Rozdział XX

1.2K 121 4
                                    

- Ugh, przed wyjazdem dałam radę ją zasunąć! - krzyknęłam, zdenerwowana. Usiadłam na walizce próbując ją domknąć.

- Zawsze tak jest. - wzruszył ramionami Krystian, rozbawiony całą sytuacją.
 - Daj, pomogę ci. - powiedział spokojnie, łapiąc mnie w talii i delikatnie ściągając z walizki. Poczułam przyjemne dreszcze.

Ogar mózgu, to tylko przyjaciel!!!!!

Nie wiem jakim cudem, ale blondyn poukładał wszystko tak, że walizka spokojnie się zasunęła.
 - Ta da! - krzyknął, wstając z klęczek. W tym samym momencie poczułam wibracje w kieszeni. Ostrożnie wyjęłam telefon i przeczytałam sms'a od mamy.

Mama: Będę jutro o 12
 Ja: OK.

- Będę za tobą tęskniła. - westchnęłam. Wzruszył ponownie ramionami.

Serio?!

- Ta. Jasne. Zapomnisz o mnie. Tylko Max się będzie dla ciebie liczył. - burknął, zimnym, bezuczuciowym tonem.
 - Skąd wiesz?! - warknęłam.
 - Siedziałaś tu sama, to sobie znalazłaś kogoś, żeby się nie nudzić. A teraz wyjedziesz i nigdy się już nie zobaczymy - powiedział, z obojętnością na twarzy.
 - Jak możesz?! - podniosłam głos, wyrzucając ręce w górę, dając upust złości.
 - Nawet mi na tobie nie zależy. - dodał. To mnie dopiero zabolało.
 - Wyjdź. - rozkazałam, czując gromadzące się łzy pod powiekami.
 - WYJDŹ! - krzyknęłam ponownie. Pchnęłam go mocno w stronę drzwi. Ledwo drgnął. Podziwiałam jego siłę. Powoli opuścił mój pokój, trzaskając drzwiami.

- Co za bipolarny cham! - załkałam, chowając twarz w dłoniach. Czułam, jakby moje serce rozpadało się na kawałki. Nie wiem, ile płakałam. W każdym razie, gdy poszłam do łazienki, byłam przerażona. Oczy były opuchnięte i zaczerwienione. Nos podrażniony, od ciągłego wycierania go chusteczkami. Nie mogłam rozstać się z nim w takiej atmosferze. Nie mogłam. Wpuściłam ciężkie powietrze, związując potargane włosy w kucyka. Zeszłam do jadalni, prosząc o kanapki. Wtedy zauważyłam znaną mi postać.
 - Nie mogę uwierzyć, że już jutro cię tu nie będzie. - westchnął Aleks ciężko, siadając obok mnie.
 - Zaopiekujcie się dobrze Tequillą. - szepnęłam. Ponownie poczułam łezkę w oku, przypominając sobie strachliwą, piękną klacz. Przez ten krótki okres naprawdę się polubiłyśmy. Oprócz Krystiana za nią będę tęsknić najbardziej.
 - Za mało czasu z tobą spędzałem. - powiedział, strzepując kurz z dżinsów.
 - Wystarczająco. - prychnęłam.
 - Musisz tu częściej przyjeżdżać. - zignorował moją odpowiedź. Myśl o częstych spotkaniach z Tequillą i Krystianem poprawiła mi humor. Była jednak tak bardzo nierealna. Kiwnęłam lekko głową, po czym wstałam od stołu i pomaszerowałam do stajni. Cicho weszłam do czystego boksu ukochanego konia. Zarżała cicho na mój widok. Pogłaskałam ją po szyi, następnie zaczęłam masować jej szyję. Przymknęła swoje oczy, z długimi, gęstymi rzęsami, odprężając się.
 ***
 - Co ja tu... - powiedziałam, rozglądając się. Leżałam na słomie, przykryta derką, a ciekawska Tequilla przyglądała mi się. Zachichotałam. Pomogła mi choć trochę zapomnieć o blondynie z idealnymi dołeczkami, żywymi oczami i wyrzeźbionymi mięśniami. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za jego głosem, dotykiem, śmiechem. Otrzepałam się ze słomy i wyszłam z boksu. W stajni nie było nikogo. Opuściłam budynek, zastanawiając się, gdzie mógł podziać się Krystian. Promienie słońca opatuliły moją twarz. Wzięłam głęboki oddech. Powietrze było przyjemne i świeże. I wtedy go zobaczyłam. Siedział nad oczkiem wodnym, rzucając do niego kamieniami. Myślał nad czymś intensywnie. Czułam jak serce wali mi mocniej. Podeszłam pewnym krokiem do chłopaka.
 - Krystian. - wyszeptałam.
 - Paula. - odpowiedział, obracając twarz w moją stronę.
 - J-ja... ja przepraszam za wczoraj. Nie chciałam, żebyś tak pomyślał... - zaczęłam się jąkać.
 - Nie masz za co mnie przepraszać. To ja potraktowałem Cię okropnie. Powiedziałem coś, czego nie chciałem. - odpowiedział, pełnym winy głosem.
 - Nie chcę się z tobą kłócić... - wymamrotałam, ledwie słyszalnym tonem.
 - Kocham Cię Paula. - powiedział, nachylając się i całując mnie delikatnie. Odsunął się, obserwując moją reakcję. Poczułam przyjemne dreszcze rozchodzące się po moim ciele. Uśmiechnęłam się lekko, po czym przejęłam pałeczkę. Wpiłam się zdecydowanie, ale uważnie w jego usta. Gęsia skórka obeszła całe moje ciało. Założyłam mu ręce na kark, pogłębiając pocałunek. Gdy w końcu zaczęło nam brakować powietrza, oderwaliśmy się od siebie nie chętnie.
 - Nawet nie wiesz, ile na to czekałem. - wyszeptał.
 I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie dam rady stąd wyjechać.

 



NieujarzmionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz