12. Teraz albo nigdy

323 29 1
                                    

Łatwo mówić, lecz znaczenie trudniej wykonać.

Brian przez cały czas chodził nabuzowany jak dobrze wstrząśnięta puszka coli. Każdy, kto ośmielił się wejść mu w drogę, został nagrodzony pożądaną wiązanką przekleństw, a jeden pechowiec, który akurat postanowił napaść na kawiarenkę, w której Brian jadł lunch, wylądował na SORze.

Nie miał kontaktu z Emily, dziewczyna nie odbierała jego telefonów. On sam też bał się zbyt często dzwonić, żeby nie wpakować jej w jakieś kłopoty. Całą swoją uwagę skupił więc na przygotowywaniu pułapki na Abruzziego.

Ludzie, których wyznaczono do obserwowania Larry'ego Wostocka nie mieli żadnych nowych wieści. Mafioso wciąż nie skontaktował się z nim w sprawie spotkania.

Wszystko stanęło w miejscu.

Sheppard, jako człowiek o niezwykle porywczym charakterze, nie mógł zaakceptować takiego stanu rzeczy. Był gotów samemu wystawić się Abruzziemu, byle tylko mieć już to wszystko za sobą. Chciał, żeby Emily była u jego boku, bezpieczna i zdrowa.



Siedział w swoim biurze. W ręku trzymał kolorowy zakreślacz, który przekładał z ręki do ręki. Jego wzrok utkwiony był w ściance boksu. Widniały na niej różne zdjęcia, wycinki prasowe i osobiste notatki.

Z odrętwienia wyrwał go telefon. Odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.

- Stary, gdzie ty się podziewasz?

W słuchawce usłyszał znajomy głos.

- Jestem w biurze - poinformował Michaela.

- A co z Rajdowymi Wojnami? Wyścigi już się zaczęły, wszyscy są, tylko ciebie nie ma! - powiedział Mike z wyrzutem.

Brian uderzył się otwartą dłonią w czoło.

- Całkiem zapomniałem!

- Ja wiem że zapomniałeś, dlatego masz mnie - odparł rzeczowo Mike. - A teraz rusz ten swój seksowny tyłeczek i przyjeżdżaj wygrać trochę pieniędzy. Nadal nie spłaciłeś swojego długu.

Policjant rozłączył się i szybkim krokiem opuścił komisariat.



Pojechał do domu. W biegu zdjął koszulę i poszedł pod prysznic. Kiedy już się odświeżył, wygrzebał z szafy zieloną bluzę z kapturem, wciągnął ciemne jeansy, założył swoje niezawodne czarne trampki i zszedł do garażu. Wsiadł do swojego Mitsubishi i wyruszył w drogę.


Od pustyni, na której odbywały się Wojny dzieliło go kilkadziesiąt minut jazdy. Bardzo się spieszył, więc nie zajęło mu to dużo czasu. Przybył na miejsce i na widok tłumów uśmiechnął się.

To będzie dobry dzień, pomyślał.

Nie wiedzieć jakim cudem, Mike podszedł do niego niemal od razu. Ten koleś miał chyba w głowie jakiś radar, który piszczał za każdym razem, kiedy Brian był w pobliżu

Czarnoskóry uśmiechnął się szeroko i pomachał przyjacielowi.

- No, nareszcie! Chodź, twój przeciwnik już czeka. Załatwiłem ci wyścig o całkiem przyzwoitą kwotę.

- Jaką?

- Cztery patole.

Blondyn skinął głową. Wrzucił bieg i powoli, wymijając plątających się wszędzie ludzi, podjechał na swoje stanowisko. Czekało tam już na niego bordowe audi a3, przy którym stał wysoki mulat o intensywnym spojrzeniu zielonych oczu.

Kill me if you dare ≫ P. Walker ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz