuję być na ciebie zła! - O której jest ta impreza, Mack? - Pytam, nie myśląc dłużej o tej dziwnej sytuacji, bo chcę już stąd wyjść. I wiecie co? Ona się śmieje. I Jay się śmieje! I ciocia Chloe! Mam jakiś znak na czole, czy coś. - Mówiłam ci, że jest powolna - Mack uśmiecha się złośliwie do Jay'a, a on chichocze, kiwając głową ze zrozumieniem. Co?

 - Nie idziesz na imprezę, kochanie. Masz randkę. Ze mną.


________________________

  Ro, Jay, weźcie już przestańcie być tacy słodcy, okej?  



Not Safe For WorkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz