18. Stary przyjaciel

307 25 4
                                    

Jechali już dłuższy czas, a Adam nie odezwał się słowem. Emily również nie miała ochoty na pogaduszki, siedziała głęboko wciśnięta w fotel, odsuwając się od mężczyzny na maksymalną odległość.

Chwilami zastanawiała się, czy zdołałaby mu uciec.

Prędkość była zbyt duża na to, by wyskoczyć w trakcie jazdy. Próba przejęcia kierownicy także mogłaby skończyć się tragicznie. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko cierpliwie czekać na odpowiedni moment. Bo Em nie wątpiła, że taki nadejdzie.

I wtedy coś sobie przypomniała. Dziewczyna zaczęła się histerycznie śmiać, niemalże jak wariatka. Po raz pierwszy Adam zwrócił na nią uwagę. Jego brew powędrowała ku górze.

- Dałeś się zrobić w konia - wydusiła Emily, ocierając cieknące po jej policzkach łzy.

- Nie rozumiem - mruknął.

Brunetka polubiła jego głęboki, brytyjski akcent.

- Ja umieram - powiedziała wprost.

Takiej reakcji się nie spodziewała. Opony zapiszczały na asfalcie, gdy Adam wcisnął hamulec. Autem szarpnęło, gdy gwałtownie skręcił kołami. Żwir i piasek wzbił się w powietrze. W końcu zatrzymali się na poboczu. Ciało dziewczyny poleciało do przodu. Na szczęście miała zapięte pasy, te zaś zapobiegły jej wyleceniu przez przednią szybę.

Emily zaklęła i odgarnęła z twarzy włosy, odwracając głowę w lewo. Cooper patrzył na nią w taki sposób, że ciarki przeszły jej po plecach.

- O czym ty mówisz?

- Jestem zatruta. Znaczy, nie tak, źle to brzmi. Mój wuj regularnie mnie podtruwał. W moim organizmie krąży substancja, która zabije mnie w ciągu 24 godzin, chyba, że dostanę kolejną dawkę.

- Co to za trucizna?

- Nie wiem. Tylko Abruzzi wie.

Adam westchnął i przeczesał dłonią zmierzwione włosy.

- Tego nie było w umowie - powiedział cicho. Mimo to odpalił silnik i wyprowadził samochód na drogę.

Kiedy Em się uspokoiła, jej dobry humor zastąpiła wizja zbliżającej się śmierci. Mina jej zrzedła i na powrót skuliła się w swoim fotelu. Pomyślała, że dobrze byłoby w końcu zejść z tego świata i już więcej nie cierpieć.



Miejscem docelowym ich podróży okazał się całkiem duży i ładny dom. Ogrodzony wysokim żywopłotem, z wieloma zabezpieczeniami, włączając w to budkę z uzbrojonymi po zęby strażnikami. Długi, wyłożony białym kamieniem podjazd prowadził pod same drzwi. Wzdłuż niego rosły niewysokie drzewa o różowych kwiatach, Em nie wiedziała, jak się nazywają. Rozglądała się zaciekawiona i jednocześnie urzeczona pięknem okolicy.

Powinna się była spodziewać ogromnej willi, skoro Adam bez mrugnięcia okiem zapłacił za nią milion funtów.

Mężczyzna zatrzymał samochód tuż przed wejściem. Niemal natychmiast z domu wyłonił się ubrany w garnitur mężczyzna, wiekiem dobiegający siedemdziesiątki. Na nosie miał okulary w drucianej oprawie, siwe włosy starannie zaczesał do tyłu, poruszał się z gracją i wyrafinowaniem. Najwyraźniej był to ktoś z obsługi domu.

Starszy jegomość okrążył samochód i otworzył Emily drzwi. Dziewczyna wysiadła, przyglądając się mu z zaciekawieniem.

- Witam, paniczu Cooper.

- Cześć, Alfredzie. Miło cię widzieć. Zaprowadź, proszę, pannę Calogero do środka.

Alfred skinął głową.

Kill me if you dare ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz