24. Rozstania i powroty

339 23 3
                                    

- Boże, Emily, nie. Nie rób mi tego!

Tyle zdołał wykrzyczeć Brian, nim ekipa lekarzy wpadła do sali i zagłuszyła jego błagania.

Chłopak patrzył na wszystko z boku, chwytając się za głowę i raz po raz powtarzając imię dziewczyny. Głos powoli wiązł mu w gardle, łzy wielkie jak groch toczyły się po jego zarośniętych policzkach.

- Emily...

Wszystko to wydawało mu się być wyjątkowo kiepskim żartem, który ktoś co jakiś czas powtarza, mając z tego niezły ubaw. Tyle że jemu daleko było do śmiechu. Miał ochotę krzyczeć z bólu i wściekłości, czuł wszechogarniającą go bezradność, która oplatała jego wnętrze niczym macki ośmiornicy.

A tego ze wszystkich uczuć nienawidził najbardziej.


Tymczasem gdzieś w Izraelu...


- Szefie, mamy zgodność.

Mężczyzna w zielonym mundurze zbliżył się do podwładnego i spojrzał w monitor. Na ekranie wyświetlały się wyniki badań nad przesłaną z USA próbką. Mieli mało czasu, nie było miejsca na pomyłki.

- Jesteście pewni?

Głos generała był twardy jak stal. Wymagał stuprocentowej pewności, że to właśnie jest lek mogący uratować życie. W przeciwnym wypadku będzie ich to sporo kosztowało.

- Tak, sir. Zgodność w stu procentach.

- No to na co jeszcze czekasz? Łącz mnie ze Stanami, na jednej nodze!



Próba reanimacji trwała już od dobrych piętnastu minut. Szanse z każdą chwilą malały, nadzieja w oczach Briana gasła wraz z nimi. Jego umysł już wiedział, co zaraz usłyszy, a mimo to wciąż bronił się rękami i nogami.

W jednej strasznej chwili lekarze zaprzestali jakichkolwiek działań. Była to najbardziej przerażająca scena, jakiej Brian kiedykolwiek był świadkiem, pomijając widok rozwalonego w drobny mak domu i rozdartych ciał rodziców. Jeden z mężczyzn w białym kitlu spojrzał na zegarek, a chłopak miał ochotę wyć z żalu. Za nic nie chciał dopuścić do siebie tego, że Em odeszła. Na dobre.

- Godzina zgonu szósta trzydzieści dwie. Bardzo mi przykro.

To powiedziawszy, zostawił zdruzgotanego Shepparda samego ze stygnącym ciałem ukochanej.

- Nie, nie, to się nie dzieje naprawdę, nie drugi raz...

Ze łzami w oczach i sercem roztrzaskanym na kawałki chłopak podszedł do łóżka Emily i uklęknął przy nim, biorąc w swoje ręce jej drobną, wciąż ciepłą dłoń.

- Dlaczego, Em, dlaczego? - pytał, nie potrafiąc zrozumieć, jak mógł do tego dopuścić.

Wszystko, co działo się potem, po dziś dzień jest dla Briana niejasne.

Do sali wpadł Ewan ze strzykawką w ręce. Bez słowa dopadł do łóżka, chwycił ramię Emily i wstrzyknął w jej żyły dziwny płyn. Nim Brian zdążył zaprotestować, Cooper uciszył go jednym gestem, po czym całą swoją uwagę skupił na twarzy Em.

Kill me if you dare ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz