5. Nowa nadzieja

461 38 1
                                    

Następnego dnia, kiedy Emily się obudziła, Renzo już nie było. Dziewczyna podniosła się, przeciągnęła i wygrzebała z łóżka. Przecierając oczy, podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Uśmiechnęła się. Kuzyn odbywał poranny trening z Ivanem. Sądząc po jego jękach, dostawał niezły wycisk. Cóż, jeśli chodziło o wyszkolenie w walce, to musiał się jeszcze dużo nauczyć. Em pokręciła głową. Tuż po nim była jej kolej. Musiała się więc przygotować.

Poszła do łazienki i wzięła zimny prysznic. Znów źle spała. Co noc było to samo. Męczyły ją koszmary, w których pojawiały się wspomnienia. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona w ogóle nic z tych zdarzeń nie pamiętała. Jedyną rozpoznawalną twarzą był Brian. Cieszyła się, że ją odnalazł, bo sama nie byłaby w stanie tego zrobić.

Zakręciła wodę i osuszyła swoje ciało. Ubrała krótkie, białe spodenki, czarną koszulkę i związała włosy w koński ogon. Tak przygotowana powoli zeszła na dół.

- Dzień dobry, Henry - powiedziała, uśmiechają się szeroko do kamerdynera, przygotowującego śniadanie dla Lorenzo.

- Witam, panienko. Jak się spało?

- Nie za dobrze.

- Przykro mi to słyszeć.

W porównaniu do Marka, za którym Emily nie przepadała, Henry był wspaniałym człowiekiem. To nie była dla niego tylko praca. Mężczyzna bardzo angażował się we wszystko, co działo się w rezydencji i w życiu jej i Renzo. Był bardzo pomocny, posiadał też ogromną wiedzę. Interesował się życiem swojego pana, często wspierał Emily, kiedy była przybita. Stawał na głowie, aby wynaleźć dla dziewczyny ziółka, które pomogłyby jej spokojnie spać.

Emily życzyła mu miłego dnia i wyszła na plac za domem. Obolały Renzo kuśtykał w stronę domu. Kiedy dostrzegł kpiący uśmiech na twarzy kuzynki, prychnął niczym oburzony kot.

- Zobaczymy, jak tobie pójdzie. Ivan jest dziś w wyjątkowo dobrej formie - powiedział chłopak i klepnął ją w ramię.

- Doskonale wiesz, że pójdzie mi znakomicie, jak zwykle - odparła Emily i skierowała się w stronę Rosjanina.

Ivan stał i pił wodę. Na jej widok na jego twarzy jak zwykle zagościł szeroki uśmiech.

- Nie szczerz się tak, mnie nie spuścisz takiego łomotu, jak temu łosiowi - ostrzegła go na wstępie, rozpoczynając rozgrzewkę.

- W to nie wątpię, chociaż wymyśliłem dla ciebie coś specjalnego. - Ivan wyszczerzył się jeszcze bardziej, odstawiając wodę i przygotowując się do walki.



Brian obudził się na dźwięk telefonu. Nim zdążył oprzytomnieć, komórka zamilkła. Chłopak spojrzał na wyświetlacz. Siedem nieodebranych połączeń. Wszystkie od Moreau. Natychmiast oddzwonił.

- Co jest?

- Miałeś rację. Co do Abruzziego. Faktycznie jest w mieście. Moi ludzie widzieli go wczoraj w nocy w pobliżu klubu "Albatros".

Brian uśmiechnął się do siebie.

- Co na to twoi agenci we Włoszech?

- Okazało się, że Abruzzi ma w swojej rezydencji tunel podziemny, który prowadzi prosto na jego prywatne lotnisko, oddalone jakieś piętnaście kilometrów.

- No to wszystko jasne.

- Brian, potrzebuję cię. Bądź za dziesięć minut na komisariacie. Musimy obmyślić nowy plan. Tym razem dorwiemy tego drania.

Kill me if you dare ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz