VII

815 67 2
                                    

 - Calum zamknij ryj! - warknąłem do bruneta, który prowadził samochód, śpiewając, a raczej krzycząc, jedną z piosenek Nirvany.

 - Wyluzuj bo marudzisz - mruknął Michael, rzucając mi blanta.

Westchnąłem.

 - Muszę być ogarnięty, sami sobie palcie.

 - Ja chętnie - zachichotała Mile, wyrywając mi z ręki skręta.

Wyjęła z torebki zapalniczkę i podpaliła blanta, zaciągając się.

 - To ty palisz? Myślałem, że jesteś grzeczną dziewczyną, taką cnotką. - zarechotał Ashton, zabierając od niej skręta, po czym również mocno się zaciągnął.

Charakterystyczny zapach dotarł do moich nozdrzy na co westchnąłem. Choćbym jak bardzo chciał, nie powstrzymam się od nie zapalenia tego.

 - To jest uciekinierka, a ty się dziwisz, że pali marychę... ona pewnie codziennie przed kolacją wypala jakiś gram. - prychnął Calum. Ashton podał mu skręta i tak z ręki do ręki, zioło doszło do mnie.

Wziąć czy nie? Boże, człowieku, co ci szkodzi jeden mach? Przegrałem i tak oto w ten sposób, zatrzymaliśmy się na dworcu w Stafford, czekając na Zoe, przyjaciółkę Mile, śmiejąc się nie wiadomo z czego.

 - Wysiadam - rzekła Mile.

Jej oczy były przymrużone, a białka czerwone. Ja pewnie sam nie wyglądałem lepiej.

 - Otwórz drzwi - powiedział jakiś głos.

Rozejrzałem się po samochodzie. Milarie szarpała się z klamką, siedząc na kolanach Ashtona, który liczył kości w dłoni, Calum bawił się pomadką do ust Mile, a Michael się po prostu śmiał.

 - Nie potrafię - wzruszyłem ramionami.

 - No otwórz kretynie!

 Wyprostowałem się, uderzając pięścią w drzwiczki auta.

  - Sam sobie otwórz, boże! - krzyknąłem.

Calum odwrócił się w moją stronę z rozdziawioną buzią.

 - Stary, z kim ty gadasz? - uniósł wysoko brwi, a reszta znajomych wybuchnęła śmiechem.

Przewróciłem oczami i wyszedłem z auta.
Po chwili niska szatynka stanęła obok mnie, szczerząc się.

 - Popęka ci zaraz - wskazałem na usta.

Dziewczyna znowu zaczęła rechotać, co w pewnym momencie mnie zirytowało. Kiedy miałem rzucić jakiś nieprzyjemny komentarz, podbiegła do nas wysoka, szczupła blondynka, rzucając się na szyję Mile.

 - O stary co za laska - sapnął Calum, stając obok mnie. Reszta chłopaków, również przyglądała się przyjaciółce Milarie z nieukrywanym wrażeniem. - O stary, ona u mnie przekima.

 - O stary, będziesz ciągle powtarzał ,,o stary"? - zapytała blondynka, odwracając się w naszą stronę. - wszyscy zjarani... - westchnęła. - Jestem Zoe.

 - O mój boże! - krzyknęła Mile i pobiegła do ławki na przeciwko, na której siedziała starsza pani. Pobiegłem za nią.

 - Co się stało? - zapytałem.

Czułem się, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie, a krew płynęła mi w żyłach. Zaraz... Przecież krew płynie w żyłach.

 - Powróżę pani - westchnęła szatynka, łapiąc za dłoń wystraszonej kobiety. - widzę dzieci... będzie miała pani duuużo dzieci! - parsknęła.

 Złapałem ją za ramię, unosząc.

 - Przepraszam panią, koleżanka źle się czuję - mruknąłem.

 Pociągnąłem dziewczynę w stronę grupki przyjaciół, którzy zawzięcie o czymś gadali.

 - Ona wróży - mruknąłem.

 - Luke! - pisnął Michael, podchodząc do mnie i kładąc dłonie na mojej twarzy. - jaką ty masz gładką skórę, jak pupcia niemowlaka... wylizałbym ją, ale jestem hetero.

 - Boże, nawet ja nie mam takiego odjazdu jak oni, co nie mała? - Zoe zwróciła się do Mile, z uniesionymi wysoko brwiami.

 - Kupie sobie kaktusa - szatynka wzruszyła ramionami, kierując się w stronę TESCO, które było przy dworcu. Pobiegłem za nią, łapiąc ją za nadgarstek.

 - Musimy wracać.

 - Kto nas woła? - zmarszczyła brwi, przyglądając mi się.

 To będzie długi powrót.

Girl || Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz