IV

1K 85 2
                                    

 Milarie, praca w barze szła świetnie. Dziewczyna miała tylko, co prawda obsługiwać stoliki, jednak ludzi do lokalu przyszło tyle, że pomagała również za barem. Nalewałem właśnie whisky Bradowi, naszemu stałemu klientowi, kiedy do baru weszła Krysthian, moja babcia.

 - Luke, co tu taki ruch? - zachichotała.

Krysthian jest kobietą po siedemdziesiątce, która wygląda na czterdziestkę i nie mówię tego tak po prostu, ona naprawdę wygląda lepiej od mojej matki, która ma dopiero trzydzieści osiem lat. Jest szczupła i wysoka, a do tego prawie w ogóle nie ma zmarszczek.

 - To dzięki nowej kelnerce - uśmiechnąłem się, przyciągając do siebie Mile.

 - Och, a to czemu zatrudniłeś nową kelnerkę? - zapytała, dokładnie skanując wzrokiem szatynkę.

 - Bo starą zwolniłem. - prychnąłem. - Babciu, to jest Milarie, Mile, to jest moja babcia, Krysthian.

 - Moja szefowa - uniosła lekko kąciki ust, wyciągając dłoń do mojej babci, która ją od razu uścisnęła.

 - Babciu, Mile się u nas zatrzyma na trochę, dopóki jej sytuacja finansowa się nie poprawi.

 - A to dlaczego? - zapytała, siadając na stołku barowym.

Mile poszła zanieść zamówienie do stolików, a ja nachyliłem się do kobiety.

 - Chcę jej pomóc, poznałem ją zapłakaną, a do tego jakiś mężczyzna ją gonił... spójrz na jej ręce, tak dyskretnie. - nie podobało mi się to, że mówię to wszystko komuś, jednak moja babcia, była zawsze osobą, której mogłem się zwierzyć. Zawsze mi doradzała i ufałem jej. Była i jest, naprawdę ciepłą kobietą, która jest skora do pomocy innym.

 - Ale, że co ma na rękach? Sznyty? - uniosła wysoko brwi, a ja pokiwałem przecząco głową, odsuwając się. To co widziałem, na pewno nie było bliznami po cięciu się, tylko siniakami i bliznami po biciu - a przynajmniej tak mi się wydaje.

 Wytarłem szklankę i spojrzałem na zegar.

 - Josh, zaraz przyjdzie Nela i Ted, zabieram Milarie i wychodzę - krzyknąłem do barmana. Chłopak pokiwał głową, więc odłożyłem wszystko co miałem w rękach i wyszedłem za ladę.

Niska szatynka podeszła do mnie z zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

 - Wybieramy się gdzieś?

 - Zgaduję, że jesteś zmęczona, a jest po dwudziestej. Za niedługo moja mama będzie robić kolację, więc chciałbym cię przedstawić - puściłem jej oczko, łapiąc za nadgarstek i ciągnąc w stronę zaplecza. - Ubieraj się i idziemy.

   Po piętnastu minutach wchodziliśmy już do mojego domu. Odłożyłem walizkę dziewczyny pod ścianę i zdjąłem buty. Mile lekko speszona, również zdjęła swoje nakrycie i niepewnie stanęła obok mnie.

 - Może przedstawisz swojej mamie delikatnie tą sytuację, ponieważ ja się, tak trochę... - nie dane było jej dokończyć, gdyż do przedpokoju weszła moja matka.

 - Luke! Mile! Już jesteście, chodźcie bo jedzenie wystygnie! - zaszczebiotała, łapiąc pod ramię szatynkę i ciągnąc w głąb domu, mnie zostawiając w zamurowaniu.

Coś mnie ominęło? Zapytałem sam siebie i poszedłem do jadalni, w której siedzieli już wszyscy. Mój ojciec Rob, matka Natasha i siostra Luisa, i oczywiście Mile, która miała szok wraz z zdenerwowaniem na twarzy. Posłała mi pytające spojrzenie, na co wzruszyłem ramionami.

 - Kochanie, przyniesiesz ze mną sok z kuchni? - zapytała mnie matka, kierując się w stronę niebieskich drzwi, które prowadziły do jej ,,świątyni" o nazwie, kuchnia.

 - Co jest nie tak? - zapytałem, kiedy byliśmy już w kuchni, a moja rodzicielka przelewała sok pomarańczowy do dzbanka.

 - Twoja babcia już dzwoniła i wszystko wyjaśniła - powiedziała, odwracając się w moją stronę. - Masz jej pomóc, Luke. Pastor Noah, dzwonił do mnie i mówił o mężczyźnie który biegał po mieście i pytał wszystkich czy widzieli gdzieś ,,tą małą sukę". Połączyłam fakty i liczę na ciebie, że się nią zaopiekujesz. - wyminęła mnie i weszła z powrotem do jadalni.

zostaw komentarz ♥

Girl || Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz